Wimbledon: Cameron Norrie nie musi lecieć na Księżyc

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP / East News

Artur Rolak z Londynu

Drugi dzisiejszy mecz na Korcie Numer 1 miał znaczenie jedynie dla kibiców tenisa z Wielkiej Brytanii i Belgii. Cameron Norrie wygrał, David Goffin przegrał, ale poza wynikiem, który zawsze będzie można sprawdzić w archiwum, nie stało się nic godnego zapamiętania. Ale jak to na Wimbledonie – ciekawsze od samego pojedynku były towarzyszące mu okoliczności.

Korespondencja z Londynu

Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub!

Zaczęło się już wczoraj. Użytkownicy mediów społecznościowych, którzy – jak wiadomo – na wszystkim znają się najlepiej na świecie, zapałali świętym oburzeniem, że Gerry Armstrong, zapewne działając wspólnie i w porozumieniu z władzami All England Lawn Tennis Clubu, skazał Camerona Norriego na zesłanie. Konkretnie na Kort Numer 1, w ćwierćfinałowej fazie turnieju uważany za niemal peryferyjny. Sędzia naczelny The Championships przygotował sobie jednak niepodważalne alibi – dwa mecze singla kobiet, dwa mężczyzn i korty też dwa. Przed parytetem ucieczki już nie ma, więc przepustkę na Kort Centralny mógł dostać albo Norrie, albo Novak Dźoković. Mr Armstrong uznał, że pierwszy w rankingu ATP ma wciąż więcej praw niż ostatni Brytyjczyk pozostający w turnieju.

O Andy’m Murrayu można było pisać wymiennie, że Brytyjczyk albo Szkot. Norrie sprawia pod tym względem spore problemy. Syn Walijki i Szkota urodził się w RPA, wychował w Nowej Zelandii, studiował w Teksasie, mieszka w Londynie, Wielką Brytanię reprezentuje dopiero od dziewięciu lat i z każdym dniem dowiaduje się o sobie coraz więcej z mediów zwanych potocznie brukowymi.

Takiemu prześwietlaniu życiorysów nawet nie ma co się dziwić, jeśli za normalne uznamy, że przed rozpoczęciem Wimbledonu co roku na liście medialnych faworytów musi się znaleźć dyżurny reprezentant gospodarzy. Nieważne, czy to Andy Murray w pełni zdrowia, czy po prostu „British Number One”, niezależnie od aktualnej klasy, formy i pozycji w rankingu ATP lub WTA. Oczekiwania wobec kobiet są znacznie mniejsze, skoro tylko mężczyznom wypomina się w prasie, że więcej ludzi było na Księżycu niż Brytyjczyków w ćwierćfinale Wimbledonu w erze open. Zadanie postawione Norriemu było zatem oczywiste: marsz na Kort Numer 1, wygrać z Davidem Goffinem, wykonać!

W pierwszym secie Norrie grał tak, jakby tym wszystkim znawcom i doradcom chciał zrobić na złość i po dwóch, najwyżej trzech godzinach pójść do domu, wyłączyć internet i mieć wreszcie święty spokój. Okazało się jednak, że bardziej doświadczony Belg nie jest wcale taki straszny, jak się początkowo wydawało, że jego serwis można przełamać co najmniej raz w każdym kolejnym secie.

Dziś nikt nie wysyła Norriego w kosmos. Roger Taylor, Tim Henman i Andy Murray mogą powiedzieć „Cameron, witaj w klubie!”. Ich klub jest znacznie bardziej elitarny niż zastęp amerykańskich kosmonautów, którzy choć raz stanęli na Księżycu. Reprezentować Wielką Brytanię w tenisowej erze open i zagrać w półfinale Wimbledonu – o, to dopiero wyczyn!

A gdyby tak jeszcze w piątek Norrie zrobił to, czego nie potrafił dziś Jannik Sinner? Młody pretendent mocno postraszył urzędującego mistrza, ale trzeba przyznać, że Serb grał dziś tak, jakby w przerwach po gemach nieparzystych czytał sobie „Lokomotywę” Juliana Tuwima. Zrazu powoli, jak żółw ociężale, ale potem, gdy biegu przyśpieszył i gnał coraz prędzej, odzierał rywala i publiczność oczekującą niespodzianki ze wszelkich złudzeń.

Partnerem relacji medialnych „Tenisklubu” jest PZU, oficjalny sponsor Igi Świątek.


Wyniki

Ćwierćfinały singla mężczyzn

Novak Dżoković (Serbia, 1) – Jannik Sinner (Włochy, 10) 5:7, 2:6, 6:3, 6:2, 6:2; Cameron Norrie (W. Brytania, 9) – David Goffin (Belgia) 3:6, 7:5, 2:6. 6:3, 7:5