David Miley chce naprawić system – czy zostanie prezesem ITF?

Szymon Frąckiewicz , foto: Dave Milley (Facebook)

Szymon Frąckiewicz

Już w piątek 27 września podczas posiedzenia zarządu ITF w Lizbonie odbędą się wybory nowych władz federacji, w tym jej przewodniczącego. Jednym z najgłośniejszych kandydatów na zastąpienie Davida Haggerty’ego jest Irlandczyk David Miley.

Czy David Miley jest najlepszym kandydatem na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Tenisowej? Każdy zainteresowany ma zapewne inne zdanie. Jednakże bez wątpienia jest najbardziej aktywnym spośród chętnych do objęcia tej funkcji.

Odkąd tylko Irlandczyk ogłosił swój start w wyborach, prowadzi bardzo intensywną kampanię. I nie czyni tego tylko, czy choćby w dużej mierze, poprzez media. Miley od pięciu miesięcy podróżuje po całym świecie, osobiście sprawdzając stan tenisa w różnych krajach – nawet na Madagaskarze. Na swej drodze spotkał około 80 przewodniczących krajowych związków.

Czy Miley ma jednak kompetencje, by zarządzać tenisem? Wydaje się, że tak. Nie jest zdecydowanie postacią anonimową. W ITF pracował przez 25 lat, większość tego czasu jako dyrektor do spraw rozwoju, a odszedł z federacji kilka tygodni po objęciu urzędu przewodniczącego przez Davida Haggerty’ego. Ponadto Irlandczyk pracował także w innych tenisowych organizacjach i sam był zawodnikiem oraz trenerem. Może się też pochwalić znajomością języków. Poza angielskim posługuje się również francuskim i hiszpańskim.

Pierwotnie jednak wcale nie planował kandydować na następcę Haggerty’ego. Ponoć na telefony z prośbami o zgłoszenie kandydatury od prezesów kilku europejskich i azjatyckich federacji miał odpowiadać „zły numer”. Ostatecznie przekonał go ponoć stan tenisa w ostatnim czasie.

Jak stwierdził w wywiadzie dla Tennis.com „Tenis jest mocno rozczłonkowany. Każdy z każdym walczy. ATP walczy z ITF. Wielkie Szlemy działają niezależnie”. Kontrowersje budzą też liczne decyzje podjęte podczas kadencji Haggerty’ego. Wśród nich są między innymi chaotyczna reforma zawodów niższej rangi, czy też Pucharu Davisa. Występowały również pewne niejasności dotyczące integralności organizacji.

Miley nie ukrywa swojej antypatii do obecnego szefa instytucji, otwarcie mówiąc, że „choć może nie uznawać się za nikogo specjalnego, to i tak potrafiłby lepiej wykonywać tę pracę”. W swojej kampanii wyraża się krytycznie przede wszystkim o reformach Pucharu Davisa i World Tennis Tour. „ITF rozwinęło nową strukturę zawodów, wydało 1,5 miliona dolarów, powiedziało wszystkim, że stary system był okropny, a teraz wracamy do starego systemu. I nikt nie wydaje się brać za to odpowiedzialności. ITF nie rozmawiał w ogóle z ludźmi z touru”. Podważa też on kompetencje niektórych osób z otoczenia Haggety’ego, mówiąc, że ,,problemem Dave’a Haggerty’ego jest otaczanie się przez ludzi, którzy nigdy nie grali w tenisa.”

W pierwszej kolejności Miley pragnie skupić się na reformie zawodów niższej rangi. Zapowiada, że „chce, by organizacją rządził tenis”. – To znaczy, że chcę aby ludzie wokół mnie byli czołowymi jego postaciami. Zapewnię, by zreformowano World Tennis Tour. Zaczniemy od ludzi, którzy wiedzą jak w nim jest, którzy wiedzą, że potrzeba 60000 dolarów by grać w ITF Junior Circuit i 80000 dolarów by występować w tourze najniższej rangi, bez trenera – wylicza Miley.

Irlandczyk nie zdecydował jeszcze jak zreformować cykl. „Może powinien być regionalny, może U23, może kolegialny”. Chce jednak, by po 700 kobiet i mężczyzn wychodziło z gry w tenisa na czysto. Aktualnie liczba takich zawodników oscyluje około 350 u mężczyzn i 250 u kobiet. O kwestii zarobków jest w ostatnim czasie głośno. Nawet zawodnicy z czołówki, jak choćby Novak Dźoković, twierdzą, że niżej klasyfikowani tenisiści powinni więcej zarabiać.

Jeśli chodzi o Puchar Davisa Miley zdaje sobie sprawę, że ma związane ręce. Nie da się już odwrócić wprowadzonej reformy. Twierdzi jednak, że obecny sposób rozgrywania turnieju, to „piłkarski koncept” oraz, że zmiana była „kierowana tylko pieniędzmi”. Podkreśla, że będzie próbował szukać jakichś zmian na lepsze dla turnieju, ale nie za wszelką cenę, tak by lokalne związki nie były stratne.

Miley pragnie również zintegrować bardziej ITF, ATP, WTA i turnieje wielkoszlemowe oraz ograniczyć wydatki krajowych związków, gdyż te „opłacają szkolenie zawodników, często za ich występy w turniejach juniorskich i niskiej rangi, za sędziów, a nie otrzymują nic w zamian”. Chce również, by ATP i WTA dawały od siebie więcej dla rozwoju tenisa. Pragnie, aby wszystkie organizacje wspólnie decydowały o tym, co dobre dla sportu.

Mający 60 lat Irlandczyk czuje się pewny wygranej, twierdząc, że ma wsparcie prezydentów lokalnych federacji i zawodników. Jego konkurenci mają jednak podobne odczucia. Mimo wzbudzania kontrowersji David Haggerty zdaje się nie martwić o reelekcję. Należy jednak pamiętać, że w drugiej turze poprzednich wyborów uzyskał tylko osiem głosów więcej od aktualnego wiceprzewodniczącego Anila Khanny. Hindus także ponownie kandyduje. Ma spore wsparcie związków azjatyckich. Nie dziwi zatem, że w swoich postulatach skupia się w dużej mierze na rozwoju tenisa na tym kontynencie.

Ostatnim z kandydatów jest Czech Ivo Kaderka. Aktualnie jest on wiceprzewodniczącym Tennis Europe i prezesem czeskiej federacji. Naturalnym jest więc, że w swoim programie skupia się przede wszystkim na poprawieniu sytuacji krajowych związków. Twierdzi, że „profesjonalny tenis, sukcesy biznesowy i komercyjny, nie istniałyby bez krajowych związków, które produkują zawodników”. Chciałby też większego zjednoczenia między ITF, ATP i WTA. Zaznacza, że to ITF powinien być najważniejszą spośród tych federacji, ale wszystkie powinny sprawnie współpracować. Mimo wszystko wydaje się być outsiderem wśród kandydatów. Czego zresztą nie ukrywa. „Nie agituję dla głosów, to co mam do zaoferowania, to ciężka praca dla was wszystkich” – zapowiada. „Wiem, czego potrzebują krajowe związki, wiem czego potrzebuje ITF i chcę pomóc”.

Wybory nowych władz Międzynarodowej Federacji Tenisowej odbędą się w piątek w Lizbonie. Podczas posiedzenia zostaną wybrani nowi przewodniczący i czternastu innych członków zarządu. Ich kadencja trwać będzie cztery lata. Każdy z krajów, będący uprawnionym do głosowania i nie zawieszonym członkiem ITF (w tym Polska), będzie mógł wybrać delegata, który odda głos w imieniu danego związku.

W głosowaniu na przewodniczącego urząd obejmie ten, kto zdobędzie ponad 50% głosów. Jeśli nikt nie przekroczy tej granicy, odbędzie się druga tura głosowania, w której udział weźmie dwóch czołowych kandydatów pierwszej, lub trzech, jeśli ów trzeci otrzymał ponad 25% głosów. W przypadku gdy w drugiej turze weźmie udział trzech kandydatów i żaden z nich nie przekroczy 50% głosów, odbędzie się trzecia, decydująca tura, między dwójką najpopularniejszych kandydatów.