Australian Open. Niezniszczalny Andy Murray! Pierwsze straty Dżokovicia

/ Artur Kobryn , źródło: własne, ausopen.com, foto: AFP

Na zakończenie czwartego dnia Australian Open byliśmy świadkami kolejnego popisu wytrzymałości, woli walki i siły charakteru w wykonaniu Andy’ego Murraya. Szkot po niesamowitym pojedynku pokonał Thanasiego Kokkinakisa. Wcześniej, nie bez problemów, do trzeciej rundy awansował Novak Dżoković.

Chyba mało kto mógł przypuszczać, że po blisko pięciogodzinnym maratonie z Matteo Berrettinim w kolejnej rundzie Andy Murray będzie w stanie rozegrać i wygrać jeszcze dłuższe spotkanie. Tak się jednak stało, a jego bój z Thanasim Kokkinakisem, zakończony o 4:06 rano miejscowego czasu, z pewnością zapisze się w historii całej imprezy.

Początek potyczki nie zapowiadał takiego rozstrzygnięcia. Australijczyk rozpoczął ją imponując formą serwisową oraz forhendową. W pierwszej odsłonie nie stracił podania ani razu i wygrał ją do czterech. W drugiej „na sucho” przełamał rywala przy wyniku 4:4, ale nie powstrzymał jego błyskawicznego zrywu i został „odłamany”. Potem jednak okazał swoją wyższość w tie-breaku i podwyższył prowadzenie.

W secie trzecim rywalizacja była jeszcze bardziej zacięta. 26-latek z Adelajdy dwukrotnie prowadził z przewagą przełamania, w tym serwując na mecz, ale znany z niezwykłej waleczności Murray za każdym razem niwelował deficyt. Panowie znów spotkali się w tie-breaku i tym razem zwycięsko wyszedł z niego pięciokrotny finalista tej imprezy. O jego rozegranie Kokkinakis mógł mieć do siebie mnóstwo pretensji. Nie wytrzymał towarzyszącego mu napięcia i presji, czego dowodem był chociażby popsuty smecz przy piłce setowej dla przeciwnika.

Z upływem kolejnych minut Andy był coraz bardziej w swoim żywiole. Lepiej odczytywał kierunki nadlatujących serwisów i skutecznie atakował bekhend oponenta. Po długich, wyniszczających gemach na początku czwartego seta, przy stanie 3:2, zdobył przełamanie, które zadecydowało o konieczności rozegrania decydującej partii.

Okazała się ona godnym zwieńczeniem pojedynku. Obaj gracze ciągle byli w stanie rozgrywać wymiany na dużej intensywności i z pełną determinacją walczyli o każdy punkt. W siódmym gemie Australijczyk przetrwał kryzysowy moment i oddalił cztery break-pointy. Następny taki nadszedł przy remisie 5:5 i wtedy za czwartą okazją, wygrywającym forhendem, Murray dopiął swego. Po zmianie stron zakończył rozgrywkę przy swoim serwisie i po pięciu godzinach i 45 minutach mógł celebrować triumf. Był to najdłuższy mecz w całej karierze Szkota i już jedenasty wygrany od stanu 0:2.

W trzeciej rundzie Murray spotka się z rozstawionym z „24” Roberto Bautistą Agutem. Hiszpan również wyszedł ze stanu 0:2 w setach w starciu z  amerykańskim kwalifikantem Brandonem Holtem. W pierwszych dwóch partiach 34-latek z Castellon De La Plana nie wykorzystał żadnego z dziesięciu break-pointów, przez co znalazł się na skraju wypadnięcia z turnieju. W kolejnych odsłonach znacząco poprawił się jednak w tej statystyce, a do tego lepiej pilnował własnych podań i bez większych trudności zapisał je na swoim koncie.

Na Rod Laver Arena głównym wydarzeniem czwartkowej sesji wieczornej był występ Novaka Dżokovicia. Dziewięciokrotny mistrz był zdecydowanym faworytem starcia ze sklasyfikowanym na 191. miejscu w rankingu ATP Enzo Couacaudem. Początek rywalizacji przebiegał w sposób, którego należało się spodziewać. Serb szybko zdobył przewagę, a na dodatek jego oponent podczas jednej z wymian podkręcił prawą kostkę i ze łzami w oczach korzystał z przerwy medycznej.

Francuz nie poddał się jednak i po szybko przegranej pierwszej partii w drugiej zaprezentował już zupełnie inne oblicze. 27-latek znacznie lepiej serwował oraz grał odważniej i aktywniej w wymianach z linii końcowej. Efektem tego była wyrównana walka, a w końcówce seta to tenisista z Belgradu zaczął narzekać na problemy z lewym udem. Przy wyniku 4:5 opuścił na kilka minut kort, by skorzystać z pomocy fizjoterapeuty. Drugą odsłonę ostatecznie zwieńczył tie-break, który miał niespodziewane rozstrzygnięcie. Przy stanie 5:5 Dżoković popełnił podwójny błąd, a chwilę później popsuł nietrudną piłkę z bekhendu i doszło do wyrównania.

Przegrana partia podziałała jednak mobilizująco na „Nole”. W kolejnych minutach podniósł poziom gry, a jego rywal nie był w stanie utrzymać świetnej dyspozycji. W dwóch pozostałych setach stracił już tylko dwa gemy i mógł cieszyć się z 36. kolejnego zwycięstwa odniesionego w Australii. Za następnego przeciwnika będzie miał Bułgara Grigora Dimitrowa.

W trzeciej rundzie oprócz Alexei’a Popyrina wystąpi też australijski numer jeden, Alex de Minaur. 23-latek z Sydney poradził sobie w czterech setach z Francuzem Adrianem Mannarino. W meczu o prawo gry w czwartej rundzie zagra z rodakiem czwartkowego rywala – Benjaminem Bonzim. Francuz rozegrał pasjonującą pięciosetówkę zwieńczoną super tie-breakiem z Pablo Carreno Bustą. Hiszpan znalazł się w odwrotnej sytuacji niż jego wcześniej wspomniany rodak, bowiem przegrał mecz prowadząc 2:0 w setach. Co ciekawe, była to już jego piąta taka porażka w całej karierze. Bonzi z kolei przy siódmej próbie po raz pierwszy zdołał osiągnąć trzecią rundę zawodów wielkoszlemowych.

Swoje spotkanie z Maximem Cressym wygrała także turniejowa „dziewiątka”, Holger Rune. Amerykanin, w typowym dla siebie stylu, przeprowadzał liczne ataki, lecz zbyt duża liczba podwójnych błędów serwisowych kosztowała go straty podań w istotnych momentach. Duńczyk za to konsekwentnie bronił własnych podań i ponownie zszedł z kortu nie tracąc seta. Jego następnym oponentem będzie Francuz, Ugo Humbert.


Wyniki

Druga runda singla mężczyzn:

Novak Dżoković (Serbia, 4) – Enzo Couacaud (Francja, Q) 6:1, 6:7(5), 6:2, 6:0

Holger Rune (Dania, 9) – Maxine Cressy (USA) 7:5, 6:4, 6:4

Benjamin Bonzi (Francja) – Pablo Carreno Busta (Hiszpania, 14) 4:6, 4:6, 7:6(5), 6:1, 7:6(4)

Alex de Minaur (Australia, 22) – Adrian Mannarino (Francja) 7:6(3), 4:6, 6:4, 6:1

Roberto Bautista Agut (Hiszpania, 24) – Brandon Holt (USA, Q) 4:6, 2:6, 6:3, 6:2, 6:2

Andy Murray (Wielka Brytania) – Thanasi Kokkinakis (Australia) 4:6, 6:7(4), 7:6(5), 6:3, 7:5