Ostrawa. Wszystkich nie zdążyli

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Ostrawy, foto: Artur Rolak

Od początku kariery Alicja Rosolska wygrała dziewięć turniejów WTA z dziewięcioma różnymi partnerkami. Kandydatką do pomocy w organizacji jubileuszu jest od pewnego czasu Erin Routliffe. Polka i Nowozelandka zagrały razem w trzecim finale, ale w żadnym z poprzednich nie były od zwycięstwa tak daleko, jak w Agel Open.

Finały w Sankt Petersburgu i Bad Homburgu przegrały „na żyletki” – dopiero w supertiebreaku trzeciego seta. Tegoroczne ćwierćfinały Wimbledonu i dwóch „tysięczników” też uprawniały do optymizmu przed meczem z parą, którą znały dotąd tylko w połowie. Catherine McNally jest w rankingu deblowym nawet wyżej od nich, mimo niecałych 21 lat zdobyła już pięć tytułów i wystąpiła w dwóch ostatnich finałach US Open. To z jej strony – teoretycznie – groziło Polce i Nowozelandce największe niebezpieczeństwo.

Nadeszło jednak z innej. Alycia Parks, rówieśniczka McNally, szantażowała Rosolską i Routliffe przede wszystkim serwisem. Przy siatce też nie czuła się zagubiona, a zwycięstwa singlowe nad Karoliną Pliszkovą i Marią Sakkari, odniesione kilka dni temu, musiały dodać jej mnóstwo pewności siebie.

Na korcie, nie ma co się oszukiwać, działo się mało lub bardzo mało. Kibice, którzy powoli zapełniali Ostravar Arenę, byli myślami już przy finale singla z udziałem Igi Świątek. Jeśli potrzebowali jakichś emocji na rozgrzewkę, w przerwach po nieparzystych gemach spoglądali na telebim. Pokażą? Nie pokażą?…

Wszystkich pokazać nie zdążyli – po 68 minutach było już 6:3, 6:2 dla McNally i Parks.

 

Partnerem relacji medialnych z Ostrawy jest marka zegarków RADO