Co może się zdarzyć w tym roku w Paryżu?
Przed nami już ostatnie imprezy podprowadzające do wielkoszlemowego Roland Garros. O ile u kobiet jest w sumie stabilnie, to ciekawa sytuacja panuje wśród panów. Kontuzje, spadki formy faworytów, niespodziewane rozstrzygnięcia podczas dopiero co zakończonego turnieju w Madrycie sugerują, że w Paryżu może być ciekawie.
Wielka trójka
U pań większych niespodzianek nie ma. Świetnie na mączce spisuje się Iga, coraz lepiej na tej nawierzchni radzi sobie też Jelena Rybakina, a do australijskiej formy wraca Aryna Sabalenka. Zasadniczo wydaje się, że któraś z tej „wielkiej trójki” powinna sięgnąć po tytuł na kortach Rolanda Garrosa. Z tym, że jednak w tenisie słowo „powinno” niekoniecznie znaczy, że tak będzie. Paryskie korty są wolniejsze, niż nawierzchnia w Stuttgarcie, Madrycie czy Rzymie, co dla Rybakiny jest gorszą wiadomością.
Kazaszka nigdy podczas Roland Garros specjalnie nie błyszczała. Nie oznacza to jednak, że i w tym roku będzie podobnie. Jeśli na podobnym poziomie co w Madrycie zagrają Iga i Aryna, nie ma nikogo kto mógłby je powstrzymać przed awansem do finału. Trudno jednak spekulować. W ciągu dwóch tygodni rywalizacji w Paryżu może pojawić się nieoczekiwany spadek formy lub gorszy dzień i niespodzianka gotowa.
Gdzie ten czarny koń?
W turniejach Wielkiego Szlema łatwiej o niespodzianki i trudno wskazać imprezę, w której do dalszych faz nie dotarłoby przynajmniej kilka nierozstawionych zawodniczek. Wszyscy pamiętamy tegoroczne Australian Open i szalone wyniki ukraińskich i rosyjskich tenisistek. W ubiegłym roku do finału w Paryżu, dość nieoczekiwanie, awansowała Karolina Muchowa, która napsuła sporo krwi Idze. W tym roku ze względu na kontuzje w stolicy Francji się nie zjawi, ale kandydatek do osiągniecia podobnego wyniku nie brakuje. Dobrze na ziemi radzą sobie choćby Marta Kostiuk czy Jasmine Paolini. Obie to już jednak zawodniczki z szerokiej czołówki, więc ich ewentualny rewelacyjny występ trudno będzie zaliczyć do sensacji.
Rozstawienie to nie wszystko
O tym, ze rankingi nie grają boleśnie przekonuje się ostatnio Coco Gauff, która zalicza spadek formy. O ile jeszcze na Antypodach radziła sobie całkiem udanie, to kolejne turnieje przynoszą kolejne rozczarowania. Alarmujące nie są same wyniki, co przede wszystkim styl gry prezentowany przez Amerykankę. Być może przełamie się w Rzymie, na razie jednak trudno upatrywać w niej kandydatki to triumfu.
Podobnie zresztą wygląda sytuacja z Jessiką Pegulą, której ostatnim dobrym występem był finał podczas WTA Finals. Od tamtej pory w niczym nie przypomina groźnej zawodniczki z czołówki. Za kiepskie wyniki odpowiadają również kontuzje – kontuzja szyi wyeliminowała ją z turniejów na Bliskim Wschodzie. Wycofała się też ze Stuttgartu, Madrytu i Rzymu.
Dużą zagadką może być występ Danielle Collins. Po świetnym występie w Miami i Charleston przyszły wahania formy w Madrycie. Dotychczas ziemia nie była ulubioną nawierzchnią doświadczonej Amerykanki, ale kto wie – może na koniec kariery zaskoczy w Paryżu na plus.
Do lepszej dyspozycji wraca Maria Sakkari, jednak jej ostatnie wyniki w Wielkich Szlemach nie napawają w jej przypadku optymizmem. Papiery na dobry wynik ma Haddad-Maia czy Qiunwen Zheng, jednak ta ostatnia od Australii nie pokazała niczego spektakularnego.
Zawirowania u panów
Czasy, gdy można było w ciemno stawiać, że wygra Dżoković czy Nadal odeszły raczej bezpowrotnie. Hiszpan jest już u schyłku kariery i jego powrót to raczej pożegnalny tour przed emeryturą niż walka o kolejne tytuły.
Z formą Nole jest nieco lepiej. Wydaje się, że nieco „taktyczne” opuszczenie turnieju madryckiego miało poprawić mu stan zdrowia. Mimo to, trudno jak w poprzednich latach upatrywać w nim bitego faworyta do wygrania Roland Garros.
Dużą niewiadomą będzie występ Carlosa Alcaraza, który w Madrycie nie zachwycił, a z Rzymu wykluczyła go kontuzja. Nie do końca też wiadomo co z Jannikiem Sinnerem. Włoch miał świetny początek roku, w trakcie imprezy w Madrycie wycofał się jednak z powodu kontuzji biodra i opuścił ważną dla siebie imprezę w Rzymie.
Trudno też wskazywać jako faworytów Rosjan – Daniił Miedwiediew z powodu kontuzji pachwiny skreczował w meczu z Jiri Lehecką. Andriej Rublow wprawdzie wygrał imprezę w Madrycie, sam jednak przyznał, że grał ze znieczuleniem stopy i męczy go tajemnicza choroba.
Po imprezach w Monte Carlo i Barcelonie jako faworytów do triumfu w Paryżu można było wskazywać Stefanosa Tsitsipasa i Caspera Ruuda. Obaj jednak zawiedli w Madrycie, w przypadku Greka więcej natomiast mówi się teraz raczej w kontekście zakończonego związku z Paulą Badosą, niż spektakularnych rezultatów.
Kto skorzysta
Chciałoby się powiedzieć, że słabszą formę rywali z czołówki wykorzysta Hubert Hurkacz. Polak jednak, mimo pierwszego w karierze tytułu na ziemi, nie darzy tej nawierzchni specjalną miłością. I było to widać zarówno w Monte Carlo, jak i w Madrycie. Nie zachwycają Amerykanie, choć Bena Sheltona, Taylora Fritza i Franicisa Tiafoe trudno skreślać na starcie.
Ciekawe natomiast, jak zaprezentuje się Mariano Navone. Argentyńczyk ma ostatnio świetną serię na nawierzchni ziemnej, wygrał 24 z 32 rozegranych na niej spotkań i wszystko wskazuje na to, że zadebiutuje na Roland Garros od razu jako rozstawiony zawodnik. Nie raz już w przeszłości, w paryskim turnieju, mieliśmy do czynienia z kimś z drugiego, a nawet trzeciego szeregu, który docierał do końcowych faz turnieju. Czy i tak będzie w tym roku?
Wydaje się, że w turnieju panów jest na to dużo większa szansa niż w turnieju kobiet.