Niepowstrzymana Kvitova, pełnoprawny debiut Radwańskiej – turniej WTA Finals 2011 w skrócie
Cofnijmy się do 2011 roku, kiedy Petra Kvitova nie miała sobie równych w WTA Finals, pokonując w finale Wiktorię Azarenkę 7:5, 4:6, 6:3. Cały sezon był dla Czeszki spełnieniem marzeń. Zwycięstwo na Wimbledonie, pięć turniejowych zwycięstw, trzecie miejsce w rankingu WTA i wreszcie występ w WTA Finals.
Po trzech latach w Doha turniej mistrzyń, po raz pierwszy w historii, powędrował do Stambułu. Największe miasto Turcji zdecydowało się gościć najlepsze tenisistki w ramach przygotowań i działał wizerunkowych w kampanii o przyznanie organizacji Igrzysk Olimpijskich. Ale to zupełnie inna historia…
Nad Bosforem to właśnie Czeszka grała pierwsze skrzypce. Ten sezon był dla niej przełomowy. Wywalczyła pierwszy tytuł wielkoszlemowy, triumfując na Wimbledonie. Była najlepsza w Madrycie, w turnieju rangi Premier Mandatory (obecnie WTA 1000). Łącznie zdobyła pięć tytułów i awansowała na trzecie miejsce w rankingu WTA, mimo że sezon zaczynała w czwartej dziesiątce.
Walec w akcji, pogrzebane marzenia Radwańskiej
Debiut w elitarnej imprezie rozpoczęła od pojedynku z Wierą Zwonariową. Rosjanka bardzo dobrze weszła w 2011 rok. Awansowała do półfinału Australian Open i była najlepsza w Dosze. Solidne rezultaty w dalszej części sezonu pozwoliły jej znaleźć się na szóstym miejscu. Jednak na Kvitovą nie miała ani sił, ani pomysłu. Czeszka swoimi potężnymi zagraniami spychała rywalkę do obrony i pewnie zmierzała po zwycięstwo. Jedyny kryzys w meczu miała w drugim secie, gdy roztrwoniła przewagę 4:1 z podwójnym przełamaniem. Końcówka jednak znów należała do Kvitovej, która wygrała cały mecz 6:2, 6:4.
Następna na rozkładzie była ówczesna liderka rankingu, Caroline Wozniacki. Dunka, podobnie jak Zwonariowa, zaliczyła mocne otwarcie sezonu. Półfinał Australian Open, wygrane w Dubaju, Indian Wells i Charleston – to tylko nieliczne dokonania Woźniackiej na przestrzeni roku 2011. Jednak od półfinału US Open zaczęło jej brakować paliwa. Szybkie porażki w Tokio i Pekinie sprawiły, że zawodniczka nie była pewna pierwszego miejsca na koniec sezonu. To zmieniło się po wygranej nad Radwańską, ale jej forma wciąż była daleka od optymalnej. Kvitova nie pozostawiła złudzeń Dunce. Czeszka nie miała żadnego momentu słabości przy własnym podaniu i szybko pokonała drugą przeszkodę 6:4, 6:2.
Pewna awansu do półfinału przygodę z fazą grupową kończyła meczem z Agnieszką Radwańską. Polka weszła do turnieju finałowego w ostatniej chwili. Po fantastycznej końcówce sezonu, gdzie była najlepsza w Tokio i Pekinie, awansowała na ósme miejsce, ostatnie premiowane awansem. Po wygranej nad Zwonariową sytuacja była klarowna – Radwańska musi wygrać jednego seta z Kvitovą i obie zawodniczki wchodzą do półfinału. Trzeba przyznać, że było naprawdę blisko. Polka prowadziła 5:1 i była na dobrej drodze do wygrania seta. Wtedy Kvitova ograniczyła liczbę błędów i odrobiła straty. W tie-breaku nie pozostawiła złudzeń, by następnie wygrać ostatni mecz fazy grupowej w dwóch setach 7:6(4), 6:3.
Trudne boje w drodze po tytuł
Półfinałową rywalką Kvitovej była Samantha Stosur. Australijka zaskoczyła wszystkich, triumfując na US Open po zwycięstwie nad Sereną Williams. Oprócz premierowego tytułu wielkoszlemowego znalazła się w finałach w Rzymie i Toronto. W Stambule powtórzyła wynik sprzed roku, gdzie także awansowała do najlepszej „czwórki” WTA Finals. Mocno zbudowana Stosur stawiła twardy opór młodej Czeszce. Urwała jej pierwszego seta w tej edycji, lecz odpowiedź leworęcznej tenisistki była piorunująca. Dwa sety wygrane do trzech i pierwszy awans do finału stał się faktem.
Tam czekała Wiktoria Azarenka, która miała ogromną ochotę na rewanż za porażkę w półfinale Wimbledonu. Białorusinka miała za sobą równy sezon. Była najlepsza w Miami i grała w finale w Madrycie. Świetne wyniki pozwoliły jej awansować na najwyższe w karierze trzecie miejsce w rankingu WTA.
Zanosiło się na jednostronny finał. Kvitova szybko przejęła kontrolę nad meczem i prowadziła 5:0. Jednak w jej grze coś się zacięło, a Azarenka skrzętnie wykorzystała kryzys rywalki. Doprowadziła do wyrównania w pierwszym secie, lecz na wygranie go już nie starczyło dobrych zagrań. W drugim secie Białorusinka postawiła się młodszej o rok rywalce. Panie wymieniały się ciosami z głębi kortu, ale nieznacznie lepsza okazała się Azarenka.
Na początku decydującego seta Kvitova wytrzymała trudny moment, obroniła cztery break pointy w pierwszym gemie, by chwilę później przełamać przeciwniczkę. W kluczowych momentach forehand był jej największą bronią, do tego nie bała się kończyć akcji przy siatce. Azarenka wywierała presję w wymianach, ale to było za mało na rozpędzoną w tym turnieju Kvitovą. Przewaga jednego przełamania wystarczyła, aby zapewnić Czeszce końcowy triumf.
Niespełnione marzenie o numerze 1
Kvitova skończyła 2011 rok jako wiceliderka rankingu, tuż za plecami Caroline Wozniacki, do której traciła 115 punktów. Na początku kolejnego sezonu w Sydney była dwa mecze od fotela liderki, ale w półfinale przegrała z Li Na. Kolejna okazja przytrafiła się Czeszce w 2019 roku. Wystarczyło, że wygra finał Australian Open z Naomi Osaką. Niestety ta sztuka jej się nie udała, a zawodniczka z Fulneku już nigdy więcej nie zbliżyła się do tenisowego tronu.
Dwukrotna mistrzyni wielkoszlemowa miała jeszcze jedną okazję na zwycięstwo w WTA Finals. W pamiętnym dla polskich kibiców finale z 2015 roku Czeszka przegrała po trzysetowym starciu z Agnieszką Radwańską, ale o tych finałach piszemy już w innym materiale.