„Koza” ma głos

Tekst Szymon Frąckiewicz , foto: AFP / East News

Tekst Szymon Frąckiewicz

Na Roland Garros dopiero Iga Świątek potrafiła zatrzymać Coco Gauff. Zaledwie 18-letnia Amerykanka ma już zatem za sobą pierwszy wielkoszlemowy finał. Ci, którzy uważnie śledzili jej rozwój, wiedzieli, że to tylko kwestia czasu, zanim tenisistki z Atlanty zacznie grać o najwyższe stawki.

Cori „Coco” Gauff urodziła się 13 marca 2004 roku w Atlancie. Jej rodzice, Corey i Candi, pochodzą z Delray Beach na Florydzie, ale przed narodzinami córki przenieśli się do Georgii, gdzie tenisistka się wychowywała. Życie w tym uniwersyteckim mieście sprzyjało rozpoczęciu sportowej kariery.
Rodzice Gauff mieli zresztą sportowe doświadczenia z czasów uniwersyteckich. Jej ojciec był koszykarzem, a matka lekkoatletką. Zachęcali zresztą córkę do uprawiania którejś z tych dyscyplin. Coco jednak bardzo szybko zdecydowała się na tenis, bo – jak tłumaczyła po latach – to sport indywidualny, a ona nie czuła się dobrze w grach zespołowych.
Skąd takie zainteresowanie tenisem? Ponoć wszystko zaczęło się w dniu finału Australian Open w 2009 roku, który z ekscytacją oglądał ojciec Coco. Serena Williams pokonała wówczas Dinarę Safinę 6:0, 6:3 i sięgnęła po dziesiąty tytuł wielkoszlemowy.
Pan Corey, będący pod wrażeniem gry Amerykanki, nazwał ją najlepszą w historii, używając popularnego anglojęzycznego skrótu GOAT (Greatest of all time). Niespełna pięcioletnia Coco, która również oglądała ten mecz, nie zrozumiała, o co chodzi jej tacie, ale kiedy jej wytłumaczono, zakrzyknęła natychmiast: „Chcę być kozą!” („goat”).
Treningi zaczęła mając sześć lat. Z początku traktowała je przede wszystkim jako zabawę z przyjaciółmi. Zmieniło się to po dwóch latach. Wygrała wtedy krajowy turniej dla dzieci „Little-Mo”. To był ten moment, w którym Coco zmieniła podejście do tenisa. Wiedziała już, że to jest jej przyszłość i czas potraktować sport poważnie.

Rekord za rekordem
Rodzice Cori już rok wcześniej czuli, że to się może tak skończyć. Postanowili wrócić do Delray Beach, by ich córka mogła korzystać z możliwości, jakie daje Floryda – amerykańska mekka tenisa. Porzucili zawodowe kariery w służbie zdrowia i edukacji, by wszystkie siły włożyć w wyszkolenie zawodowej tenisistki.
Z czasem tata został głównym trenerem Coco. Przyuczył się do tego, ale miał już pewne podstawy, ponieważ grał w tenisa jako dziecko. Tymczasem mama, mająca doświadczenie w tej dziedzinie, zadbała o domową edukację córki. Mając 10 lat, Coco trenowała we francuskiej akademii Patricka Mouratoglou, który był zachwycony jej talentem i determinacją. Wieloletni szkoleniowiec Sereny Williams wsparł też młodą zawodniczkę finansowo.
Trudno zresztą było nie dostrzec ponadprzeciętnych umiejętności Gauff. Mistrzostwa Stanów Zjednoczonych do lat 12 wygrała mając 10 lat i trzy miesiące, stając się najmłodszą triumfatorką tych zmagań w historii. Dlatego też jako zaledwie 13-latka zaczęła grę w ITF Junior Circuit, i to od razu w zawodach najwyższej rangi.
Już po paru miesiącach zadebiutowała w juniorskich rozgrywkach wielkoszlemowych. Dzięki „dzikiej karcie” wzięła udział w US Open 2017. To tam świat po raz pierwszy usłyszał jej nazwisko, gdy bez straty seta dotarła do finału. Pobiła tym samym kolejny rekord, ponieważ nigdy wcześniej tak młoda zawodniczka nie wystąpiła w finale juniorskiego US Open. W meczu o tytuł przegrała z Amandą Anisimovą 0:6, 2:6, ale i tak pokazała, że drzemie w niej niesamowity potencjał.
Nie minął rok, a Gauff wyciągnęła wnioski z tej porażki. Na Roland Garros 2018 już nie miała sobie równych. W finale pokonała inną Amerykankę – Caty McNally – 1:6, 6:3, 7:6. Miesiąc później była już liderką juniorskiego rankingu. Jesienią w parze z McNally wygrała też US Open w deblu.
W tej historii jest też polski akcent. Pierwszą rywalką Coco na paryskich kortach była Stefania Rogozińska-Dzik. Nasza reprezentantka wygrała w tamtym spotkaniu zaledwie trzy gemy.
W Nowym Jorku Gauff dostała od organizatorów szansę gry także w turnieju otwartym. Dzięki „dzikiej karcie” wystąpiła w kwalifikacjach, przegrała jednak w pierwszej rundzie 4:6, 1:6 z Heather Watson. Po roku wyglądało to już jednak zupełnie inaczej.

Katapulta
Rozwój Gauff stale nabierał rozpędu. W wieku 15 lat Coco przestawiła się już w pełni na rozgrywki zawodowe. W marcu 2019 zadebiutowała w cyklu WTA dzięki „dzikiej karcie” do turnieju w Miami. Od razu miała też za sobą pierwszy wgrany mecz, a bo pokonała swą bardzo dobrą znajomą z kortów juniorskich, Caty McNally.
W czerwcu przebrnęła przez kwalifikacje Wimbledonu, pokonując po drodze najwyżej rozstawioną Alionę Bolsovą. To jednak nie był szczyt jej możliwości na londyńskich kortach. Najmłodsza zawodniczka w drabince głównej Wimbledonu w erze open (15 lat i 3 miesiące) w pierwszej rundzie stanęła naprzeciw legendy – Venus Williams. Pokonała ją 6:4, 6:4. Tenisowy świat oszalał, a Coco wygrywała dalej. W drugiej rundzie nie dała większych szans Magdalenie Rybarikovej. Narodziny nowej gwiazdy dostrzegli także organizatorzy, jej kolejny mecz wyznaczając na Korcie Centralnym.
Centralny czy nie, Coco robiła swoje, pokazując przy tym niesamowitą odporność psychiczną. Na najsłynniejszym korcie świata pokonała Polonę Hercog, broniąc dwóch piłek meczowych. Dopiero w czwartej rundzie Amerykankę zatrzymała zmierzająca po tytuł Simona Halep – 6:3, 6:3.
Jeśli dotąd ktoś nie zwracał jeszcze uwagi na poczynania Gauff, to od tego momentu na pewno już przyglądał się jej baczniej. A było czemu się przyglądać. Już w sierpniu Coco zdobyła pierwszy tytuł WTA w karierze. Na razie w deblu. W Waszyngtonie triumfowała u boku, a jakże!, Caty McNally. W US Open dotarła do trzeciej rundy zarówno w singlu (porażka z Naomi Osaką) jak w deblu z tą samą partnerką (porażka z Ashleigh Barty i Wiktorią Azarenką).
Jesienią w Linzu przypieczętowała swój znakomity sezon. Choć poniosła porażkę w kwalifikacjach, to jako „szczęśliwa przegrana” znalazła się w drabince głównej. I wyjechała z Austrii z pierwszym singlowym tytułem głównego cyklu, zostając najmłodszą mistrzynią turnieju WTA od 2004 roku. W finale wygrała 6:3, 1:6, 6:2 z Aloną Ostapenko, dzięki czemu sezon 2019 zakończyła na 68. Miejscu – o 620 pozycji wyżej niż poprzedni.

Gdyby nie Świątek…
Kolejne miesiące nie były już tak spektakularne, ale Gauff kontynuowała ciężką pracę i utrwalała status zawodniczki czołowej setki rankingu. Wciąż zdarzało jej się dokonać rzeczy , którymi zachwycał się świat. W Australian Open 2020 pokonała broniącą tytułu Naomi Osakę. Ogółem jednak zwykle osiągała po prostu takie wyniki, jakich oczekuje się od zawodniczki z okolic 50. miejsca.
Zbierała w tym czasie cenne doświadczenia i szlifowała umiejętności, a od czasu do czasu potrafiła przypomnieć rywalkom, że tylko czeka na wielką szansę. Przed rokiem awansowała do półfinału w Rzymie, przegrywając dopiero z Igą Świątek. W Parmie wygrała zarówno w singlu, jak i w deblu, a na Roland Garros pierwszy raz była rozstawiona w wielkoszlemowej drabince i nie speszyło jej to – dotarła do ćwierćfinału.
Z powodu infekcji COVID-19 straciła szansę na olimpijski debiut, ale gdy wróciła do zdrowia, była gotowa na kolejne milowe kroki. W US Open zagrała w swoim pierwszym seniorskim wielkoszlemowym finale, ponieważ z McNally stały się sensacją turnieju deblowego. W meczu o puchar przegrały 3:6, 6:3, 3:6 z Sam Stosur i Shuai Zhang.
Po spokojnym początku 2022 roku Gauff zachwyciła na Roland Garros, dochodząc do finałów i w singlu, i w deblu. Stąd kolejnym krokiem może być już tylko wielkoszlemowy tytuł, do którego wciąż młodziutkiej Amerykance brakuje coraz mniej.
Gauff dała się już też poznać jako osoba bardzo dojrzała jak na swój wiek. Było to szczególnie widać w trakcie jej wywiadów na Roland Garros, w których potrafiła motywować młodych adeptów tenisa czy przypominać, co tak naprawdę świadczy o wartości człowieka.

Nie tylko tenis
Nie unika też trudnych tematów. Po półfinale z Martiną Trevisan, który odbywał się krótko po strzelaninie w szkole Teksasie, apelowała o zmiany w prawie dotyczącym posiadania broni. Podobnie jak Naomi Osace bliska jej jest też walka z rasizmem. Już jako 16-latka dała poruszającą przemowę na proteście Black Lives Matter w Delray Beach. Dobrze, że młode gwiazdy angażują się w ważne społecznie tematy – czy to rasizm, czy kwestie społeczno-polityczne, czy, jak Iga Świątek, wspieranie Ukrainy w obliczu rosyjskiej inwazji.
Ta społeczna odpowiedzialność może też mieć dla Gauff wymierne korzyści. Magazyn „Forbes” szacuje, że już przed sukcesem na Roland Garros Coco zarabiała ok. 4 mln dolarów rocznie z tytułu umów sponsorskich. Tymczasem wrażliwość na kwestie społeczne jest teraz jedną z najważniejszych kwestii, jakie biorą pod uwagę firmy, decydując o sponsorowaniu konkretnych sportowców. Być może zatem Gauff wkrótce wyprzedzi Naomi Osakę na pozycji najlepiej opłacanej sportsmenki świata. Przez ostatni rok zarobiła niemal 60 milionów, co jest absolutnym rekordem, ale „koza” z Atlanty dopiero zaczyna spełniać marzenia z dzieciństwa.