Korespondencja z Turynu. Inna liga

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: Własne, foto: AFP

Po siedmiu latach Novak Dżoković znowu wygrał Nitto ATP Finals. To jego szósty tytuł w tych rozgrywkach. Nie samo zwycięstwo budzi największy podziw, a sposób, w jaki je odniósł, bo Serb – mimo wcale nie najwyższej formy – nie przegrał w Turynie meczu i stracił tylko jednego seta – w spotkaniu bez stawki z Daniiłem Miedwiediewem.

Mateusz Grabarczyk, korespondencja z Turynu

Dla świata sportu niedziela 20 listopada to nie tylko finał tenisowego sezonu. To także – a może przede wszystkim – początek piłkarskich mistrzostw świata, o których głośno jest zawsze, ale w tym roku nie tylko ze względów sportowych. Novak Dżoković i Casper Ruud musieli się z tym pogodzić i poczekać na swój finał do godziny 19, a wszystko dlatego, by ich pojedynek nie kolidował z meczem otwarcia Kataru z Ekwadorem.

Pierwszy set był jak solidna partia szachów. Obaj zawodnicy od początku byli bardzo skupieni i pilnowali własnych podań jak oka w głowie. Chociaż utrzymanie ich nie przychodziło im łatwo. Gemy były wyrównane, a returnujący mieli swoje szanse. Gdy jednak dochodziło do najważniejszych akcji, to serwujący stawiał kropkę nad i. Wydawało się, że inny scenariusz niż tie break nie wchodzi w grę, jednak kilka szczęśliwych zagrań Serba w dwunastym gemie dało mu setbola, którego nie zmarnował. W drugim secie Dżoković szybko zdobył przewagę przełamania, po czym jego gra weszła na jeszcze wyższy poziom. Serb popełniał bardzo mało błędów, trafiał blisko linii i nie pozwalał na wiele i tak przecież dobrze prezentującemu się Ruudowi. Norweg robił, co mógł, ale nie dał rady już dobrać się do skóry przeciwnikowi. Dżoković utrzymał breaka do końca i wygrał.

Niedosyt pozostał

Jak na wielki finał sezonu zabrakło emocji, których przy takim wydarzeniu moglibyśmy oczekiwać. Głównie dlatego, że Serb był po prostu za mocny. Strach pomyśleć, co będzie, gdy wróci do najwyższej formy, bo przecież takiej w Turynie wcale nie miał. Mimo to jego wyniki z Włoch, ale i z poprzednich miesięcy, muszą budzić respekt. 35-letni Dżoković od porażki w majowym Roland Garros wygrał 26 spotkań, a przegrał jedno, z Holgerem Rune w paryskiej hali Bercy, nie licząc rozgrywek Laver Cup. Ciężko się doczekać, co Serb szykuje na przyszły sezon.

W grze podwójnej mistrzami zostali Rajeev Ram i Joe Salisbury, którzy przed rokiem przegrali w Turynie w finale z Pierrem-Huguesem Herbertem i Nicolasem Mahutem. Podobnie jak wtedy tak i teraz pokonali na swojej drodze Nikolę Makticia i Mate Pavicia. Wcześniej w półfinale, tym razem już w starciu o tytuł. Mimo że deblowe mecze mogą być naprawdę bardzo pasjonujące, ten taki niestety nie był. Na palcach jednej ręki można policzyć dłuższe i efektowniejsze wymiany, chociaż Brytyjczyk w jednej akcji popisał się zagraniem obok słupka, co wzbudziło ogromny aplauz publiczności. Pierwszego seta Ram i Salisbury wygrali w tie breaku, a w drugim o ich sukcesie zdecydowało jedno przełamanie, zdobyte na samym początku.


Wyniki

Singiel

Novak Dżoković (Serbia, 7) – Casper Ruud (Norwegia, 3) 7:5, 6:3

Debel

Rajeev Ram, Joe Salisbury (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, 2) – Nikola Mektić, Mate Pavić (Chorwacja, 4) 7:6(4), 6:4