Radwańska: oby tak dalej

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Agnieszka Radwańska nie rozwodziła się nad półfinałową porażką. Przyznała, że jej tenis nie był wystarczająco dobry. W kolejnych turniejach na mączce chętnie grałaby tak, jak w poprzednich meczach w Stuttgarcie.

Zapytana o półfinałowy pojedynek z Laurą Siegemund, krakowianka winowajczynię znalazła szybko. Nie spisywała się tak, jakby sobie tego życzyła, a i rywalka nie pomagała. Radwańska uległa przebojowej Niemcy 4:6, 2:6.

Na pewno mój tenis nie był dziś wystarczająco dobry. Wydaje mi się, że przy jej stylu gry bardzo ważne jest pierwsze uderzenie. Większość jej piłek wchodziło w kort. Odniosłam wrażenie, że przy każdym punkcie nie miała nic do stracenia i podejmowała ryzyko – tłumaczyła najwyżej rozstawiona z uczestniczek Porsche Tennis Open.

W poprzednich meczach Polka, nawet jeśli traciła seta jak w meczu z Andreą Petkovic, w decydujących momentach wrzucała wyższy bieg i potrafiła odwrócić losy meczu. Ale w sobotę to nie był jej dzień. – Czasem tak się dzieje, zwłaszcza na mączce. Ale nic wielkiego się nie stało. Oczywiście, czuje się rozczarowani po takim meczu. Wierzę, że w przyszłym roku wrócę silniejsza i lepsza. Sezon na mączce dopiero się zaczął. Mam nadzieję grać ten sam tenis, który pokazywałam tutaj – oceniła pierwszy występ na ceglanej nawierzchni.

Radwańska w tym roku poniżej poziomu półfinału zeszła tylko raz – w Miami, kiedy w kość dało jej ramię. To samo, które kazało wycofać się z turnieju w Katowicach. Za wyjątkiem tego jednego turnieju, łącznie ze Stuttgartem, pięciokrotnie dochodziła do półfinałów. – Nie mogę narzekać. Bardzo dobrze rozpoczęłam sezon. Osiągnęłam kilka dobrych wyników, kilka półfinałów, jak na razie idzie mi dobrze. Oby tak dalej – powiedziała wiceliderka światowego rankingu.

Kibice krakowianki nie muszą się obawiać. Depresyjnych filmów nie ogląda, o co pytał ją jeden z dziennikarzy. – Chyba jestem za stara na takie filmy – roześmiała się „Isia”. – Każda porażka jest inna, czasami są bardziej bolesne, czasem mniej. Czasami po prostu dajesz z siebie wszystko i nie wychodzi, a czasami przegrywasz po kilku piłkach meczowych. Wtedy to już inna historia. Oczywiście, zniszczenie rakiety też jest jakąś opcją. Czasem się zdarza – odpowiadała Radwańska, zapytana o sposób na rozładowanie emocji.

Naszej najlepszej tenisistki z równowagi na pewno nie wyprowadzili kibice, którzy rzecz jasna wspierali Siegemund. – Mówiąc szczerze, nie przejmuję się tym. Mogliby być dwa razy głośniejsi i też bym się nie przejęła. Oczywiście, grałam przeciwko Niemce, więc wiedziałam, czego oczekiwać. Ale przez tyle lat występowałam w Pucharze Federacji, także w różnych dziwnych miejscach i wydarzyło się tak wiele, że przyzwyczaiłam się już do tego – wyjaśniła.