Skazani na Hurkacza

/ Artur Rolak , źródło: własne, foto: AFP

Nie był to mecz, który w pierwszym rozdziale „Skazanego na Wimbledon” zająłby pierwsze miejsce, ale z pełną odpowiedzialnością za słowo mogę dziś zapewnić, że pierwsze dwa sety meczu Huberta Hurkacza z Novakiem Dźokoviciem to najlepszy tenis, jaki Wimbledon widział w tym roku. A to już piąty dzień turnieju.

Publiczność dysponująca biletami na Kort Numer 1 nie wiedziała, czego się spodziewać po nieznanym tenisiście z Polski. Powitała go jednak bardzo uprzejmie i nawet dała do zrozumienia, że jest skłonna stanąć po jego stronie, jeśli tylko dostanie pretekst.

Hurkacz pojął aluzję. Przez półtorej godziny walczył z liderem rankingu ATP, obrońcą tytułu i zwycięzcą 15 turniejów Wielkiego Szlema jak równy z równym, bo tak twierdziła tablica wyników. Żeby zdobyć serca kibiców, trzeba jednak czegoś więcej niż odpowiadania punktem na punkt, gemem na gem czy setem na set.

Hurkacz nie zaimponował tylko malkontentom, których bezkarnie nosi internet. Oni wiedzą przecież lepiej od samego Dźokovicia, że specjalnie się nie wysilał, bo oszczędzał siły na kolejne mecze. Takie opinie może wyglaszać tylko ktoś, komu pot spływał po plecach tylko na plaży, nigdy na korcie czy innym boisku.

Wiedzą też lepiej od kilkunastu tysięcy ludzi na trybunach, którzy nie tylko widzieli efektowne i stojące na światowym poziomie wymiany, ale też przesiąkli atmosferą tego meczu. Dźoković bił rywalowi brawo po ekwilibrystycznych zagraniach dających punkt, a publiczność jak na komendę zrywała się z miejsc, aby oddać Hurkaczowi co Hurkaczowe. Stacje telewizyjne z całego świata pokażą go w locie, a brytyjskie gazety porównają go jutro do Borisa Beckera. Słusznie zresztą.

Dźoković wygrał, bo jest tenisistą lepszym, potrafiącym kalkulować, nie poddawać się emocjom i wyciągać wnioski, czyli bardziej doświadczonym. Hurkacz – nie tak jak na Roland Garros – nie dał się sprowadzić do roli statysty, którego wypada docenić za dobre chęci. Doceńmy przede wszystkim jego odwagę i dobrze pojętą zuchwałość, a przy tym skromność i umiejętność zjednywania sobie trybun. Dziś żadne projekcje rankingowe nie będą na wyrost. Tenis, a my razem z nim, jesteśmy skazani na Hurkacza.