W Italii można marzyć

Krzysztof Straszak , foto:

Krzysztof Straszak

Włosi mieli w tym sezonie multum okazji, by oglądać na żywo zawodników rywalizujących w cyklu ATP Tour. Nowe pokolenie ich tenisistów mierzy się z historią napisaną blisko pół wieku temu, ale też z kontuzjami.

Z powodu problemów ze zdrowiem (zapalenie rozcięgna podeszwowego) wiele z tenisowego roku stracił Matteo Berrettini. Kontuzja prawej dłoni wykluczyła z kolei z gry w końcówce sezonu Jannika Sinnera. To dwie największe nadzieje Włochów na singlowy tytuł wielkoszlemowy, na który czekają w męskim tenisie od 1976 r., kiedy to w Paryżu zwyciężył Adriano Panatta.

Po zakończeniu karier przez całą generację tenisistek, z których najpierw Francesca Schiavone, a potem Flavia Penetta sięgały po tytuły wielkoszlemowe w grze pojedynczej, nie mówiąc o ich sukcesach deblowych i w rozgrywkach Fed Cup, fani tenisa na Półwyspie Apenińskim nie zaznali dużej pustki. Berrettini, ubiegłoroczny finalista Wimbledonu, w tym sezonie nie zdołał zakwalifikować się do ATP Finals. — Grał za mało, niestety — mówi Ivan Ljubičić, manager Berrettiniego i były trener Federera, w wywiadzie dla “La Gazzetta dello Sport”. — Niektórzy go krytykują, ale ja podchodzę do tego od innej strony: właśnie dlatego, że skumulował mało meczów, sezon w jego wykonaniu należy ocenić na znakomity. Jak będzie zdrowy, zakwalifikuje się do kolejnych dziesięciu edycji ATP Finals, bo to jest jego miejsce.

Na dwa tygodnie przed końcem sezonu, który nastąpi podczas finałów Pucharu Davisa w Maladze, borykający się z urazem stopy Berrettini nie jest pewny występu tamże. Byłby to cios dla ekipy narodowej, bo już wcześniej udział wykluczył Sinner.

Tenisowe Giro d’Italia

Włosi, i to nie tylko ci interesujący się sportem, zdążyli dobrze poznać twarze Berrettiniego, który jest ambasadorem luksusowego domu mody, oraz Sinnera, reklamującego bank-sponsora ATP Finals w Turynie. Turniej w tym roku nie miał jednak na liście startowej Włochów.

Stolica Piemontu po raz drugi z rzędu ugościła najlepszych zawodników sezonu. W tygodniu poprzedzającym te zmagania w Mediolanie odbyły się zawody dla najlepszych młodych tenisistów sezonu. I należy im się uwaga, bowiem z siedmiu finalistów Next Gen ATP Finals z poprzednich czterech edycji, czterech weszło do Top 10, a Carlos Alcaraz aż na tron rankingu.

Oprócz wspomnianych turniejów dla najlepszych graczy sezonu i, rzecz jasna, prestiżowych międzynarodowych mistrzostw Italii w Rzymie, w kalendarzu ATP pojawiły się w tym roku dwie mniejsze imprezy we Włoszech – we Florencji i Neapolu. Wcześniej, we wrześniu, w Bolonii odbył się jeden z czterech turniejów kwalifikacyjnych do finałów Pucharu Davisa.

Tylko w jednym z tegorocznych wydarzeń tenisowych na włoskiej ziemi wystąpił duet najlepszych aktualnie krajowych singlistów. Berrettini i Sinner stworzyli ekipę podczas grupowych zmagań w Pucharze Davisa. Włoskie zasoby na tej dwójce się jednak nie kończą. W marcu, podczas tegorocznej inauguracji Pucharu Davisa, zdobywcą decydującego o awansie do fazy grupowej punktu w rywalizacji ze Słowacją w Bratysławie okazał się Lorenzo Musetti.

Lollo, ten trzeci

W październiku w Neapolu, na stadionie z widokiem na zatokę, o tytuł nowego turnieju ATP walczyli Berrettini i Musetti. Wygrał ten drugi – talent z Carrary. Wkrótce zagrał w kraju ponownie, jako faworyt Next Gen ATP Finals w Mediolanie. Furory nie zrobił, ale po wszystkim przyznał, że mimo wszystko za nim niesamowity rok, który w styczniu wziąłby był w ciemno.

Włosi mieli w Mediolanie trzech singlistów, ale żaden nie wyszedł z grupy. Zamiast wielkiego rozczarowania było jednak raczej zadowolenie z zebranego doświadczenia, szczególnie w przypadku Matteo Arnaldiego i Francesco Passaro. Obaj urodzili się w 2001 r., jak Sinner. Arnaldi ma za mentora Fabio Fogniniego.

Przed trzema laty Fognini, będąc już po trzydziestce, zadziwił tenisowy świat i został najstarszym graczem, jaki kiedykolwiek zadebiutował w Top 10 rankingu. Przetarł szlak Berrettiniemu i Sinnerowi. Dziś Fognini nie mieści się nawet na podium w krajowej hierarchii, choć w reprezentacji jest podporą gry podwójnej razem z Simone Bolellim.

Na Musettiego mówią Lollo. Jest najmłodszy w pierwszym szeregu włoskich tenisistów. Według Paolo Bertolucciego, członka jedynej włoskiej drużyny, która sięgnęła po Puchar Davisa (1976), Musetti jest świadomy swoich możliwości, ale czasem stawia przed sobą zbyt duże wymagania.

Surowa porażka z Djokoviciem w Bercy (0:6, 3:6) ma być przykładem na to, że Musettiemu brakuje obycia na najwyższym poziomie. „Oglądając początek meczu — analizuje Bertolucci w “La Gazzetta dello Sport” — można było zauważyć, jak Djoković opóźnia wejście na kort, by wywrzeć jeszcze większą presję na rywalu, po czym nawet na niego nie patrzy. W tym czasie Musetti wygląda, jakby nie mógł się doczekać, by Djokovicia pozdrowić i brać razem z nim udział w tym spektaklu. To psychologiczne sztuczki, których uczysz się z czasem, grając dziesiątki spotkań na tym poziomie. Musetti będzie musiał nauczyć się panować nad emocjami i traktować rywali lepszych od siebie z respektem, ale bez grozy”.

Kilka tygodni wcześniej los chciał, że Musetti, bohater z Bratysławy, nie inaczej, niż z powodu kontuzji, nie wystąpił w Bolonii. Włoski związek tenisowy zadbał jednak, by uhonorować chłopaka, który w swoim singlowym debiucie w reprezentacji być może rozpoczął bieg Italii po coś wielkiego. Może taka była sugestia autorów wystawy pod halą, w której Włosi wygrali zmagania ze Szwedami, Chorwatami i Argentyńczykami, kwalifikując się do ćwierćfinału.

Mit ‘76

Ostatni akord sezonu może być najsłodszy. Turniej finałowy Pucharu Davisa w Maladze zacznie się dla Italii 24 listopada, kiedy w trzecim ćwierćfinale zmierzą się z Amerykanami. Pozytywną atmosferę wokół ekipy narodowej podtrzymuje zrealizowany w tym roku dokument o zdobywcach Pucharu Davisa z 1976 r. Nie należy się dziwić, że ten triumf, wywalczony w okresie politycznej zawieruchy w Santiago de Chile, został zmitologizowany. Był także dziełem kapitana Nikoli Pietrangelego, który w reprezentacji daviscupowej dzierży wszystkie możliwe rekordy i do dziś jest zawodnikiem z największa liczbą meczów w rozgrywkach.

Pietrangeli ma 89 lat i wciąż wypowiada się na tematy tenisowe. Aktywni są także inni bohaterowie z 1976 r. Niedawno Adriano Panatta został stałym gościem, a właściwie współprowadzącym niedzielnego programu sportowego w publicznej telewizji. Wspomniany Bertolucci jest regularnym komentatorem tenisowych wydarzeń. Corrado Barazzutti z kolei przez niemal dwie dekady był kapitanem zarówno męskiej, a przez większość tego czasu także kobiecej reprezentacji, z którą czterokrotnie wygrał Fed Cup, po czym pomógł Fogniniemu odnieść życiowe sukcesy.

Od stycznia 2021 r. Barazzuttiego na stanowisku kapitana męskiej kadry zastąpił Filippo Volandri. W 2004 r. Łukasz Kubot pokonał Volandriego w jego rodzinnym Livorno, wyrównując na 2:2 stan meczu o awans do Grupy I Strefy Euroafrykańskiej. Po pięciosetowej batalii Mariusza Fyrstenberga w decydującej grze ulegliśmy wtedy Italii. Inne czasy. Biało-czerwoni w przyszłym roku podejmą kolejną próbę wejścia do elity. Włosi już tej jesieni chcieliby sięgnąć po srebrną salaterkę.