ATP. Kryzys amerykańskiego tenisa?

/ Dominika Opala , źródło: www.twitter.com /własne, foto: AFP

W ostatnich dekadach Amerykanie mieli liczną reprezentację tenisistów w Top 100 rankingu. I to nie tylko na dalszych miejscach, ale przede wszystkim w ścisłej czołówce. Obecnie w najlepszej „setce” znajduje się dziesięciu reprezentantów Stanów Zjednoczonych, a pierwszą rakietą USA jest dopiero 30. zawodnik na świecie – Taylor Fritz.

Dziesięciu Amerykanów w Top 100 rankingu nie jest złym wynikiem. Głównym problemem wydaje się być fakt, że pozycje przez nich zajmowane są odległe, a ilość nie rekompensuje jakości i stabilności. Biorąc pod uwagę zestawienia z dokładnie 10 i 20 lat wcześniej można zauważyć, że mniej reprezentantów Stanów Zjednoczonych okupowało miejsca w pierwszej „setce”, ale lokaty te były wyższe.

W rankingu z 11 kwietnia 2011 roku w Top 100 plasowało się siedmiu Amerykanów, a czterech z nich zajmowało lokaty w Top 50. W klasyfikacji z 9 kwietnia 2001 roku w najlepszej „setce” było ośmiu Amerykanów i jednocześnie pięciu w pierwszej „50”. Aktualnie, jak już zostało wspomniane, w Top 100 jest dziesięciu reprezentantów USA, ale tylko trzech z nich znajduje się w Top 50. Pierwszą rakietą Stanów Zjednoczonych jest obecnie Taylor Fritz, który zajmuje 30. pozycję w rankingu. Warto zaznaczyć, że w dwóch wyżej wymienionych zestawieniach nie byłby on nawet w Top 3 amerykańskich tenisistów.

Pewien kryzys amerykańskiego tenisa u panów pokazuje jeszcze dobitniej ranking z 8 kwietnia 1991 roku. 30 lat temu w Top 100 znajdowało się 16 Amerykanów, a aż 12 z nich plasowało się w Top 50. Co więcej, Fritz, aktualnie najlepszy Amerykanin, nie zajmowałby wtedy nawet miejsca w Top 10 najwyżej notowanych reprezentantów USA.