Sobota: powstrzymać wiatr

/ Antoni Cichy , źródło: Korespondencja z Soboty, foto: Antoni Cichy/Tenisklub

– Nie dało się grać – mówiła po swoim meczu Jelena Ostapenko. Część tenisistek zmagała się z rywalkami, część z samymi sobą, ale wszystkie z porywistym wiatrem. Nie poradziła sobie z nim obrończyni tytułu Kristina Kucova. Wygrała natomiast, wprawdzie problemami, Nicole Vaidisova. Faworytki też zwyciężały.

Korespondencja z Soboty, Antoni Cichy

We wtorek wiało niemiłosiernie. Na kortach twardych czy trawie na pewno trudniej byłoby przewidzieć zachowanie piłki. Ale cóż począć, jeśli w oczy sypnie jeszcze mączką? Bo nie brakowało sytuacji, choćby w meczu na najbardziej narażonym na takie atrakcje korcie pomiędzy Natalią Siedliską i Soraną Cirsteą, w których jedna bądź druga po prostu stawała i zakrywała oczy, nawet w trakcie akcji. Rumunka, jak można było się spodziewać zwyciężyła zawodniczkę reprezentującą niegdyś Polskę, a obecnie Niemcy. Ale nie przyszło jej to łatwo.

Dla Jeleny Ostapenko, która skarżyła się na trudne warunki, wiatr był jedynym powodem do narzekań. Łotyszka wyrasta na jedną z faworytek turnieju. We wtorek gładko ograła Natalie Suk 6:1, 6:2. Przytrafiły jej się słabsze fragmenty w drugim secie, ale kiedy przyszło co do czego, pokazała, że nie bez kozery przed rokiem wygrała juniorski Wimbledon.

Niespodzianki uniknęła Kiki Bertens, która grała z sąsiadką z Belgii Ysaline Bonaventure. 20-latka na polskiej ziemi odnosiła już sukcesy. Wygrała turniej debla w Katowicach. Do Soboty przyjechała jako świeżo upieczona triumfatorka rozgrywek ITF w Darmstad i jakby niesiona tym wynikiem pokonała turniejową „dwójkę” w pierwszym secie 6:3. W drugiej partii rankingowa różnica była już znacznie bardziej widoczna, bo Bertens oddała rywalce tylko 3 gemy. Jej rodaczka Richel Hogenkamp, która w Powiat Poznański Open występuje z „trójką”, też nie zawiodła i zwyciężyła Anne Schaefer 7:6(5), 6:2.

W ślady Holenderek i Ostapenko nie poszła Kristina Kucova. Już drugiego dnia turnieju wiadomo, że Słowaczka nie obroni tytułu. Przegrała ze Stephanie Vogt z Liechtensteinu w meczu, który po raz kolejny na tym turnieju ujawnił uroki kobiecego tenisa. Kiedy turniejowa „piątka” w drugim secie straciła tylko dwa gemy, trudno było przypuszczać, że w decydującym secie ugra tylko jednego.

Pomiędzy polskimi meczami nieco liczniejszej publiczności w Sobocie zaprezentowała się jedna z gwiazd rozgrywek Nicole Vaidisova. Czeszka dwukrotnie dochodziła do półfinałów Wielkich Szlemów, ale tamtej zawodniczki, która walczyła o najcenniejsze tytuły, nie przypomina. Przez ponad dwie godziny męczyła się z Cristiną Dinu. Rumunka do drabinki turnieju głównego przebijała się przez eliminacje, a w rankingu WTA znajduje się w czwartej „100”, ale i tak poważnie zagroziła popełniającej mnóstwo błędów Vaidisovej. Sama też się często myliła, więc nic dziwnego, że niegdyś siódma rakieta globy wygrała 6:7(2), 6:3 i 7:5.

Mecze Polek to osobny rozdział. Z jednej strony niezbyt miły, bo obie przegrały (relacja z meczu Magdalena Fręch – Romina Oprandi oraz Katarzyna Piter – Sesil Karantaczewa); z drugiej występy obu oglądało się z wypiekami na twarzy, a chwilami ręce same składały się do oklasków. Fręch zabrakło doświadczenia i siły. Momentami aż prosiło się, żeby mocniej uderzyła piłkę. Ale Magda ma tylko 17 lat, a mecze takie jak ten z Oprandi napawają optymizmem. Piter warunków fizycznych nie przeskoczy. Grała regularnie, utrzymywała piłkę w korcie, ale trudno było jej wyprowadzić uderzenie kończące.

Naszym jedynym singlistkom po prostu nie dopisało szczęście w losowaniu. I nie są to prozaiczne wymówki. Piter trafiła na najwyżej notowaną ze wszystkich uczestniczek. Prawdopodobnie z każdą inną, grając tak jak przeciwko Karantaczej, byłaby w stanie wygrać. Ale jak sama powiedziała, „taki jest tenis”.


 
 
 

Wyniki