Wspomnijmy Rolland Garros 2019 – jak grali Polacy

/ Szymon Adamski , źródło: Materiał partnera, foto: AFP

Dosłownie za chwilę rozpocznie się ,,polski” dzień we French Open 2020, na ceglanych kortach imienia Rolanda Garrosa. W poniedziałek swoje mecze rozegrają spotkania nasi wszyscy reprezentanci w grze pojedynczej. Już po czwartkowym losowaniu  zaczęły się dyskusje o szansach poszczególnych zawodników. Warto też przypomnieć sobie jak ten turniej przebiegał dla dla naszych panów w ubiegłym roku.

Ogólnie, w męskim singlu nie mieliśmy za dużo niespodzianek. Legalni bukmacherzy dali poważnie zarobić głównie na batalii Stana Wawrinki, która zakończyła się dopiero w ćwierćfinałach. Ogólnie jednak wszystko przebiegło według planów. Zwyciężył co prawda rozstawiony z dwójką Rafael Nadal, ale półfinały rozegrały się pomiędzy zawodnikami z miejsc od 1 do 4.

Co do panów grających singla w biało-czerwonych barwach, to mogliśmy mieć dwóch przedstawicieli – Kamila Majchrzaka i Huberta Hurkacza. Pierwszy z nich, dwa tygodnie przed rozpoczęciem zmagań wygrał Prosperita Open w czeskiej Ostrawie. To sprawiło, że awansował na najwyższe, 115. miejsce w rankingu ATP. Niestety były to miłe złego początki. W pierwszej rundzie eliminacji French Open 2019 gracz z Piotrkowa Trybunalskiego musiał uznać wyższość Włocha Simone Bolleliego. Mecz był bardzo zacięty. Pierwszy set wygrał zawodnik z Italii 7:5. W drugim najpierw udało się Kamilowi wybronić piłkę meczową, aby następnie zmarnować dwa setbole przy stanie 6:5. Ostatecznie przegrał w tie-breaku 6:7(5). Niby walczył dzielnie, ale na wiele się to nie zdało.

Jeszcze większego pecha miał Hubert Hurkacz. W losowaniu 1. rundy trafił na pierwszą rakietę ATP – Novaka Dżokovicia. Nasz zawodnik robił co mógł, ale na nic się to zdało. Zadecydowały słabe początki poszczególnych setów. Mecz trwał nieco ponad 90 minut, jednak ani przez moment dominacja Serba nie podlegała dyskusji. Hurkacz grał agresywnie, lecz popełniał sporo błędów, zwłaszcza przy serwisach. Dżoković był skupiony i jeśli ktoś liczył, że zlekceważy przeciwnika, to srodze się zawiódł. Ostatecznie to spotkanie 1. rundy zakończyło się przegraną Polaka 4:6, 2:6, 2:6. Pozostała jedynie satysfakcja wynikająca z gry przeciw tak renomowanemu przeciwnikowi.

Na rozpamiętywanie nie było jednak zbyt wiele czasu. Dzień później nasz zawodnik wystartował w deblu ze Słoweńcem Aljazem Bedene. Hurkacz traktuję tę kategorię nieco po macoszemu, co było widać. Po drugiej stronie siatki stanęli Holender – Wesley Koolhof i pochodzący z Nowej Zelandii Marcus Daniell i dosyć gładko wygrali  6:3, 6:2. W drugiej rundzie trafili na parę Łukasz Kubot – Marcello Melo. Kubot pomścił rodaka w trzech setach wygrywając 4:6, 6:2, 6:4 i mógł szykować się do walki z francuską parą Jérémy Chardy – Fabrice Martin. Wydawało się, że przeciwnicy są jak najbardziej w zasięgu polsko–brazylijskiej pary, która była przecież rozstawiona z numerem 1. Sprawdziła się jednak przepowiednia Wojciecha Fibaka, który stwierdził przed meczem, że Francuzi są zawsze u siebie bardzo groźni.

Spotkanie trwało dwie godziny. Gdyby jednak Francuzi wykazali się zimną krwią, to wszystko mogło skończyć się dużo wcześniej. W pierwszej odsłonie prowadzili bowiem już 3:0, aby pozwolić przeciwnikom na odwrócenie losów i ostatecznie przegrać 5:7. Potem wyciągnęli już wnioski i wygrali kolejno 6:2 i 6:3. Zmagania Kubota zakończyły się więc podobnie jak w 2018 roku – na 3. rundzie. Słabym pocieszeniem jest fakt, że francuska para dotarła w tym turnieju aż do finału, gdzie dopiero zatrzymało ich dwóch Niemców – Kevin Krawietz i Andreas Mies.