Miami. Kiedy mecz 2. rundy ma wyższą stawkę niż niejeden finał

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Kto zamierza zarwać noc dla Igi Świątek, ten może pójść spać w nowej, jakże pięknej, tenisowej rzeczywistości. Jeśli Polka pokona Viktoriję Golubic, zostanie liderką rankingu WTA. A przecież ma dopiero 20 lat.

W ostatnich tygodniach sprawy nabrały takiego rozpędu, że aż trudno to wszystko objąć rozumem. Gdy nieco ponad miesiąc temu Iga Świątek leciała na turniej do Dohy, była ósmą rakietą świata. Każdy wiedział, że stać ją na więcej. Że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Podbudowywał też fakt, że Polka zanotowała udany początek sezonu. Ale nikomu nawet przez myśl nie przyszło, że miesiąc później może zostać liderką rankingu.

Sport jednak kocha zaskakiwać. Tym razem napisał scenariusz, jaki zawstydziłby największych optymistów. Iga Świątek za sprawą fenomenalnej gry i sensacyjnej decyzji Ashleigh Barty, jest jedno zwycięstwo od fotela liderki rankingu WTA. Wszystko ma w swoich rękach. Nic nie wskazuje na to, by miały się one zatrząść i wypuścić tę historyczną szansę.

Ale sport to też świetny nauczyciel pokory. Dlatego w teamie Świątek na pewno nikt jeszcze nie otworzył szampana z okazji wdarcia się na sam szczyt. Golubic musi zostać potraktowana śmiertelnie poważnie, jeśli efekt końcowy ma być taki sam jak kilka tygodni temu w Dosze. Wówczas Polka wygrała ze Szwajcarką 6:2, 3:6, 6:2.

Wspomniane zwycięstwo zapoczątkowało niesamowitą serię naszej tenisistki, która trwa po dziś dzień. Świątek wygrała jedenaście spotkań z rzędu i wydaje się najmocniejsza w karierze. Nawet kiedy wygrywała Roland Garros z jej części kortu nie wypływała taka pewność siebie.

To wszystko nakazuje wierzyć, że poradzi sobie z olbrzymią stawką nadchodzącego spotkania. W Miami oczywiście wiedzą o co toczy się gra, dlatego zaplanowali pojedynek na kort centralny w sesji wieczornej. Polka i Szwajcarka wyjdą na kort najwcześniej o północy polskiego czasu.

Pozostaje mieć jeszcze tylko nadzieję, że tych pięknych planów nie pokrzyżuje Paula Badosa. Gdyby Hiszpanka sensacyjnie przegrała z Marie Bouzkovą, wynik meczu Świątek z Golubic nie miałby znaczenia dla losów rankingu. Tak czy owak liderką zostałaby Polka.

Ale przecież Świątek tylko sobie i wąskiej grupie osób (rodzinie, trenerom, sponsorom) zawdzięcza, że przeszła drogę od pierwszych lekcji forhendu do mistrzostwa wielkoszlemowego i drugiego miejsca na świecie. Zatem niech sama będzie miał też tę przyjemność wygrać ostatnią piłkę z Golubic, wznieść ręce w geście triumfu i rozkoszować się myślą, że właśnie została liderką rankingu WTA.