Zacięty wyścig o fotel lidera

/ Izabela Modrzewska , źródło: https://www.wtatennis.com/, własne, foto: AFP

Iga Świątek stoi na czele rankingu WTA już 58. tydzień. Tym samym stała się trzecią tenisistką w historii z największą liczbą tygodni jako numer jeden za pierwszym podejściem. Przed nią na liście są tylko Martina Hingis i Steffi Graf. Jak długo utrzyma swoją pozycję? Scenariuszy jest kilka.

W poprzednim sezonie polska tenisistka całkowicie zdominowała kobiecy tour. Rok zakończyła z przewagą ponad 6000 punktów nad ówczesną wiceliderką, Ons Jabeur. Przez ostatnie pare miesięcy sytuacja ulagła zmianie. Świątek weszła w nowy sezon z poczuciem ogromnej presji, o której mówiła po odpadnięciu w czwarte rundzie Australian Open. Po wygranym turnieju w Dosze i finale w Dubaju, nie udało jej się obronić tytułu w turnieju w Indian Wells, a z Miami była zmuszona wycofać się przez kontuzję. To oznaczało utratę 200o punktów. Dzięki zwycięstwie w Stuttgarcie i osiągnięciu finału w Madrycie, częściowo odrobiła tę stratę.

W najbliższych tygodniach czeka ją trudne wyzwanie, a mianowicie obrona tytułów w Rzymie i French Open. Te turnieje mogą być kluczowe w utrzymaniu się na pozycji liderki bo już w tym momenie czuje na plecach oddech innej tenisistki, Aryny Sabalenki. Białorusinka pewnie weszła w nowy sezon zdobywając tytuły w Adelajdzie, Australian Open, a ostatnio też w Madrycie. Jak sama mówi, jej marzeniem jest zostanie numerem jeden w rankingu. To marzenie niedługo może stać się rzeczywistością, gdyż różnica punktowa wynosi obecnie tylko ponad 1700 oczek.

Według matematycznych obliczeń, Polka mogłaby stracić pozycję lidera w przeciągu najbliższych tygodni. W Rzymie i Paryżu może stracić 2900 punktów, a Sabalenka tylko 480. Biorąc pod uwagę obecną formę białoruskiej tenisistki, potencjalnie może tylko zyskać. Świątek natomiast potrzebuje prawie 700 punktów więcej niż jej rywalka by utrzymać się na prowadzeniu. Wygranie obu turniejów, zakładając, że wiceliderka rankingu nie odpadnie w pierwszych rundach, jest kluczowe.

Innym scenariuszem jest utrata pierwsze miejsca tuż po Wimbledonie. Sabalenka jest faworytką do zwycięstwa w tym turnieju. Dwa lata temu doszła tam do półfinału. W rankingu WTA Race, gdzie punkty liczone są od początku nowego sezonu ma przewagę prawie 2000 punktów nad Polką. Iga znajduje się na trzecim miejscu, zaraz za Eleną Rybakiną. Według przewidywań statystyków, jeśli każda z zawodniczek wygra turniej wielkoszlemowy, to prawdopodobnie Białorusinka przejmie fotel lidera.

Przed Wimbledonem jest jeszcze kilka mniejszych turniejów na kortach trawiastych. Polska tenisistka ma w planach wystąpić w Bad Homburgu, natomiast jej rywalka ma do obrony punkty z finału w S-Hertogenbosch. Nawet jeśli Świątek spadnie na drugą pozycję, potencjalnie będzie miała okazję ponownie być na szczycie po zwycięstwie w lipcowym turnieju w Warszawie. Wszystkie te założenia są czysto hipotetyczne, jednak bez wątpienia rywalizacja będzie w najbliższym czasie bardzo wyrównana.

Do tej pory ten sezon znacząco różni się od poprzedniego. Dominacja na tourze rozkłada się na kilka zawodniczek. Media wykreowały już damską „Wielką Trójkę” czyli Świątek, Sabalenkę i Rybakinę, które do tej pory mają najwięcej sukcesów. Jessica Pegula powiedziała w wywiadzie dla Punto de Break, Polka motywuje konkurencję do bycia lepszym i mierzenia wyżej. Liderka rankingu jest pewnego rodzaju „standardem”, do którego dążą inne tenisistki. Jak długo utrzyma się na pozycji lidera? Tego nie wiemy. Pewnym jest, że walka o numer jeden rankingu będzie zacięta, co może przynieść korzyści nie tylko dla fanów tenisa, ale również dla samego sportu. Jak wielokrotnie podkreślała Iga Świątek, w końcu nadszedł czas stabilności i równości w kobiecej rywalizacji. Nie mam wątpliwości, że czeka nas  ekscytujący sezon pełen zwrotów akcji.