Roland Garros. Iga w finale! Gauff znów musi przełknąć gorycz porażki
Na paryskiej mączce Polka czuje się jak ryba w wodzie. Zagra o czwarty tytuł, przy czym trzeci z rzędu. Gauff robiła co mogła, spychała Igę do defensywy, ale nie dała rady urwać nawet seta. Choć wynik wskazuje na stosunkowo łatwe zwycięstwo, mecz był bardzo nerwowy i wyrównany.
Początek pierwszego seta był na styku. Coco miała kilka szans na przełamanie, za każdym razem jednak nie tyle Iga broniła się świetnym zagraniem, co Amerykanka psuła. Szwankował zwłaszcza, jak można się spodziewać, forehand, którym niemiłosiernie przestrzeliwała lub pakowała w siatkę. Z drugiej strony Iga świetnie mieszała serwis, czasem mocniej, innym razem odejmowała siły, a stawiała na precyzję.
Gauff znacznie bardziej ryzykowała, zdobywała punkty backhandem, ale i koszmarnie dużo psuła. Już po kilku gemach spoglądała błagalnie w kierunku swojego sztabu. Trzeba oddać Amerykance, że grała znacznie lepiej, niż choćby w meczu ćwierćfinałowym, nie wpłynęło to jednak znacząco na wynik. Z drugiej strony Iga grała – jak na siebie – przeciętnie, wygrywała jednak te najważniejsze piłki. W pierwszej partii Polka miała zaledwie dwa wygrywające uderzenia, przy 12 Coco, znacznie mniej też jednak psuła (5 do 17). Pierwszy set był jednak zdecydowanie bardziej wyrównany, niż wskazuje wynik. Pierwsze gemy były grane na przewagi, dopiero pod koniec, gdy – mówiąc kolokwialnie – Iga poczuła krew – toczyły się pod dyktando Polki.
Drugi set to – z początku – dominacja Amerykanki. Świetnie funkcjonował backhand, którym raz po raz ustawiała sobie akcje. Podobnie jak w pierwszym secie, Coco grała znacznie bardziej agresywnie niż Iga, z drugiej strony Polka nie pokazywała niczego nadzwyczajnego. Gra się jednak tak, jak przeciwnik pozwala, a przy tej sile ognia, którą demonstrowała Coco, trudno było Idze generować kończące uderzenia. Do tego przytrafiło się kilka błędów i w efekcie Amerykanka uciekła na 3:1. Prowadzenie mogło być nawet wyższe, bo Iga grała nerwowo, a Gauff spychała Polkę do defensywy. Liderka rankingu pokazała jednak, że na paryskiej mączce czuje się bardzo dobrze. Po trudnym gemie serwisowym wyrównała, przełamała Amerykankę i dołożyła gema przy własnym serwisie. Iga pokazała kilka świetnych zagrań, z drugiej strony Coco całkowicie się pogubiła i psuła raz za razem. Przy wyniku 5:3 i serwisie Amerykanki, Polka miała dwie szanse na zamknięcie spotkania. Po 10-minutowym gemie ostatecznie wyszła z niego zwycięsko Gauff. Iga domknęła jednak spotkanie, choć końcówka meczu była bardzo nerwowa.
Sam mecz, co trzeba przyznać, nie stał na najwyższym poziomie. Obie skończyły z większą liczbą niewymuszonych błędów, nie było też zbyt dużo spektakularnych akcji. Wynik jednak taki jak zwykle – skończyło się zwycięstwem Igi w dwóch setach. Po Coco było widać, że mecz kosztuje ją mnóstwo emocji. Choć przed spotkaniem deklarowała, że wyrzuciła z głowy dziesięć porażek z Polką, to na korcie nie było tego widać. W pewnym momencie, po niekorzystnej dla niej decyzji sędzi, w jej oczach pojawiły się łzy.
Trzeba jednak przyznać, że Amerykanka miała swoje szanse. Iga nie zagrała rewelacyjnie, w najważniejszych momentach była jednak bezbłędna. Po raz 11. ograła Gauff, która ma wyraźny kompleks Polki.
Teraz przed Igą czwarty finał Roland Garros w karierze i szansa na trzeci triumf z rzędu. Z kim nie spotka się w meczu o tytuł, będzie bitą faworytką.
Wyniki
Półfinał singla:
Iga Świątek (Polska, 1) – Coco Gauff (USA, 3) 6:2, 6:4