Korespondencja z Wimbledonu. Koperta na urodziny
Niektórzy mawiają, że turniej wielkoszlemowy to dwa turnieje w jednym – pierwszy tydzień to coś w rodzaju eliminacji, a drugi to turniej właściwy. Dla Giovanniego Mpetshiego Perricarda Wimbledon 2024 był turniejem nawet potrójnym, bo do Francuz zaczynał od kwalifikacji w Roehampton.
Z Roehampton na Wimbledon dotarły skąpe wieści o młodzieńcu, który serwuje jak – nie przymierzając – John Isner albo Ivo Karlović. Czy on też dotrze na Wimbledon, nie było wiadomo do ostarniej chwili, bo przegrał w ostatniej rundzie i czekał na wieści. Dla Alejandro Davidovicha-Fokiny były złe, dla Mpetshiego Perricarda – znakomite: z powodu kontuzji Hiszpan wycofał się z turnieju głównego i tak zwolniło się miejsce dla Francuza, który w eliminacjach był rozstawiony z numerem 1.
203-centymetrowy wzrost pozwala serwować z piętra nieosiągalnego dla większości rywali. 105 asów w trzech, meczach w tym 51 w pierwszej rundzie, mogło zrobić wrażenie na kibicach, ale nie na Lorenzo Musettim. Włoch cierpliwie przeczekał pierwszą kanonadę, która wcale nie okazała się tak straszna, jak ją zapowiadano: 10 asów przez 123 minuty.
Ten mecz – nie pierwszy i nie ostatni – udowodnił, że tenis zaczyna się, ale nie kończy na serwisie. Emmanuela Planque’a – w przeszłości trenera m.in. Corentina Mouteta, Michaela Llodry, Fabrice’a Santoro czy Lucasa Pouille’a – czeka jeszcze mnóstwo pracy z Mpetshim Perricardem.
Tenisista, który przegrał ten mecz, kończy dziś 21 lat. Do tej pory zarobił niewiele ponad 600 tysięcy dolarów, teraz dostanie prawie połowę tej kwoty, więc będzie mógł wyprawić najbardziej wystawne urodziny w życiu. Na pewno zaprosi na nie Arthura Filsa, z którym od dawna się przyjaźni.