US Open. Dżoković w drodze po Wielkiego Szlema (na razie) bez wsparcia kibiców

/ Maria Kuźniar , źródło: reuters/ własne, foto: AFP

Novak Dżoković zrobił pierwszy krok do skompletowania Wielkiego Szlema. W pierwszej rundzie US Open pokonał Holgera Rune, choć nie bez pewnych problemów. Niemile zaskoczyła go jednak przede wszystkim atmosfera na trybunach. Kibice zgodnie i głośno dopingowali niemal wyłącznie młodego Duńczyka.

To żadna tajemnica, że Nole nie jest ulubieńcem publiczności, z różnych względów. Wszyscy chyba pamiętają komentarz Bena Rothenberga z 2020 roku o najbardziej dopingowanych zawodnikach: „1. Federer, 2. Nadal, 3. Ktokolwiek, kto gra przeciwko Dżokoviciowi”. Tamten wpis był pokłosiem sytuacji z Australian Open z 2020 roku, kiedy w finale publiczność w finale mocno wspierała Dominika Thiema. Trochę czasu minęło, preferencje kibiców – niezależnie od kontynentu – pozostają te same.

Serb w drodze do skompletowania Wielkiego Szlema zrobił pierwszy krok. W pierwszej rundzie, nie bez problemów, bo w czterech setach, ograł Holgera Rune. Młody Duńczyk grał ambitnie, wygrał drugiego seta i w jakiejś części była to zasługa publiczności, która od początku głośno go wspierała i przez cały mecz skandowała jego imię.

– Atmosfera nie była idealna – krótko skomentował Nole, który po zakończeniu nie celebrował zwycięstwa tak jak zwykle (tym razem zabrakło gestu dzielenia się sercem). – Nawet nie wiem, co krzyczała publiczność. Myślałem, że po prostu mnie wygwizdują – przyznał Serb podczas konferencji prasowej.

Do sytuacji odniósł się m.in. wspomniany już Ben Rothenberg. „Jaka jest największa różnica między próbą zdobycia Wielkiego Szlema przez Serenę w 2015 roku i w tym roku przez Dżokovicia? Jak na razie – wsparcie publiczności” – skomentował na Twitterze.

Amerykanka w 2015 roku była na najlepszej drodze do wygrania wszystkich czterech szlemów. W Nowym Jorku w półfinale niespodziewanie zatrzymała ją Roberta Vinci. Serena w dużej mierze przegrała z presją i nerwami. Dżoković wydaje się być na to odporny, choć sytuacja z igrzysk olimpijskich wydaje się tego nie potwierdzać. Pytanie jednak, jak poradzi sobie z presją w sytuacji, gdy będzie deprymowany przez publiczność.

– Oczywiście, zawsze chce się mieć za sobą tłumy, ale nie zawsze jest to możliwe. Są jednak rzeczy na których mogę polegać i wrócić do nich myślami, gdy doświadczam zawirowań emocjonalnych podczas meczu. Rozwinąłem mechanizm, dzięki któremu czuję, że poradzę sobie mentalnie. Wypracowałem formułę, która sprawdza się od lat i która pozwoliła mi dojść do miejsca, w którym obecnie jestem. Oczywiście jednak nie ma gwarancji, że zawsze zadziała – tłumaczył Dżoković.