Michalski: Osiągnąłem więcej, niż zakładałem na początku sezonu

Szymon Adamski , foto: Pekao Szczecin Open

Podsumowując miniony sezon nie można przejść obojętnie obok wyników Daniela Michalskiego. 19-latek wygrał dwa pierwsze zawodowe turnieje i awansował na 437. miejsce w rankingu ATP. Wisienką na torcie była zdana matura, po której w pełni mógł poświęcić się tenisowi. 

Reforma Międzynarodowej Federacji Tenisowej sprawiła, że na początku 2019 roku Daniel Michalski był jednym z raptem pięciu polskich singlistów notowanych w rankingu ATP. Dodatkowo miał za sobą udany sezon wśród juniorów, zwieńczony trzema ćwierćfinałami dużych imprez (Mistrzostwa Europy, US Open, Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie), co otworzyło mu drogę do występów w zawodowych rozgrywkach. Organizacyjne zmiany, które ostatecznie uznano za niewłaściwe i po części już się z nich wycofano, akurat Michalskiego stawiały w uprzywilejowanej pozycji. Nie było problemów z dostawaniem się do turniejowych drabinek. Jak mawiają jednak skoczkowie narciarscy: nie wystarczy, że wiatr wieje pod narty, trzeba jeszcze to wykorzystać. Michalski wykorzystał.

Jeszcze lepiej

– Tak naprawdę był to dla mnie pierwszy pełen sezon w zawodowych rozgrywkach. Wcześniej grałem w nich tylko od czasu do czasu. Powiedziałbym, że ten sezon nie był udany, a bardzo udany – mówił nam utalentowany tenisista w połowie listopada. Umiejscowienie tych słów w czasie jest o tyle istotne, że wtedy miał na koncie jeszcze tylko jeden wygrany turniej. Drugi zawodowy tytuł zdobył pierwszego grudnia. Można domniemywać, że od tej pory mówi nie o bardzo udanym, a o świetnym sezonie.

Zwraca uwagę, że ponad połowę imprez (13/24) Michalski rozegrał w Egipcie. – Loty są zazwyczaj w miarę łatwo dostępne i tanie, a ponadto łatwiej gra się w miejscu, które dobrze się już zna. Tam też wygrałem swój pierwszy zawodowy turniej, więc też wspomnienia mam dobre – wyjaśnił 19-latek. To pewnie jeden z elementów, który w 2020 roku ulegnie zmianie. O ile wyjazdy do Egiptu są dobre dla zawodników dopiero próbujących się przebić, o tyle w tamtejszych kurortach brakuje imprez z wyższą pulą nagród. Tymczasem plany Michalskiego na 2020 rok na pewno wykraczają poza tzw. piętnastki (imprezy z pulą nagród wynoszącą 15 tysięcy dolarów). Zresztą już w minionym sezonie tenisista z Warszawy pokazał się z dobrej strony w zawodach z wyższą pulą nagród. W Bydgoszczy (25 tysięcy) dotarł do finału, a w challengerze w Szczecinie (137 tysięcy) do 3. rundy, pokonując po drodze 162. w rankingu ATP Facundo Bagnisa.

To właśnie za występ w polskim challengerze Michalski wystawiłby sobie najwyższą ocenę. – Ponad zwycięstwo w Egipcie stawiałbym jednak 3. rundę ze Szczecina i finał z Bydgoszczy. Trudno to tak ze sobą porównywać, ale jednak czuję, że to w Szczecinie zaprezentowałem się najlepiej. Wygrałem z zawodnikiem, który był już w pierwszej setce, więc to naprawdę super wynik – nie kryła radości trzecia rakieta Polski. A jeśli jesteśmy już przy ocenach, to 2019 rok był wyjątkowy dla Michalskiego również ze względu na szkolne obowiązki. – Matura bardzo dobrze mi poszła. Przede wszystkim zdana, to najważniejsze. Zapas też był spory, wiec jestem zadowolony. Przy okazji dziękuję liceum w Sopocie, bo bez ich pomocy na pewno byłoby mi dużo ciężej – mówił zawodnik. Czy myślał o wyjeździe na uczelnię do Stanów Zjednoczonych? – Za daleko (śmiech). Wiele razy taka myśl przechodziła mi przez głowę, ale jednak stawiam na tenis zawodowy w stu procentach – nie pozostawił wątpliwości Michalski.

Drugie imię – drugie miejsce

Podczas spotkania naszemu reprezentantowi dopisywał humor i nie ma się temu co dziwić. Zmiana rozgrywek z juniorskich na zawodowe przechodzi na razie sprawnie i bezboleśnie. Na razie, bo choć cele na 2019 rok Michalski zrealizował z nawiązką, to wciąż jest przecież na początku drogi. Miejsce w piątej setce na dzisiaj bardzo go cieszy, ale już za rok na pewno chciałby być wyżej. – Celem na 2019 rok było dostanie się na Wielki Szlem. Nie no, żartuję oczywiście. Postanowiłem sobie skończyć sezon w okolicach 500. miejsca i jak widać – udało się. Nie lubię też jednak sztywno trzymać się celów, bo w tym roku były też obowiązki pozasportowe jak chociażby matura. Można więc powiedzieć, że cele był elastyczne, ale ostatecznie osiągnąłem więcej, niż na początku zakładałem – wyjaśnił Michalski.

Więcej nie tylko ze względu na wyższy ranking, ale chociażby przełamanie finałowej niemocy. Zanim sięgnął po pierwszy tytuł, przegrał bowiem finały w dwóch ITF-ach i Mistrzostwach Polski. Oczywiście lepiej przegrywać w finałach niż pierwszych rundach, jednak pewien niedosyt pozostawał. – Drugie miejsce to było przez pewien czas moje drugie imię. Parę finałów z rzędu przegrałem, ale w Egipcie postawiłem przysłowiową kropkę nad ,,i”. Wygrałem i to była naprawdę duża radość. Pierwszy zawodowy tytuł to nie jest byle co – tak swoje finałowe występy podsumował warszawiak.

Ostatecznie Michalski zakończył sezon z dwoma wygranymi turniejami. Im dalej w las, tym mniej jednak będą znaczyć zwycięstwa w pomniejszych turniejach, a cenniejsze staną się takie wyniki, jak trzecia runda w Szczecinie. Gdybyście się więc zastanawiali, czego – oprócz zdrowia oczywiście – życzyć Danielowi z okazji Nowego Roku albo zbliżających się 20. urodzin, to może właśnie miękkiego lądowania w challengerach i paru niezłych wyników właśnie na tym poziomie.

Z wiarą w siebie

Sam zawodnik zauważa, że na podstawie dotychczasowych osiągnięć może optymistycznie spoglądać w przyszłość. Chce piąć się w górę rankingu, a pomóc ma w tym mu Dawid Olejniczak. Choć najmłodsi kibice mogą kojarzyć go głównie z komentowania meczów, to jednak trzeba pamiętać, że przede wszystkim pozostaje 10. najwyżej notowanym Polakiem odkąd istnieje ranking ATP (185. pozycja). W tym przypadku na pewno jest szansa na to, że uczeń przerośnie mistrza.

Wybiegając dalej w przyszłość i popuszczając nieco wodze fantazji, można też łączyć nazwisko najwyżej notowanego polskiego nastolatka z ATP Next Gen Finals. Tak się składa, że akurat w kategorii juniorów Michalski zmierzył się z jednym z uczestników tegorocznej edycji, konkretnie z Hiszpanem Alejandro Davidovichem Fokiną. Przegrał tamten mecz, ale co do dalszych losów tej rywalizacji jest spokojny.

– Pamiętam, zagrałem z nim w Pradze, na początku 2017 roku. Nie przypominam sobie jakichś szczegółów z tamtego meczu, ale na pewno zapowiadał się na dobrego zawodnika. Już w juniorach osiągał świetne wyniki. Jak zostanie w czołówce, to na pewno mu się jeszcze zrewanżuje (śmiech), bo ja na pewno tam będę – pół żartem, pół serio zapowiada Michalski.

Szymon Adamski