Skrzypczyński: to nie praca, a służba. Pierwszy wywiad po ponownym wyborze na prezesa PZT
Tak jak cztery lata temu, tak i dziś Mirosław Skrzypczyński nie miał kontrkandydata w wyborach na prezesa PZT. Zaraz po zwycięstwie udzielił wywiadu Tenisklubowi, w którym ocenił pierwszą kadencję jako mega udaną, porównał nadchodzącą, tenisową Superligę do piłkarskiej Ekstraklasy i opowiedział o rozterkach związanych z ubieganiem się o reelekcję.
Relację z walnego zgromadzenia delegatów PZT, podczas którego wybrano prezesa, ale także nowy Zarząd, przeczytacie TUTAJ.
– To już oficjalnie: gratulacje. Od kiedy pan je przyjmuje? Tak naprawdę mogły pojawiać się jeszcze przed głosowaniem
– Dziękuję. Pokora jest najważniejsza. Trzeba było poczekać, bo jednak różne rzeczy się zdarzają. Najbardziej specyficzne jest to, że po raz drugi nie miałem kontrkandydata. Chyba zapisze się w annałach polskich związków sportowych. Moja praca polega na tym, żeby służyć ludziom i od zawsze składam takie deklaracje. Mam nadzieję, że to widać. Cały swój czas poświęcam Polskiemu Związkowi Tenisowemu. Nie liczą się dla mnie pieniądze, żadne inne wartości, tylko zadowolenie tych, którym służymy. To nie praca, a służba. Tak samo też to postrzegają moi partnerzy z Zarządu i może dlatego tak dobrze się dogadujemy.
– Nie zaskoczyło pana, że i tym razem nie pojawił się kontrkandydat? Z czego to mogło wynikać?
– Wbrew pozorom każdy zdaje sobie sprawę z tego, że bycie prezesem to nie jest łatwe zadanie. Za sprawą pierwszej kadencji wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę. Nie każdy jest w stanie włożyć tyle pracy, żeby ten poziom był jeszcze wyższy. Bo przecież wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Decyzja o starcie w wyborach nie jest prosta. Sam był bliski podjęcia przeciwnej. Razem z całą rodziną byliśmy już tym zmęczeni. Po rozmowach z członkami Zarządu i ludźmi w terenie zdecydowaliśmy razem, że jeszcze raz rzucimy się w wir pracy. Stąd też pomysł Superligi.
– Superliga ma przynieść olbrzymie korzyści finansowe. A czy nie jest zagrożeniem, że dużo też na nią trzeba będzie wyłożyć?
– Ona będzie się sama finansowała. Pieniążki nie będą pochodziły z środków własnych, tylko sponsorskich. Pieniądze zostaną w klubach, u zawodników i w wojewódzkich związkach. Oczywiście PZT też będzie w tym partycypował. Będzie miał pieniądze przede wszystkim z transferów. Ten projekt stwarza ogromne możliwości dla polskiego tenisa, natomiast wszystkie koszty będą ponoszone z pieniędzy, które wpłyną od sponsorów. Podobnie jak ma to miejsce w piłkarskiej Ekstraklasie.
– To porównanie padło już podczas przemówienia. O jakich stawkach dokładnie rozmawiamy?
– Ekstraklasa to jest produkt, który trwa już ileś lat, a my chcemy iść tym tropem. Nie chcę mówić o konkretnych kwotach. To dopiero za chwilę. Natomiast budżet startowy, na jakim chcemy bazować, jest właśnie taki, jaki na początku miała piłkarska Ekstraklasa.
– Na koniec podsumujmy krótko to, co działo się podczas pierwszej kadencji. Z czego jest pan najbardziej zadowolony, a co trzeba będzie naprawić przez kolejne cztery lata?
– Przede wszystkim z programów, które wdrożyliśmy. Ale też powstanie Narodowego Centrum Tenisowego w Kozerkach. To był majstersztyk. Natomiast czego zabrakło… Czasami brakowało pieniędzy. Nic nie przebiega idealnie, ale uważam, że jak ten trudny, pandemiczny czas, to była mega udana kadencja.
Rozmawiał: Szymon Adamski