Tie-break Tenisklubu #18. Najważniejsze olimpijskie historie pod naszą lupą
Zakończony niedawno turniej olimpijski dostarczył nam wielu niezapomnianych wrażeń. Były w nim wydarzenia historyczne, chwile wielkiej radości, ale też łzy smutku i rozczarowania. W Paryżu po raz ostatni oglądaliśmy również mistrzów, którzy zdecydowali się przejść na tenisową emeryturę.
Tylko i aż brązowa Iga Świątek
Nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że większość obserwatorów i kibiców zawiesiła na szyi Igi Świątek złoty medal olimpijski jeszcze przed startem turnieju. Ponownie mogliśmy się jednak przekonać, że zmagania tenisowe na igrzyskach są specyficzną imprezą i zaskakujące rozstrzygnięcia paradoksalnie nie powinny w nich dziwić. W Paryżu z pozoru wszystkie okoliczności zdawały się sprzyjać raszyniance. Grała na kortach, na których była niepokonana od trzech lat, jej największe rywalki nie stanęły w ogóle na starcie zawodów, a w najlepszej czwórce nie było żadnej z dotąd niewygodnych dla niej przeciwniczek.
Polka doświadczyła jednak – i sama to przyznała – jak dużo waży olimpijska presja i ciężar oczekiwań całego narodu. Nie dało się ukryć, że w spotkaniu z Qinwen Zheng nie była sobą, i wiele z tym wspólnego mogły mieć aspekty pozasportowe. Mimo to, po tej najbardziej dotkliwej z dotychczasowych porażek, zdołała się podnieść i pewnie sięgnęła po brązowy medal. Ciężko w tej sytuacji nie czuć niedosytu, lecz warto zaznaczyć i docenić, że był to pierwszy polski medal w tej dyscyplinie. Świątek ma jeszcze czas, by sięgnąć po upragnione złoto, a kolejny z bohaterów (o którym za chwilę) pokazał, że warto o nie wytrwale walczyć naprawdę długo.
🥉
Zostanę z tym, że choć nie spełniłam największego marzenia, to na dziś zrobiłam wszystko co mogłam, żeby zagrać w #Paris2024 jak umiałam najlepiej, na własnych warunkach. Dziękuję Wam za wsparcie i zrozumienie niezależnie od oczekiwań. Wrócę na igrzyska mądrzejsza.🇵🇱🥲 pic.twitter.com/ar4oNmKPKB— Iga Świątek (@iga_swiatek) August 2, 2024
Novak Dżoković „przeszedł grę”
Serb przybył do Paryża „poturbowany” po dotkliwej porażce w finale Wimbledonu oraz z bagażem wielu przykrych doświadczeń z poprzednich turniejów olimpijskich. W czterech wcześniejszych startach wywalczył tylko – jak na swoje standardy – jeden brązowy medal, trzykrotnie przegrywając w półfinale. Od startu imprezy był więc wyjątkowo zdeterminowany, wiedząc, że najprawdopodobniej ma przed sobą ostatnią szansę na dołożenie brakującego puzzla do swojej układanki osiągnięć. Zademonstrował to m.in. w drugiej rundzie, gdy dość brutalnie pozbawił złudzeń o medalu Rafaela Nadala. Później zdawał się ponownie mieć problemy z niedawno kontuzjowanym kolanem, ale i to nie zatrzymało go w pogoni za złotem.
Przed finałem Dżoković nie mógł czuć się faworytem w starciu z triumfującym w dwóch ostatnich Wielkich Szlemach Carlosem Alcarazem, ale potwierdził raz jeszcze, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Panowie rozegrali wybitne spotkanie, lecz to dyspozycja Serba była w nim najbardziej imponująca. Sposób, w jaki potrafił bronić się przed naporem Hiszpana oraz jak rozegrał oba tie-breaki, pokazały różnicę między najwybitniejszym graczem w historii a ciągle pretendentem do grona największych. Belgradczyk tym samym skompletował Karierowego Złotego Wielkiego Szlema i nie ma już żadnego z najbardziej liczących się trofeów, którego by nie miał w kolekcji. Jego radość i słowa po meczu wskazują, że żadne trofeum nie dało mu tyle satysfakcji. Tak oto otrzymaliśmy kolejny namacalny dowód, że cierpliwość popłaca.
Novak Djokovic celebrating his Olympic gold medal with a traditional Serbian dance. 🇷🇸🏅 pic.twitter.com/FY6LcDw9zj
— Aleks Djuricic (@AleksDjuricic) August 4, 2024
Królowa Zheng
Paryskim występem Qinwen Zheng zapracowała na to, by nazywać ją „Queenwen”, czyli z królewską modyfikacją. Pokonanie bowiem w jakichkolwiek okolicznościach czterokrotnej mistrzyni Rolanda Garrosa sprawia, że wygranie turnieju na czerwonej mączce musi uchodzić za zasłużone. Na pokonanie Świątek warto spojrzeć też w nieco szerszym kontekście. Dzień wcześniej stoczyła bowiem zaciekłą batalię z Angelique Kerber, a do starcia z Polką podchodziła z bilansem sześciu porażek w sześciu rozegranych spotkaniach. Mimo to, wyszła na ten mecz z pewnością i wiarą w siebie, co w połączeniu z gorszą dyspozycją liderki rankingu dało wymarzony efekt.
Pokonując Donnę Vekić w finale, sięgnęła po najcenniejszy tytuł w dotychczasowej karierze i zdobyła dla swojego kraju pierwszy w historii złoty medal w tenisie. Chinka jak do tej pory największe sukcesy odnosiła na kortach twardych, ale teraz musi być już traktowana przez swoje rywalki jako poważna konkurentka również na czerwonej mączce.
Donna Vekić wynagrodzona za wytrwałość
Także i srebrna medalistka zasłużyła na osobne kilka słów. Chorwatka potwierdziła wysoką formę, którą zademonstrowała już na trawie, dochodząc m.in. do półfinału Wimbledonu. Tam przeżyła wielki dramat, przegrywając zacięty półfinał z Jasmine Paolini, ale już w Paryżu miała więcej powodów do uśmiechu. W ćwierćfinale uniknęła ponownego rozczarowania i po niezwykle dramatycznej potyczce wyeliminowała Martę Kostjuk. Po uporaniu się z Anną Karoliną Schmiedlovą nie miała już co prawda wiele do powiedzenia przeciwko Qinwen Zheng, ale i srebrny medal musiał mieć dla niej wyjątkowy smak. Chorwatki nie oszczędzały bowiem kontuzje. Najwięcej problemów miała z kolanem i to z jego powodu rozważała nawet zakończenie kariery. Jeszcze przed tegorocznym Rolandem Garrosem była pozbawiona motywacji i nie widziała perspektyw na lepsze rezultaty. Te jednak się pojawiły, a olimpijski medal musi być dla niej prawdziwą osłodą wielu ciężkich miesięcy i wylanych łez.
2021 2024 pic.twitter.com/P5P7HicPAO
— The Tennis Letter (@TheTennisLetter) August 3, 2024
Włoski powrót na podium
W Paryżu przedłużona została znakomita passa włoskiego tenisa. Choć na starcie zmagań zabrakło Jannika Sinnera, jego rodacy zadbali o to, by zatrzeć smutek po jego wycofaniu. Złoty medal w grze podwójnej pań wywalczyła bowiem para Sara Errani i Jasmine Paolini. Dla Errani był to wyjątkowy triumf, ponieważ – podobnie jak Dżoković – do wszystkich wygranych w Wielkim Szlemie w deblu dołożyła też w końcu złoty krążek olimpijski.
Paolini natomiast powetowała sobie niedosyty z ostatnich miesięcy. Przegrała singlowe finały Rolanda Garrosa i Wimbledonu, a w Paryżu – także z Errani – przegrała w grze podwójnej. Panie mają już zagwarantowane miejsce w historii włoskiego tenisa, gdyż jako pierwsze przywiozły z igrzysk medal z najcenniejszego kruszcu.
Dzień wcześniej z kolei swój moment chwały miał Lorenzo Musetti. Włoch, który także w ostatnich tygodniach był w wysokiej formie, wywalczył brąz w singlu. To z kolei był pierwszy medal dla Italii od dokładnie stu lat. Musimy więc przyznać reprezentantom tego kraju, że z przytupem potrafią celebrować rocznice.
Ostatni okrzyk Andy’ego Murraya
W naszym podsumowaniu chcemy też pochylić się nad tymi, którzy wyjechali z Paryża bez medalu, ale uczynili tę imprezę jeszcze bardziej wyjątkową. Jedną z takich postaci był Andy Murray, który tym turniejem zakończył profesjonalną karierę. Niestety, nie mógł tego zrobić w pełni na swoich warunkach, gdyż podobnie jak podczas Wimbledonu, nie stanął do rywalizacji w singlu. Sam udział w grze podwójnej pozwolił mu jednak zaznaczyć swoją obecność i pokazać to, z czego był tak dobrze znany – walkę do samego końca.
Już w meczu pierwszej rundy, wraz z partnerującym mu Danem Evansem, obronili aż pięć piłek meczowych, by pokonać parę Taro Daniel i Kei Nishikori. W następnej rundzie oddalili kolejne dwa „meczbole” w starciu z Sanderem Gille oraz Joranem Vliegenem. Gdy mogło się wydawać, że Brytyjczykom przeznaczone będzie w Paryżu nie przegrać, to w ćwierćfinale jednak ulegli Tommy’emu Paulowi i Taylorowi Fritzowi. Mimo to, ostatnia demonstracja niezłomności Szkota mogła zrobić wrażenie i bez wątpienia będzie jej nam brakować. Dwukrotny złoty medalista olimpijski także już po zejściu z kortu pożegnał się w swoim stylu i z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru.
Never even liked tennis anyway.
— Andy Murray (@andy_murray) August 1, 2024
Być waleczną jak Angelique Kerber
Drugą osobistością, która po igrzyskach olimpijskich zawiesiła rakietę na kołku, była Angelique Kerber. Niemka postanowiła nie pisać długiego rozdziału swojej „drugiej” kariery, rozpoczętej po narodzinach dziecka, i po siedmiu miesiącach zdecydowała się na całkowity rozbrat z tenisem.
Co prawda żadnego wymiernego sukcesu w Paryżu nie odniosła, ale jej występ z całą pewnością nie przeszedł niezauważony. Srebrna medalistka z Rio de Janeiro w świetnym stylu pokonała m.in. znacznie młodsze Naomi Osakę oraz Leylę Fernandez i stoczyła najlepszy pojedynek kobiecego turnieju z Qinwen Zheng. To właśnie zawodniczka z Puszczykowa okazała się największym wyzwaniem dla Chinki na drodze do złota. Jej postawa w tym meczu była najlepszym przykładem tego, co znaczy „dać z siebie wszystko” na tenisowym korcie. Niemka walczyła przez ponad trzy godziny, ale ostatecznie poległa w tie-breaku decydującej partii. Ze światowymi kortami pożegnała się zatem z klasą i podniesioną głową. A przez nas zostanie zapamiętana jako prawdziwa mistrzyni.