Tie-break Tenisklubu #23. Nowy Jork z nowymi mistrzami
Zakończony w niedzielę turniej US Open przyniósł nam zdecydowanie najwięcej tematów do rozważań w kolejnej odsłonie naszego cyklu. Przyjrzymy się w niej bliżej zarówno triumfatorom imprez singlowych, jak i tym, którym nie udało się sięgnąć po najważniejsze trofea. Wspomnimy również o zwycięstwie Katarzyny Piter.
Niemoc Świątek
Liderka rankingu zakończyła udział w tegorocznym US Open na etapie ćwierćfinału. Polka nie znalazła odpowiedzi na grającą jak natchniona Jessicę Pegulę. Sympatyków raszynianki oprócz samej porażki, mogły niepokoić jej styl. Świątek słabo serwowała, popełniała wiele niewymuszonych błędów i nie potrafiła w żaden sposób zmienić obrazu meczu. Dziwić nie może fakt, że po tym spotkaniu pojawiła się lawina rozważań i komentarzy szukających przyczyn takiego wyniku. Zmęczenie wywołane licznymi startami, w tym także na paryskich Igrzyskach, ograniczony repertuar gry i brak planu „awaryjnego” w sytuacjach, gdy ten podstawowy zawodzi – to te z najczęściej pojawiają się wniosków, które jednak zasługują na oddzielną dyskusję.
Spekulacje kibiców bazują na stwierdzeniu, że mimo ciągłego przewodzenia w rankingu WTA, Świątek (poza Paryżem rzecz jasne) notuje w ostatnich dwóch sezonach w Wielkich Szlemach rezultaty poniżej oczekiwań stawianych światowej „jedynce”. W żadnym ze starów wielkoszlemowych od początku 2023 roku nie była bowiem w stanie awansować do najlepszej czwórki (z wyłączeniem RG). Polka i jej sztab z pewnością mają niemały ból głowy, tak jak i wiele materiału do analizy. Jak widać, rywalki cały czas rozwijają swoją grę i gonią Polkę.
Dominacja Sabalenki
Z końcowego sukcesu mogła cieszyć się za to największa z nich, czyli Aryna Sabalenka. Białorusinka potwierdziła formę, którą zaprezentowała wcześniej w Cincinnati i także w Nowym Jorku nie miała sobie równych. 26-latka z Mińska wyrównała też rachunki z amerykańskim turniejem, który w poprzednich latach kończył się dla niej wielkimi rozczarowaniami. Podczas dwóch tygodni zmagań Białorusinka straciła tylko jednego seta w pojedynku z Jekateriną Aleksandrową. W pozostałych meczach, nawet mimo nerwowych momentów – jak chociażby w finale z Jessiką Pegulą – zawsze potrafiła wyjść z opresji obronną ręką.
Z perspektywy należy więc uznać, że manewr polegający na rezygnacji z udziału w Igrzyskach Olimpijskich i Wimbledonu był jak najbardziej słuszny. Sabalenka zbudowała formę, która dała jej drugi wielkoszlemowy tytuł w tym sezonie i pierwszy w całej karierze poza Australią. Jednocześnie potwierdziła też, że po odpoczynku w połowie sezonu jest najstabilniejszą tenisistką, jeśli chodzi o wielkoszlemowe starty. A pamiętamy, że swego czasu to właśnie występy w tych najważniejszych imprezach były jej największą bolączka. Teraz może poszczycić się tym, że w ostatnich ośmiu Wielkich Szlemach ani razu nie zeszła poniżej poziomu półfinału. Jej apetyty na kolejne triumfy oraz powrót na pozycję liderki rankingi musi być więc coraz większy i jesteśmy ciekawi, na ile będzie w stanie go nasycić.
From @BillieJeanKing to @SabalenkaA…
The US Open crowns a new champion 🏆 pic.twitter.com/pOjHGhPWdo
— US Open Tennis (@usopen) September 7, 2024
Lider zrobił swoje
Znaczniej skuteczniejszy od kobiecego numeru jeden w Nowym Jorku okazał się ten męski. Po odpadnięciu Carlosa Alcaraza i Novaka Dżokovicia, to właśnie Jannik Sinner był głównym faworytem imprezy i wywiązał się z tej roli nienagannie. Mimo iż atmosfera wokół startu Włocha, w związku z ujawnionymi ostatnio problemami dopingowymi, nie należała do najspokojniejszych, to nie przeszkodziło mu to w odniesieniu przekonującej wygranej. 23-latek z San Candido w drugim tygodniu zmagań stracił zaledwie jednego seta i ani przez chwilę nie mógł poczuć się poważniej zagrożony.
Tym samym potwierdził, że jest najlepszym zawodnikiem na kortach twardych w obecnym sezonie. Ciekawostką może być, że z mistrzynią imprezy pań, oprócz rezygnacji startu w Igrzyskach, łączy go również triumf w Cincinnati oraz w Australian Open. Włoch może ponadto poszczycić się tym, że jest pierwszym graczem od 1977 roku, który zdobył swoje dwa pierwsze tytuły wielkoszlemowe w jednym roku. A fakt, że zrównał się liczbą tych trofeów z Carlosem Alcarazem w bieżących rozgrywkach daje nam fantastyczną zapowiedź ich dalszej rywalizacji w kolejnych latach.
🏆 🍎 🗽 pic.twitter.com/0vqZquooV5
— Jannik Sinner (@janniksin) September 9, 2024
Przełamanie Peguli
Choć w przeciwieństwie do ubiegłego roku reprezentantka gospodarzy nie wywalczyła tytułu w singlu pań to i tak nie zabrakło Amerykanom powodów do radości. Stało się to, przede wszystkim, za sprawą Jessiki Peguli, która przy siódmym próbie, wreszcie sforsowała granicę wielkoszlemowego ćwierćfinału. I gdy już to zrobiła, to odwróciła też losy starcia z Karoliną Muchovą w półfinale i zameldowała się w ostatnim meczu imprezy. Tam, jak wiemy uległa Sabalence.
Okres amerykańskiego lata na kortach twardych zakończyła z aż 15 wygranymi w 17 spotkaniach, ulegając jedynie dwukrotnie Białorusince. 30-latka z Buffalo udowodniła zatem, że dokonana na początku sezonu zmiana w sztabie trenerskim wyszła jej na dobre. Duet Mark Knowles oraz Mark Merklein dał jej pozytywny impuls, na który miała nadzieję rozstając się z Davidem Wittem. Dała też sygnał swoim rywalkom, że powinna być teraz traktowana jako poważne zagrożenie również w Wielkich Szlemach.
Finalista Fritz
Także w zawodach panów jeden z reprezentantów gospodarzy dokonał pewnego przełomu. Taylor Fritz awansując do finału przerwał bowiem serię 18 lat bez Amerykanina w finale US Open. Podobnie jak Pegula, po raz pierwszy w karierze doszedł do meczu o tytuł w turnieju Wielkiego Szlema. Na rodzimego triumfatora przyjdzie jednak rodakom Fritza jeszcze poczekać, bo wyraźnie lepszy od Kalifornijczyka okazał się Jannik Sinner.
26-latek z Rancho Santa Fe pokazał jakiego progresu dokonał w ostatnim czasie. W nagrodę został najlepszym Amerykaninem na liście ATP. Oczywiście można powiedzieć, że skorzystał na wczesnych porażkach Alcaraza i Dżokovicia, którzy byli w jego połówce drabinki, lecz swoimi występami udowodnił, że w finale nie znalazł się przez przypadek. W drodze do niedzielnego finału pokonał w Nowym Jorku Matteo Berrettiniego, byłych finalistów Caspera Ruuda i Alexandra Zvereva oraz rodaka Francesa Tiafoe. Pytanie jak taki wynik przełoży się na jego dalszą karierę. Czy będzie to jednorazowy wyskok czy też początek czegoś nowego u Fritza.
Young zaskoczył wszystkich
Podczas tegorocznej edycji zawodów, gospodarze mieli kogo oklaskiwać, nie tylko w grach singlowych. W mikście prawdziwą furorę zrobiła para Taylor Townsend oraz Donald Young. Para dość niespodziewanie dotarła do finału. Obydwa nazwiska są oczywiście znane kibicom tenisa, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale okoliczności w jakich osiągnęli ten sukces są dość nietypowe. Young bowiem przez niemal cały ostatni rok nie był aktywny jako tenisista. W 2023 roku podjął decyzję o „przebranżowieniu” i rozpoczął grę w profesjonalnych rozgrywkach, nabierającego popularności, pickleballa.
35-latek z Chicago uchodził przez lata za wielką nadzieję amerykańskiego tenisa, która z kolejnymi latami stawała się już tylko niespełnioną nadzieją. Start w Nowym Jorku był jego pożegnaniem ze światowymi kortami i okazało się wypadło ono nadspodziewanie dobrze. Do iście filmowego scenariusza zabrakło tylko końcowego zwycięstwa. W finale lepsi od Amerykanów okazali się Sara Errani i Andrea Vavassori. Mimo to Young może zejść z tenisowej sceny z podniesioną głową i przeżyciami, o których z pewnością nigdy nie zapomni.
Piter z kolejnym tytułem
W cieniu drugiego tygodnia US Open odbywał się m.in. turniej WTA 125 w Guadalajarze. Katarzyna Piter ponownie połączyła siły z Fanny Stollar w grze deblowej i raz jeszcze okazało się, że panie tworzą bardzo skuteczną parę. Wygrana w Meksyku była już ich czwartym triumfem na wszystkich szczeblach rozgrywek na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy. Co ciekawe, w to zwycięstwo musiały włożyć najmniej wysiłku. Do zdobycia tytułu wystarczyły im zaledwie dwa pojedynki. Polka i Węgierka w półfinale otrzymały walkowera, a w rozegranych meczach nie straciły ani jednej partii. Nam nie pozostaje nic innego niż paniom pogratulować i trzymać kciuki za ich kolejne występy.