Murray: niewiele mi zabrakło

/ Krzysztof Domaradzki , źródło: australianopen.com/własne, foto: AFP

Andy Murray trzeci raz w karierze poległ w finale Australian Open, przegrywając z Novakiem Djokoviciem 7:6(2), 6:7(3), 3:6, 2:6. Na pomeczowej konferencji prasowej Szkot nie wydawał się jednak rozczarowany porażką.

Dziennikarze najczęściej pytali Murraya o to, jaki wpływ na jego postawę na korcie miały pęcherze na stopach, które dokuczały mu w trakcie finału, a także ciężki półfinałowy pojedynek z Rogerem Federerem.

Pęcherze mi nie przeszkadzały. Po prostu nieco bolało, kiedy biegałem. Ale nie jest to coś, przez co można zrezygnować. Po prostu boli, kiedy biegasz – wyjaśnił lapidarnie, po czym odniósł się do zmęczenia po starciu ze Szwajcarem. – Czułem się nieco sztywny. To był czterogodzinny mecz. Po takim nie budzisz się następnego dnia i czujesz idealnie. To był pewnie najdłuższy mecz, jaki rozegrałem od sześciu miesięcy. Dzisiaj czułem się jednak lepiej. Dobrze się zregenerowałem. Nie było to problemem. Rozpocząłem mecz dobrze i przez cały czas nieźle się poruszałem.

Murray, dla którego była to już trzecia porażka w finale Australian Open (wcześniej przegrywał decydujące o tytule mecze w latach 2010-2011), nie wydawał się szczególnie smutny z powodu przegranej. Zaznaczył natomiast, że ostatnie miesiące są najlepszymi w jego karierze.

Jest kilka powodów, dla których w ostatnim czasie czuję się dobrze. W ciągu ostatnich miesięcy grałem najlepszy tenis w swoim życiu. Osiągnąłem finał Wimbledonu, wygrałem igrzyska, wygrałem US Open. Tutaj też byłem blisko wygranej. Niewiele mi zabrakło – powiedział, po czym dodał: – Czuję się bardziej komfortowo. Kiedy wychodziłem na finał US Open, byłem bardzo zdenerwowany. Miałem mnóstwo wątpliwości. Dzisiaj wyszedłem na kort i czułem się spokojny od samego początku. Na tym poziomie o zwycięstwie może zadecydować kilka punktów. Miałem okazję na początku drugiego seta. Zmarnowałem ją. Kiedy Novak miał swoją szansę pod koniec trzeciego, wykorzystał ją.

Dziennikarze ciekawili byli także tego, jak na porażkę Murraya zareagował Ivan Lendl, szkoleniowiec Szkota. Ośmiokrotny triumfator turniejów wielkoszlemowych wykazał się charakterystyczną dla siebie powściągliwością.

Powiedział: „Pech”. Tylko tyle. Nie ma co wdawać się w detale dwie minuty po zakończeniu meczu. Spędzimy na analizie trochę czasu później. Kiedy rozpocznę treningi w Stanach Zjednoczonych, porozmawiamy nie tylko o tym meczu, ale o całym początku roku i rzeczach, nad którymi muszę popracować – wyjaśnił finalista Australian Open.

Na konferencji pojawił się także polski akcent. Brytyjczyk wspomniał bowiem o Jerzym Janowiczu, z którym przed paroma miesiącami przegrał w turnieju w Paryżu. Szkot zwrócił uwagę na to, że do tenisowej czołówki dobijają coraz wyżsi gracze.

Zawodnicy są coraz wyżsi, z roku na rok. Są Isner, Raonic, Janowicz – on jest wielkim facetem. Wygląda na to, że to jest kierunek, w jakim zmierza tenis. Ja oczywiście już nie urosnę, więc mam nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku lat nie zmieni się to za bardzo – powiedział Murray.