Rumuński mistrz kończy karierę

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: ATP, własne, foto: AFP

Horia Tecau, utytułowany rumuński tenisista, zakończył karierę. Były wicelider rankingu deblowego powiedział „dość” w wieku 36 lat. W czasie 18-letniej kariery zdobył trzy tytuły wielkoszlemowe i medal olimpijski.

Pochodzący z Konstancy Horia Tecau był specjalistą od gry podwójnej. Przez ostatnią dekadę pozostawał jednym z najlepszych zawodników w tej specjalności. Do czołówki przebił się w 2010 roku. Wygrał w nim aż pięć turniejów, z czego cztery u boku Stefana Linstedta. Ze Szwedem grał też w tamtym sezonie w finale Wimbledonu, jednak w trzech setach ulegli Austriakowi Jurgenowi Melzerowi i Niemcowi Philippowi Petzschnerowi. W kolejnych dwóch latach duet ten również dochodził do finału w Londynie i… ponownie przegrywał.

Złą passę Tecau przełamał dopiero w 2015 w parze z Holendrem Jeanem-Julienem Rojerem. W swoim czwartym wimbledońskim finale Rumun cieszył się z głównej nagrody po trzysetowym zwycięstwie nad Brytyjczykiem Jonathanem Murrayem i Duńczykiem Frederikiem Nielsenem. W tym samym roku duet ten zwyciężył również w ATP Finals. Dwa lata później z Holendrem wygrał też w US Open. Jeden wielkoszlemowy tytuł Tecau dołożył w mikście. W 2012 roku wygrał Australian Open wraz z Amerykanką Bethanie Mattek-Sands. Później jeszcze dwukrotnie przegrywał w finale tego turnieju. W 2014 roku w parze z Sanią Mirzą z Indii, a dwa lata później z inną Amerykanką – CoCo Vandeweghe. W 2016 roku zdobył dla swojego kraju srebrny medal olimpijski. U boku Florina Mergei przegrał z Hiszpanami Rafaelem Nadalem i Marciem Lopezem.

Choć od największych sukcesów Tecau minęło już parę lat, to Rumun wciąż był liczącym się w stawce zawodnikiem. W aktualnym rankingu ATP zajmuje 18. miejsce, a w kończącym się właśnie sezonie tworzył zgrany duet z Niemcem Kevinem Krawietzem. Wspólnie odpadli w fazie grupowej trwającego ATP Finals. To właśnie po piątkowym zwycięstwie nad Hiszpanem Marcelem Granollersem i Argentyńczykiem Horacio Zeballosem Rumun zakończył karierę.

„To wspaniałe uczucie. Nie napisałbym lepszego scenariusza dla tej chwili, cieszę się, że tu jestem i że w dobrym zespole zakończyłem zwycięsko. Przed meczem w szatni nie potrafiliśmy rozmawiać o taktyce. Chciałem rozegrać ten mecz tak, jak moją karierę – grając z dobrą energią, próbując wygrać i ciężko walcząc zostawiając wszystko na korcie. Tak grałem zawsze i taki ślad chciałem zostawić na korcie. Mieć możliwość zwyciężyć w ostatnim meczu w turnieju takim jak ten, to uczucie którego niewielu może doświadczyć. Prawdopodobnie to jeszcze do mnie dopiero dotrze za kilka dni, ale jestem szczęśliwy odchodząc w taki sposób” – mówił Tecau w pomeczowym wywiadzie.

Jego decyzja może być bolesna dla rumuńskich kibiców. Nie zanosi się bowiem, żeby w najbliższym czasie mieli okazję regularnie oglądać swoich reprezentantów w najważniejszych turniejach. Tym bardziej nie mają co liczyć na zwycięstwa w najważniejszych imprezach. Najwyżej notowanym singlistą jest aktualnie 275. w rankingu 31-latek Marius Copil. Być może w ciągu paru lat do czołowej setki przebiją się 20-letni Filip Cristian Jianu (331.) i rok młodszy Nicholas David Ionel (469.), jednak przed nimi jeszcze długa droga. W deblu sytuacja nie wygląda lepiej. Kariery nie kończy jeszcze, niegdyś siódmy w rankingu, Florin Mergea. Jednak, mimo że jest równolatkiem Tecau, od kilku lat prezentuje już dyspozycję bardzo odległą od tej, która pozwalała mu sięgać po olimpijski medal. Wygląda na to, że rumuńscy kibice nie będą się szczególnie emocjonowali występami swoich reprezentantów w męskim tenisie w najbliższych latach. Pozostaje im dopingować swoje reprezentantki w cyklu WTA.