Co po piątkowej konferencji prasowej powiedziała Magdalena Fręch?

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: własne, foto: Bartosz Bieńkowski

Po piątkowej konferencji prasowej Polskiego Związku Tenisowego i Polskiej Organizacji Turystycznej z udziałem Magdaleny Fręch, polska tenisistka porozmawiała z dziennikarzami. Prezentujemy wybrane wypowiedzi 26-latki.

 

Fręch osiągnęła wiele sukcesów w 2024 roku, między innymi czwartą rundę Australian Open, pierwszy wygrany turniej w głównym cyklu w karierze czy życiową pozycję w rankingu WTA – 24. na koniec sezonu, a kilka tygodni wcześniej była nawet 22. Za przełomowy moment uważa jednak turniej w Auckland, mimo porażki w pierwszej rundzie.

Zagrałam tam zupełnie inaczej niż do tej pory, zupełnie w innym stylu. Pomimo że przegrałam ten mecz, to poczułam, że cieszę się, że jestem na korcie, że sprawia mi to przyjemność. To był moment przełomowy dla mnie. Potem Australian Open i świetny wynik, czwarta runda. To dało mi dodatkowego kopa. Napędziło mnie do tego, że zmierzamy w dobrym kierunku, że to wszystko idzie w dobrą stronę. Potem Dubaj i kolejne cenne punkty i zwycięstwo z Aleksandrową. Tych znaczących zwycięstw było coraz więcej dla mnie. Potem druga część sezonu i wygranie turnieju w Guadalajarze. Można powiedzieć, że to taka wisienka na torcie. Bardzo cieszę się, to mój najlepszy sezon w karierze. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mogła powiedzieć to samo.

 

Dla Polki ważne było też zwycięstwo z Emmą Navarro, czyli tenisistką z TOP 10 rankingu.

Szczególnie, że z Emmą grałam cztery razy i zawsze były to zacięte, trzysetowe mecze. Za każdym razem ciężka batalia. Bardzo cieszę się, że w takim turnieju jak Pekin potrafiłam z nią wygrać i pociągnąć potem kolejne zwycięstwa. Na pewno dodaje to dodatkowej motywacji, bo tak naprawdę zaczynam czuć, że jestem w stanie sięgać tych najwyższych celów. Może nie był to taki najbardziej przełomowy moment, bo czułam się na tyle dobrze, że wiedziałam, że mogę to pociągnąć.

 

Oczywiście jednym z największych sukcesów łodzianki było pierwsze turniejowe zwycięstwo w karierze.

Trochę „przeskoczyłam”, bo nie było „250”, tylko od razu „500”, ale oczywiście ten tytuł przy nazwisku to jest dla mnie coś bardzo ważnego. Coś, co mi się marzyło od dawna, od 2-3 lat, gdy zaczęłam myśleć, że jestem w stanie to zrobić. Na pewno ten tytuł będzie najważniejszy, bo pierwszy i najdłużej wyczekiwany. Mam nadzieję, że przyjdą za tym kolejne, ale ten smakuje tak, że nie da się opisać, jak byłam szczęśliwa i dumna po zwycięstwie i ile czasu zajął mi powrót do normalności. Było to tak wyczerpujące emocjonalnie, że przez 5-6 dni nie byłam w stanie nic robić.

 

Urodzona w Łodzi tenisistka została również zapytana o zbliżający się finałowy turniej BJK Cup.

To zupełnie inny turniej, inna odmiana. Tam gramy dla drużyny, dla Polski. Tworzymy jedność, grając dla reprezentacji. To jest zupełnie coś innego niż jak gramy na co dzień. To wiąże się z dużo większymi emocjami, większym wysiłkiem. Każda z nas radzi z tym sobie w inny sposób. Będziemy grały z Hiszpankami, które grają u siebie. Słyszałam, że bilety wyprzedane, więc na pewno doping będzie niesamowity. To wiąże się z dodatkowymi emocjami i na pewno nie będzie to łatwe starcie. Myślę, że na początek najważniejsze jest po prostu wygranie pierwszego meczu.

 

Polka przed turniejem w Maladze miała okazję do odpoczynku.

Trochę trudniej jest zmotywować organizm, by wrócił do treningowego reżimu, zwłaszcza że prawdziwy okres przygotowawczy dopiero przede mną. Jeszcze czekają mnie drugie krótsze wakacje. Planowałam zagrać jeszcze w dwóch turniejach, ale z uwagi na to, że osiągnęłam pozycję w rankingu, punkty, które były potrzebne, zostały zdobyte, wiedziałam, że mogę sobie pozwolić na przerwę. Stąd decyzja o wycofaniu się z tych turniejów i pełnej regeneracji przed turniejem Billie Jean King Cup Finals.

 

Nie zabrakło też rozmowy o przyszłym sezonie i styczniowym Australian Open.

Teraz z tym rankingiem punkty nie będą mieć aż takiego przełożenia, więc jest to taki fajny zapas z mojej strony. Nie muszę walczyć, że jak coś się stanie, to nagle wypadnę nie wiadomo gdzie. Na pewno będę się starała poprawić wynik z zeszłego roku, przede wszystkim obronić punkty z zeszłego roku. To jest główny cel. Będę też grała z rozstawieniem, więc zupełnie inaczej układa się drabinka. Mam nadzieję, że przepracujemy okres przygotowawczy na tyle dobrze, że ten turniej [Australian Open – przyp. red] wypadnie nawet lepiej.

W życiu sportowca są trudne momenty, chwilę zwątpienia, chwile, że chce się to wszystko rzucić. Nawet miałam to przed Australią, więc bardzo cieszę się, że tego nie zrobiłam, że gram dalej. Myślę, że ta radość na korcie, że się gra w tenis – od tego się wszystko zaczęło. Jak przychodziłam na treningi, to uwielbiałam grać. Radość z gry powróciła w tym roku i mam nadzieję, że będę z chęcią trenowała i grała, a to przełoży się na wyniki.

 

W realizacji celów pomaga rozstawienie.

Pokazał to już turniej w Guadalajarze, gdzie byłam rozstawiona z numerem piątym. Dzięki temu czasem jest wolny los, niżej notowana rywalka w pierwszych rundach i jest czas, żeby się rozegrać. Rozstawienie w zawodach Wielkiego Szlema jest jedną z ważniejszych rzeczy i będziemy starali się to utrzymać. Może losowanie w którymś z tych turniejów pozwoli zajść bardzo daleko.

 

Polka wypowiedziała się też na temat marzenia jej trenera, aby tenisistka zagrała w WTA Finals.

Słyszałam, że chciałby się znaleźć na tym turnieju. Zrobię, co będę mogła. Nie narzucam sobie żadnej presji. Przede wszystkim z dobrą grą, dobrym nastawieniem wyniki przyjdą same i tego będę się trzymała. Tak było w tym roku, że jeżeli była presja narzucana z góry, że coś trzeba, to wyniki i radość z gry schodziły na dalszy plan. Jeśli będzie radość z gry, będzie chęć ciągłej rywalizacji i wszystkie czynniki ze sobą zagrają, to każdy wygrany mecz to jest wspinanie się w rankingu.

 

Tenisistka tłumaczyła również, jak ważna jest umiejętność podejmowania odpowiednich decyzji na korcie.

– Tę umiejętność nabywa się z meczami, turniejami. To nie przychodzi tylko z treningu, bo pewnych rzeczy nie da się wyćwiczyć. Gdy gramy pod presją, to jest zupełnie coś innego, jak gonimy wynik czy jak prowadzimy, to są różne emocje. Zachowanie kibiców czy prestiż turnieju też mają na to wpływ. Wszystkie czynniki mają wpływ, jaką decyzję podejmiemy. Z każdym kolejnym meczem, z każdym kolejnym turniejem te decyzje są coraz lepsze. Jestem spokojniejsza, wszystko układa się pod względem mentalnym. Potrafię na chłodno zanalizować, co w danym momencie jest najlepszym rozwiązaniem i myślę, że to zdaje egzamin.

 

Fręch nie zamierza zatrzymywać się rozwijaniu poszczególnych elementów.

– Cały czas jest mnóstwo elementów, które można doskonalić i po każdym meczu znajdują się dodatkowe rzeczy, nad którymi trzeba pracować. Jestem w świetnym punkcie, mam jeszcze 26 lat, prawie 27, i mam nadzieję, że pogram na najwyższym poziomie jeszcze przez kilka lat oraz zawalczę o jeszcze większe sukcesy i trofea.

 

Polka zamierza też wciąż pracować między innymi nad ofensywnym stylem gry.

Cały czas na pewno będziemy parli naprzód, aby ten styl był bardziej ofensywny, bo to nie przychodzi tak, że potrenujemy dwa tygodnie i już jest wszystko w porządku. Trening to jedno, zastosowanie w meczu to drugie, a granie pod presją, to trzecie. To proces, który trwa latami, żeby przesunąć się z linii końcowej i wejść w kort. Na pewno nie jest to proste i będziemy dążyć do tego, aby cały czas polepszać grę.

 

24. tenisistka świata wyjaśniła też powody, dla których jest zawodniczką bytomskiego, a nie łódzkiego klubu i czy rozważa tenisowo wrócić do rodzinnego miasta.

Ogólnie nie mieszkam już w Polsce, więc wracam tu, bo mam rodzinę. Wiadomo, wychowałam się tutaj [w Łodzi – przyp. red], więc mam sentyment do tego miasta i fajnie wraca się w rejony, gdzie spędzało się całe życie jako dziecko. Były ciężkie momenty w karierze, gdy kilka lat temu byłam u progu TOP100 i potrzebowałam wsparcia, nawet w postaci hali, bazy do treningu, gdzie mamy ich kilka w Łodzi. Niestety miasto nie wykazało żadnej chęci wsparcia, a Bytom był tym klubem, który przyjął mnie z otwartymi ramionami. Stąd decyzja o reprezentowaniu miasta Bytom. Natomiast łodzianką będę zawsze, tutaj się urodziłam. Myślę, że taki niesmak pozostał, ale nie zamierzam teraz tego zmieniać, jest dobrze, tak jak jest.

 

Wysłuchał w Łodzi Bartosz Bieńkowski.