Anna Poznichirenko: Na treningach w Polsce wszystko mi się podoba

Szymon Frąckiewicz , foto: Warsaw Sports Group

Szymon Frąckiewicz

W ostatnich latach coraz więcej tenisistek z Europy wschodniej decyduje się na treningi w Polsce. Jedną z nich jest reprezentująca Ukrainę Anna Poznichirenko. W wywiadzie opowiedziała nam m.in. o tym, dlaczego tak się dzieje.

Szymon Frąckiewicz: Od jak dawna trenujesz w Polsce?

Anna Poznichirenko: Treningi w Polsce rozpoczęłam ostatniego lata.

– Dlaczego akurat Polska i dlaczego akurat do Łodzi?

– W ubiegłym roku grałam w turnieju w Warszawie i po nim zapytałam trenera, czy zna kogoś w Polsce, abym nie musiała wracać do domu. Zaproponował mi to miejsce w Łodzi (korty AWF – przyp. red.). Przyjechałam tu i spodobało mi się. Udało nam się z trenerem zapewnić mi stałe treningi w tym miejscu.

– Czym treningi w Polsce różnią się od tych na Ukrainie?

– U mnie, w Kijowie sporym problemem były odległości. To wielkie miasto. Korty były w zupełnie innym miejscu, niż siłownia i dojazd z jednego miejsca w drugie zajmował około godziny, w zależności od ruchu. Poza tym brakowało współpracy między moimi trenerami. Jeden zajmował się tylko tenisem, drugi tylko ćwiczeniami ogólnorozwojowymi. Tutaj wszystko jest w jednym miejscu, istnieje pewien system.

– Czyli wszystko jest po prostu łatwiejsze i bardziej kompleksowe?

– Tak, poza tym mieszkam bardzo blisko ośrodka. Dotarcie na korty i siłownię to kilka minut piechotą. Trenerzy współpracują ze sobą, co z pewnością jest dla mnie korzystne.

– Odwiedzasz regularnie Ukrainę, czy więcej czasu spędzasz tutaj?

– Kilkakrotnie byłam na Ukrainie. Jednak pomiędzy turniejami, Ukrainą i Łodzią ciężko wskazać, gdzie spędzam najwięcej czasu. Prawdopodobnie tutaj, ale nie są to duże różnice. Chciałabym być częściej w domu, ale w tenisie nie ma na to czasu. Musimy być w formie 11 miesięcy w roku.

– Planujesz kontynuować treningi w Polsce w kolejnych miesiącach, prawda?

– Tak, jak na razie podoba mi się tu wszystko, więc jeśli dalej będzie to tak wyglądać, nie ma powodów, by coś zmieniać.

– Widzisz postępy jakie poczyniłaś w ciągu tego roku?

– Tak, zdecydowanie.

– Czyli twoje wyniki w ostatnim czasie się poprawiają?

– Zeszłego lata miałam swój najlepszy ranking (255. miejsce – przyp. red.), byłam w bardzo dobrej dyspozycji. Niestety odniosłam uraz kostki, który wyeliminował mnie z gry na parę miesięcy. Wróciłam po niej nieco za wcześnie. Wciąż czułam ból i nie mogłam grać swojego najlepszego tenisa. Straciłam sporo punktów, zdrowie, ale wszystko wraca do normy. Kontuzja jest za mną, wyniki się poprawiają.

– Początek sezonu chyba zaliczysz do udanych? Finał debla w Trnavie zwycięstwo w Kazaniu, finał singla i debla w Moskwie.

– Tak, zdecydowanie. Przez cały zeszły sezon wygrałam dwa turnieje i byłam w jednym finale, w tym roku zaledwie w ciągu dwóch pierwszych miesięcy jeden turniej wygrałam, a w trzech byłam w finale.

– Co podoba ci się w Łodzi? Lubisz to miasto?

– Podoba mi się, że jest dosyć kompaktowe i że to miasto młodych ludzi, miasto studenckie. Oczywiście lubię ulicę Piotrkowską, Manufakturę. Czuje się tu swobodnie zarówno jeśli chodzi o treningi, jak i odpoczynek.

– A jeśli chodzi o Polskę w ogóle?

– Byłam dwa razy w Warszawie i bardzo mi się podobało. Niestety nie miałam okazji zobaczyć innych miast, ale bardzo bym chciała. Polskie miasta mają urokliwe uliczki, po których miło spacerować, a ja bardzo lubię tak spędzać czas.

– Jak Ukraiński Związek Tenisowy zareagował na twoje treningi w Polsce? Wspierają cię, czy mieli coś przeciwko?

– Na Ukrainie zawodnicy w zasadzie nie podlegają związkowi. Wszyscy zarządzamy swoimi karierami na własną rękę. Nie interesuje ich, gdzie trenujmy. Potrzebują tylko zawodników na Puchar Davisa, Puchar Federacji i juniorskie turnieje drużynowe.

– Czy to było powodem, przez który Elina Switolina i Dajana Jastremska nie chciały wystąpić w Pucharze Federacji w lutym?

– Nie do końca. Prawdą jest, że zawodnicy od najmłodszych lat nie byli wspierani przez związek i na wszystko zapracowali w zasadzie sami. Switolina w Hiszpanii, Jastremska w Turcji. W jakiejś części ma to może wpływ, ale sprawa jest bardziej skomplikowana.

– Oglądałaś te mecze Pucharu Federacji?

– Nie oglądałam, ale oczywiście śledziłam wyniki. Mamy mocny zespół, ale najsilniejszych zawodniczek brakowało. Celem był awans, ale niestety nie udało się to. Trudno, przynajmniej udało się utrzymać.

– Czyli ukraiński związek raczej nie wspiera zawodników ze swojego kraju, tymczasem nagle w kobiecym turze pojawiło się wiele młodych utalentowanych Ukrainek!

– Tak, to prawda, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak to się stało. To chyba czysty przypadek.

– Jesteś w tym samym wieku co Switolina. Znacie się? Grałyście razem?

– Tak, znamy się. Kiedyś często ze sobą grałyśmy, ale to było dawno temu. Ostatni raz spotkałyśmy się na korcie chyba w wieku 14 lat.

– Myślałaś nad zmianą obywatelstwa na polskie, czy chcesz dalej reprezentować Ukrainę?

– Jak na razie nie myślałam nawet o tym. Nie miałam żadnych ofert, ani pytań na ten temat.

– Znasz jakichś polskich zawodników?

– Jasne, znam Katarzynę Kawę, Paulę Kanię, Annę Hertel, która do niedawna trenowała tam gdzie ja i inną Ukrainkę trenującą w Polsce – Anastazję Szoszynę.

– Właśnie, ty i Szoszyna nie jesteście jedynymi zawodniczkami ze wschodniej Europy trenującymi w Polsce. Wynika to głównie z problemów, o których wspomniałaś wcześniej? Kiepskich możliwości współpracy, braku wsparcia?

– Tak, głównym problemem jest to, że na Ukrainie nie mamy profesjonalnych klubów. Nie ma zorganizowanego systemu, wszystko trzeba planować samemu, co bywa bardzo uciążliwe.

– Jakie cele dotyczące swojej kariery sobie stawiasz?

– Chciałbym znaleźć się wśród najlepszych. Pierwszym krokiem jaki chcę wykonać w tym kierunku, jest kwalifikacja do turnieju wielkoszlemowego.

– Miałaś jakieś wielkoszlemowe sukcesy w turniejach juniorskich?

– Brałam kiedyś udział, jednak bez powodzenia.

– Co w takim razie uznasz za swój największy sukces?

– W latach juniorskich byłam 2. w Europie w rankingu do lat 14, byłam też w pierwszej piątce do lat 16 i na 13. miejscu do lat 18. Jako seniorka byłam w finale singla w turnieju ITF 60000 (Brescia 2017 – przyp. red.) i wygrałam jeden turniej ITF 10000 (Antalya 2012 – przyp. red.). Wygrałam też kilka turniejów deblowych i byłam w kilku finałach.

– Kto jest twoją najlepszą przyjaciółką na korcie?

Na korcie? Polina Lejkina z Rosji. Jesteśmy rówieśniczkami, znamy się od dawna. Kiedy spotykamy się na turniejach mamy dobry kontakt. Niestety większość czasu spędzamy z dala od siebie.

– Grałyście kiedyś wspólnie w debla?

– Tak, ale to nie wyszło dobrze. To był jeden przegrany mecz.

– To z kim najlepiej Ci się współpracuje na korcie?

– Z Rumunką Cristiną Dinu. Grałyśmy wspólnie w trzech turniejach i dwukrotnie wygrywałyśmy. Mamy dobrą więź, dobrze nam się współpracuje. Lubię też grać z Niemką Vivianą Heisen. Grałyśmy wspólnie razy w tym roku. Za pierwszym podejściem wygrałyśmy, a potem mieliśmy finał i ćwierćfinał. Nasze style gry do siebie pasują.

– Grałaś kiedyś w jednej parze z Polką?

– Nie, nie przypominam sobie, ale chciałabym spróbować z Paulą Kanią.