Sandra Zaniewska: W obecności w tourze doceniam naprawdę wszystko
W ubiegłym roku Petra Martić dotarła do ćwierćfinału Roland Garros. To najlepszy wielkoszlemowy wynik Chorwatki. Do ósemki francuskiego Szlema tenisistkę ze Splitu doprowadziła Sandra Zaniewska. W rozmowie z WTA Insider Polka opowiedziała o swoich początkach z tenisem, a także o blaskach i cieniach funkcjonowania w kobiecym tourze.
– Mam starszego brata, więc zawsze chciałam być taka jak on, robić to, co on. Grałam m.in. w piłkę nożną z innymi chłopakami. Chciałam też tak jak brat jeździć na deskorolce. Moja mama jednak się nie zgodziła. Poszła za radą koleżanki i zabrała mnie na kort tenisowy. W nowo poznanej dyscyplinie podobało mi się to, że jestem sama na korcie i sama odpowiadam, za to co robię – opowiadała o początkach przygody z tenisem finalistka gry podwójnej juniorskiego Australian Open 2013.
Jak opowiada w rozmowie z WTA Insider Zaniewska, grę w tenisa rozpoczęła, by zużyć niespożyte pokłady energii, jakie miała w sobie. Bardzo długo nie traktowała tego zajęcia, jako czegoś, czym mogłaby się zajmować profesjonalnie. W wieku 14 lat zdołała dojść do trzeciego miejsca na listach Tennis Europe. A smak prawdziwego tenisa poznała rok, dwa lata później.
– Gdy miałam 15-16 lat zaczęłam grać w juniorskich turniejach Wielkiego Szlema. To wtedy pierwszy raz zetknęłam się z tym naprawdę wielkim tenisem. Rywalizując w najważniejszych imprezach w sezonie, obracasz się wśród zawodników z czołówki, także tych z pierwszych stron gazet. I wtedy właśnie sobie pomyślałam 'Wow, takie życie jest super. To jest to, co chciałabym robić’. I z czasem to zaczęło się stawać moim życiem – wspominała początki z wielkim tenisem Zaniewska.
Była zawodniczka w rozmowie z WTA Insider opowiada też o tym, jak podchodziła do pracy trenerów, którzy ją prowadzili. Jak przyznaje, przez całą karierę koncentrowała się przede wszystkim na wykonywaniu zlecanej pracy. Obserwować trenerów zaczęła dopiero, gdy już wiedziała, że jej przygoda z graniem w tenisa nie potrwa zbyt długo.
– Ja w pracy trenerskiej stawiam na dialog. Zawodnik, którego prowadzę, musi wiedzieć, że zależy mi, byśmy zmierzali w jedną stronę. Rozmowa jest bardzo ważna, aby trening był efektywny. Każdy z nas się cały czas uczy. A rozmowa bez wątpienia w tym pomaga. Ważne jest też, byśmy dogadywali się nie tylko na korcie, ale także poza nim. Bo zgodnie z moją filozofią najlepsi trenerzy to nie ci tworzący najlepszych zawodników, a najlepszych ludzi. Dlatego dla mnie nie ma znaczenia czy pracuje z zawodnikiem w tourze, czy z kimś trenującym w akademii tenisowej – podzieliła się swoją filozofia tenisową trenerka.
Katowiczanka zwraca także uwagę na to, aby pamiętać, że świat się nie kończy na tenisie. Gracze, których widzimy na korcie, też są tylko ludźmi i tak jak kibice miewają gorsze dni. Jednak starają się stawiać im czoło każdego dnia. Zwraca uwagę na to, że nie warto się poddawać, gdy przychodzą gorsze dni, bo każdy je ma i one z czasem przemijają.
– Co lubię najbardziej w byciu trenerem w tourze? Wszystko! Jesteśmy traktowane jak księżniczki. Bierzemy udział w najlepszych turniejach. Trenujemy w idealnych warunkach. Tutaj naprawdę nie ma czegoś, do czego mogłabym się przyczepić. Mówiąc dosłownie – doceniam wszystko – podsumowała pracy w WTA Tour Sandra Zaniewska.