Zdarzyło się przed siedmiu laty. Finał Łukasza Kubota i Marcelo Melo, czyli o tym jak Polak wygrał na londyńskiej trawie
Iga Świątek wśród pań oraz Wojciech Fibak, Łukasz Kubot i Jan Zieliński wśród panów to polscy mistrzowie wielkoszlemowi Ery Open. W ostatnich latach na ustach polskich kibiców jest oczywiście pierwsza w historii naszego kraju liderka światowego rankingu WTA oraz pięciokrotna triumfatorka turniejów Wielkiego Szlema. Jednak raszyniance, jak na razie, w kolekcji brakuje czegoś co posiada bohater naszego tekstu Łukasz Kubot – triumfu na kortach Wimbledonu.
Gdy w 1986 roku polscy piłkarze zakończyli występ podczas Mistrzostw Świata w Meksyku po meczu 1/8 finału, taki wynik nad Wisłą został uznany jako rozczarowujący i spotkał się z krytyką. Odpowiedział na to ówczesny kapitan biało-czerwonych – Zbigniew Boniek. W pomeczowym wywiadzie powiedział, że jeżeli w następnych czterech edycjach mistrzostw świata osiągniemy podobny sukces, będzie to wielki sukces. Słowa te nazwano „klątwą Bońka”. I rzeczywiście kolejnym mundialem, na który zakwalifikowali się polscy piłkarze był rozgrywany 16 lat po imprezie w Ameryce Środkowej, turniej w Korei i Japonii. Rywalizację Polacy zakończyli po fazie grupowej, nie mając nawet cienia szansy na awans do fazy pucharowej.
Jeszcze dłużej na kolejny triumf polskiego tenisisty czekali kibice „białego sportu” w Polsce. Pierwszym deblowym mistrzem w czasach, gdy do gry dopuszczono zawodowców był Wojciech Fibak, który u boku Kima Warwicka triumfował w Australian Open w 1978 roku. Kolejnym tenisistą, któremu udało się powtórzyć wynik poznaniaka, również w Australii, był Łukasz Kubot, który razem z Robertem Lindstedtem triumfował w deblu w 2014r.
Sukces niesamowity, ale nie było to ostatnie wielkoszlemowe zwycięstwo tenisisty z Bolesławca. Trzy sezony po wygranej w Melbourne, Kubot zagrał w parze z Marcelo Melo na wimbledońskiej trawie. Rozstawieni z numerem czwartym w Wimbledonie Polak i Brazylijczyk w drodze do finału zatrzymali między innymi najwyżej notowaną parę – Henriego Kontinena oraz Johna Peersa. W finale Kubot i Melo stanęli naprzeciwko Olivera Maracha i Mate Pavicia. Austriak z Chorwatem wygrali partię otwarcia 7:5. Dwie kolejne odsłony na swe konto zapisał „nasz” duet. Jednak rozstawieni z numerem „16” przeciwnicy ani myśleli się poddać. Wygrywając czwartą odsłonę, doprowadzili do piątego, decydującego seta. W tej, emocje sięgnęły zenitu. Grano bowiem według starych zasad, czyli do dwóch gemów przewagi, bez ograniczenia rozegranych gemów, jak ma to miejsce teraz.
Przez 23 gemy żadnej z par nie udało się uzyskać przewagi dwóch gemów, chociaż Polak i Brazylijczyk mieli w międzyczasie dwie piłki meczowe w dwunastym gemie. Co się nie udało przy prowadzeniu 6:5, dokonali odbierając serwis rywalom przy wyniku 12:11. W 24 gemie piątego seta Kubot i Melo wypracowali kolejne tego wieczoru trzy piłki meczowe. Już pierwsza okazała się decydująca. Dzięki temu, po trwającym 284 minuty meczu, Łukasz Kubot mógł świętować drugi w karierze tytuł mistrzowski w imprezie wielkoszlemowej.
To jednak, co w tej historii najważniejsze, bolesławianin został dokładnie przed siedmiu laty pierwszym, polskim zwycięzcą turnieju wimbledońskiego. W ostatnią niedzielę dołączył do niego Jan Zieliński. Warszawianin wygrał w parze z Tajwanką Su-Wei Hsieh turniej mikstowy i podobnie jak w przypadku Kubota był to jego drugi taki triumf. W przeciwieństwie jednak do Kubota, który zakończył już karierę, Zieliński może jeszcze swoją kolekcję tytułów powiększyć. Na co oczywiście mocno liczymy!