Rozmowy po Cichu: Wiera Łapko

Antoni Cichy , foto: Tenisklub

Antoni Cichy

– Na Białorusi dostajemy za darmo dużo więcej niż zawodnicy z innych krajów. Tylko nie zawsze ma to wiele wspólnego z profesjonalizmem – opowiada Wiera Łapko, nadzieja Białorusinów na drugą Wiktorię Azarenkę, mistrzyni juniorskiego Australian Open.

Z Wierą Łapko rozmawia Antoni Cichy

W 2016 roku okrzyknięto ją następczynią Azarenki. Zwyciężyła w Melbourne, a wcześniej jedyną Białorusinką, która odniosła wielkoszlemowy sukces wśród juniorek, była popularna „Wika”. Porównania nasuwały się same. Przez ponad rok walczyła o punkty w mniejszych turniejach, ale nie potrafiła się przebić.

W ostatnich miesiącach kariera obecnie 19-letniej Łapko znów przyspieszyła. Zagrała kilka świetnych turniejów ITF Pro Circuit, co otworzyło jej furtkę do rywalizacji na szczeblu WTA. Zagrała i to znakomicie. Z kwalifikacji dotarła aż do ćwierćfinału w Moskwie.

Przed mistrzynią Australian Open 2016 i jej rodaczkami finał Pucharu Federacji, w którym Białorusinki staną przed szansą historycznego triumfu. Kiedy z nią rozmawialiśmy, jeszcze przed sukcesem w Moskwie, miała mieszane uczucia. Do wyniku zespołu się nie przyczyniła.

– Znalazła się pani na szczycie tenisa juniorskiego, a potem nieco przepadła w turniejach ITF niższej kategorii. Czuła pani czasem złość?

– Wiedziałam, czego się spodziewać, byłam na to przygotowana. Zmieniłam trenera i właśnie to mi tłumaczył. Każda z tenisistek musi przez przejść przez ten czas, a dla mnie to nic nowego. Cieszę się każdym występem. Nie przykładam wielkiej wagi do rangi turniej, do tego czy to dwudziestki piątki, setki czy WTA. Ja po prostu staram się poprawiać moją grę. Tyle.

– Czy triumf w juniorskim Australian Open ułatwił wejście do zawodowego tenisa?

– Moim zdaniem mi wręcz utrudnił. Ale u każdego wygląda to inaczej. Jednej osobie może pomóc, innej wcale nie. Mnie akurat było ciężej.

– Chcę pani przez to powiedzieć, że odczuwała większą presję?

– Pół na pół. Nie towarzyszyła mi żadna presja, kiedy wróciłam z Australian Open, także w kolejnych miesiącach, czułam się dobrze. Później zaczęło się pojawiać ciśnienie, lokalni mieszkańcy, Białorusini, oczekiwali ode mnie wielkich wyników. Powtarzałam „poczekajcie, jeszcze nie jestem tak dobra”. To, że wygrałam juniorski Australian Open nic nie oznacza. Juniorski tenis to juniorski tenis, całkiem inna bajka niż zawodowy. Czułam presję, ale wychodzę na prostą.

– Nasz tenis kobiecy wyglądał długo podobnie – jedna tenisistka w Top 10. Słyszała pani o sobie, że jest kolejną Wiktorią Azarenką, tak jak młode dziewczyny mogły usłyszeć, że są następczyniami Agnieszki Radwańskiej?

– Tak, oczekiwali ode mnie wielkich sukcesów. To bardzo trudne. Kiedy ktoś zwycięża w juniorskim szlemie albo przebija się do Top 100, ludziom się wydaje, że już będzie wygrywał wszystko, jak leci. Nie rozumieją, że to nie takie proste. Po triumfie w Australian Open czułam się obarczona presją. Później pojawiła się inna dziewczyna, dostała się do Top 120, zagrała w Fed Cupie, wygrała w dwa mecze i to o niej zaczęli mówić, że będzie odnosić zwycięstwo za zwycięstwem. Niektórzy zapominają – my po prostu gramy w tenisa, tak jak oni chodzą do pracy.


Wiera Łapko to druga obok Wiktorii Azarenki mistrzyni juniorskieg turnieju wielkoszlemowego z Białorusi (fot. AFP)

– Jak wygląda zainteresowanie tenisem na Białorusi? Jest popularny?

Teraz stał się bardziej popularny po naszym awansie do finału Pucharu Federacji. Kiedy weszłyśmy do Grupy I Światowej, to przeszło bez większego echa. Po zwycięstwie w ćwierćfinale, przed półfinałami zaczęło się. Wszyscy oszaleli na punkcie Pucharu Federacji, robotnicy, pracownicy fabryk, po prostu wszyscy.

– A jak przekłada się to na rozwój tenisa? Działają programy wspierające rozwój młodzieży?

– Nie do końca mi się podoba to, co dzieje się na Białorusi. Jednym jest dobrze, innym znowu źle. Każdy stara się znaleźć jakieś wyjście. Ja znalazłam – sponsora. Jestem szczęśliwa z tego powodu, teraz mi się układa. Ale jak sytuacja wygląda u innych, nie do końca wiem. Sama mam zapewnione korty do treningu, basen, więc trudno na coś narzekać. Może poza pogodą, gdyby w zimie było 25 stopni, nie musiałabym wyjeżdżać na przygotowania do Stanów Zjednoczonych. To, że mnie jest dobrze, nie znaczy jednak, że mogę się wypowiadać za innych i mówić, jak im jest.

– Mam nadzieję, że pani nie urażę, ale Białoruś nie należy do najbogatszych krajów…

– Oczywiście, że nie. (śmiech)

– To także musi stanowić pewną przeszkodę dla młodych tenisistów.

– Ale mamy za to inne rozwiązania, są centra tenisowe, gdzie młodzież, zawodnicy mogą pójść i pograć. Z tego co wiem, tenisiści z wyższej półki nie muszą płacić za korty, jedyne koszty to opłacanie trenerów. Na Białorusi dużo więcej dostajemy za darmo niż zawodnicy z innych krajów. Mam na myśli zawodowców. Tylko tak jak mówiłam, nie zawsze ma to wiele wspólnego z profesjonalizmem. Są trenerzy, którzy nie do końca mają pojęcie o trenowaniu, nie prezentują tak wysokiego poziomu jak szkoleniowcy z USA czy Europy. Wiedzę może mają nawet taką samą, bardziej chodzi o wykonanie.

– To jeszcze spadek po Związku Radzieckim?

– Tak myślę. Ludzie ze Związku Radzieckiego nie byli w stanie nigdzie podróżować, pojechać i zobaczyć, jak wygląda świat, jak wyglądają pewne sprawy od środka. Nie można nam odmówić potencjału, brakuje tylko profesjonalizmu. To nasza słabostka. Takie jest moje zdanie.


Repezentacja Białorusi. Od lewej: Łapko, Sasnowicz, Dubrou (kapitan), Sabałenka, Marozawa (Fot. AFP)

– Jak ważna jest dla pani obecność w reprezentacji w Fed Cup?

– Wie pan… nie zagrałam w żadnym meczu. Jestem szczęśliwa z powodu drużyny, postępu, jaki wykonała, awansu do finału. Ale ja chcę grać. Jeśli nie gram, nie odczuwam takiej ekscytacji. Jestem szczęśliwa, kiedy dziewczyny zwyciężają, ale nijak ma się to do mnie samej, skoro nie wychodzę na kort.

– Tak jakby była pani częścią drużyny, ale nie do końca?

– Wspieram dziewczyny, razem trenujemy, robiłam wszystko, żeby być przygotowana przed meczami. Ale nie grałam. O to chodzi.

– Bez Azarenki awansowałyście do finału. Czasem łatwiej o sukces zespołowy bez gwiazd?

– Pamiętam, że w Pucharze Federacji po raz pierwszy grałam w 2015 roku. Azarenka była wtedy w drużynie. Bardzo dobrze się czułam przy niej. Wnosi do zespołu atmosferę profesjonalizmu, a na Białorusi czasem tego profesjonalizmu brakuje. A tenis to sport dla profesjonalistów, więc Azarenka w pewnym sensie świeci przykładem. Dobrze, kiedy ją mamy. Wprowadza taką atmosferę, że każda z dziewczyn chce do niej dociągnąć. Ale udowodniłyśmy już – bez niej też potrafimy grać.

– Na zakończenie. To w Katowicach zadebiutowała pani w turnieju WTA. Jak kojarzy się pani Polska?

– Tak, rok temu debiutowałam. Mówiąc szczerze, spodziewałam się czegoś nieco lepszego, ale podobało mi się. Znaczy nie podobało, bo przegrałam. (śmiech) Było dobrze, lubię WTA, lubię tę otoczkę. Ale poza tym nie miałam okazji zobaczyć Polski, byłam tu tylko na turnieju.