Ball boy za kierownicą

/ Artur Rolak , źródło: własne, foto: AFP

Lenistwo popłaca! Nie chce mi się rano chodzić z laptopem i innymi duperelami z Southfields, a wieczorem z powrotem. Mieszkam blisko stadionu Chelsea, spod którego turniejowe jaguary i land rovery wożą wprost na korty nie tylko zawodników i trenerów, ale także dziennikarzy, więc nie muszę.

Wczoraj na parkingu spotkałem między innymi Marka Philippoussisa, a dziś Patricka Muratoglou i Karolinę Pliszkovą. A może to była Kristyna? Nie wiem, nie pytałem. Spodnie i bluza od dresu zasłaniały tatuaże, a torbę z rakietami nawet praworęczna tenistka może wrzucać do bagażnika lewą ręką. Wypatrywać obrączki na palcu nie wypadało.

Skorzystam z okazji i zacytuję samego siebie, czyli wyciągnę coś ze „Skazanego…” (jutro pewnie też to zrobię). „Szef transportu prasowego tylko się uśmiechnął i spytał, czy ta limuzyna nam odpowiada. Odpowiadała. Nigdy wcześniej – ani później niestety też – nie jechałem na piwo tak wypasioną bryką jak SUV Jaguara”. To wspomnienie sprzed kilku lat. Od tamtego czasu nic się niestety nie zmieniło, jeśli chodzi o wypady do pubu po fajrancie, ale – jak już wspomniałem na wstępie – w tym roku bardzo sobie poprawiłem warunki dojazdu do pracy.

Nad swoim angielskim powinienem mocno popracować, bo w połowie drugiego zdania Stuart, kierowca służbowego jaguara, zapytał, czy jestem z Polski. Akcent nie kłamie… Najpierw pogadaliśmy o jego przyjacielu, który walczył pod Monte Cassino, a potem o brexicie. Stuart głosował „za”, chociaż dobrowolnie i bez referendum (no, rodzinnego nie można wykluczyć) sam się kiedyś brexitował do Włoch, skąd pochodzi jego żona.

Z polityki rozsądnie zeszliśmy na tenis i wtedy pożałowałem, że od razu od tego nie zaczęliśmy rozmowy. Skąd jednak mogłem wiedzieć, że w 1971 roku Stuart był ball boyem? Bez żadnej zachęty wyznał, że najlepsze wrażenie zrobiła na nim Billie-Jean King. Bo uprzejma, grzeczna i zawsze uśmiechnięta. I Ken Rosewall. Kiedy Stuart doznał na korcie kontuzji łydki, podszedł do niego Australijczyk i zaproponował pomoc osobistego masażysty. Stuart nie mógł skorzystać, ale wdzięczne wspomnienie pozostało mu do dzisiaj. Na drugim końcu skali ówczesnego ball boya, a dziś szofera, stoi Ilie Nastase. Stuart nie wie, czy lubiłby wieźć go z hotelu na korty.

– To naprawdę świetna historia. Właśnie ułatwiłeś mi robotę, bo już nie muszę wymyślać tematu dzisiejszego felietonu – powiedziałem wysiadając z jaguara.

– Naprawdę? Cała przyjemność po mojej stronie. Nie pisz tylko, że ball boyom każą tak trzymać piłkę przed podaniem jej zawodnikom, żeby nie było widać, że jest brudna.

– Nie napiszę! – obiecałem. No i napisałem…