Zawodnicy LOTOS PZT Team – Maks Kaśnikowski

/ Szymon Adamski , źródło: własne / PZT, foto: PZT

Maks Kaśnikowski (LOTOS PZT Team) ma dopiero 17 lat, a już może się pochwalić zwycięskim debiutem w narodowej reprezentacji startującej w prestiżowych rozgrywkach o Puchar Davisa oraz zwycięstwem nad tenisistą z czołowej 30-tki rankingu ATP.

W lipcu, w drugiej rundzie 94. Narodowych Mistrzostw Polsk wyeliminowałnajwyżej rozstawionego w drabince Huberta Hurkacza, który wówczas był 28. na świecie.

– Tak, to zabawne, ale mogę powiedzieć, ze mam dodatni bilans meczów Hubertem. To był niesamowity dzień, jaki rzadko się zdarza. Po prostu na korcie wychodziło mi wszystko, zagrałem najlepszy mecz w życiu i udało mi się pokonać Huberta. To na pewno największe zwycięstwo w mojej dotychczasowej karierze i długo będę je pamiętał. W kolejnej rundzie przegrałem z Piotrem Gryńkowskim, chociaż w pewny momencie prowadziłem z nim z przewagą przełamania, ale nie wykorzystałem tego. Piotrek zagrał świetnie, ale na pewno ta porażka zostawiła duży niedosyt i bardzo chciałbym mu się zrewanżować za nią – wspomina jeden z najmłodszych zawodników w LOTOS PZT Team.

W styczniu tego roku osiągnął dwa finały singlowe w juniorskich turniejach w szwedzkiej Brommie i na Ukrainie. Pod koniec lutego dotarł jeszcze do półfinału podobnej imprezy w Kazaniu, skąd udał się do Kalisza na mecz Pucharu Davisa.

– Powołanie do reprezentacji to było naprawdę niesamowite i bardzo duże wydarzenie dla mnie. No i to, że mogłem wyjść na kort i zagrać mecz. Wspaniale było poczuć się częścią tej drużyny obok Jerzego Janowicza, Kacpra Żuka, Janka Zielińskiego i Szymona Walkowa. Dotychczas nie miałem z nimi styczności, no poza Jurkiem, z którym wcześniej trenowałem. Poza nim wszyscy debiutowaliśmy w reprezentacji i to było niesamowite przeżycie i dało mi niesamowitych skrzydeł. Szkoda, że zaraz po tym była kilkumiesięczna przerwa spowodowana pandemią – uważa Kaśnikowski.

W Kalisz Arenie rywalizacja – z powodu koronawirusa – toczyła się bez udziału publiczności. Maks wyszedł na kort w czwartym pojedynku i okazał się w nim lepszy od bardziej doświadczonego Wai Yu Kaia. Zdobył czwarty punkt w spotkaniu z Hongkongiem, ustalając wynik na 4:0. Po udanym debiucie musiał czekać ponad trzy miesiące na możliwość gry na punkty.

– Ta przerwa nie była dla nikogo łatwa, ale starałem się wzmocnić i przygotować do kolejnych startów. Robiłem to bez większego ciśnienia, bo też nie było szansy na szybki powrót juniorskich turniejów, w których jeszcze startuję. Dzięki turniejom LOTOS PZT Team mogłem natomiast zagrać sporo meczów ze starszymi i bardziej doświadczonymi
zawodnikami ze ścisłej krajowej czołówki. Chwilami nawet całkiem nieźle mi szło. Przekonałem się, że u juniorów czasem wystarczy do wygrania meczu przebijać piłkę i się nie mylić. Wśród zawodowców trzeba jednak grać o wiele agresywniej. Przede wszystkim trzeba samemu prowadzić grę, a nie czekać na to, co zrobi rywal. To są rzeczy, nad którymi coraz
więcej pracuję razem z moim trenerem Mario Trnovskym – uważa Kaśnikowski, który trenuje na co dzień w MTWAkademy.

W tegorocznym LOTOS PZT Polish Tour Maks wystąpił już na otwarcie w Gdańsku, dzięki „dzikiej karcie”. W Bytomiu, po wyeliminowaniu Hurkacza, odpadł w ćwierćfinale 94. NMP. I był to jego najlepszy wynik singlowy w tym cyklu. Natomiast w deblu dwukrotnie udało mu się wystąpić w finałach – w Kozerkach z Dominikiem Nazarukiem oraz w Bydgoszczy z Mikołajem Lorensem (LOTOS PZT Team). W lecie zdobył jeszcze złoty medal Mistrzostw Polski do lat 18 w grze pojedynczej.

Pod koniec sierpnia zadebiutował w międzynarodowym Tourze, również dzięki „dzikiej karcie”, w turnieju ITF 25 Talex Open.  W pierwszej rundzie przegrał jednak w trzech zaciętych setach z Holendrem Jelle Selsem.

– Dopiero we wrześniu zagrałem w międzynarodowym turnieju juniorskim, no i doszedłem w nim do półfinału w Bytomiu. Natomiast w październiku udało mi się zrealizować jeden z najważniejszych celów i wystąpiłem w WielkimSzlemie. Mój start w Roland Garros nie był zbyt udany, ale wierzę, że kolejne będą już lepsze. Bardzo chciałbym w przyszłym roku wystąpić we wszystkich wielkoszlemowych turniejach. Zobaczymy co z tych planów uda się zrealizować, bo też tak naprawdę nie wiadomo, jak przy koronawirusie będzie wyglądał przyszłoroczny sezon. Ale jestem dobrej myśli – podkreśla Kaśnikowski.

Maks Kaśnikowski

ur. 6 lipca 2003 r.

miejsca w rankingu ITF Juniors:

singiel – 42. (najwyższe – 41.)
debel – 322. (najwyższe – 241.)

zwycięstwa w turniejach ITF Juniors:

singiel – 2
debel – 4