Tie-break Tenisklubu #27. Wielka zmiana Świątek, Majchrzak z kolejnym tytułem

Artur Kobryn , foto: AFP; grafika: Canva

Głównym tematem kolejnej odsłony naszego cyklu nie może być nic innego, jak zakończenie współpracy Igi Świątek z Tomasz Wiktorowskim. Pogratulujemy również Kamilowi Majchrzakowi, który wzbogacił swój dorobek o jeszcze jeden challengerowy tytuł. Wiele działo się też na kortach w Pekinie i Tokio, gdzie wyłoniono nowych mistrzów.

Rozstanie w obozie Świątek

Rozejście się dróg liderki rankingu WTA i Tomasza Wiktorowskiego jest kwestią, która jednocześnie mogła zadziwić, jak i wydawać się spodziewaną. Zadziwić, ponieważ od ostatniego meczu raszynianki minęło kilka tygodni, a przed nami już tylko finały WTA i przerwa między sezonami. Spodziewane zaś mogło być dla tych, którzy dostrzegali zgrzyty w jej obozie i problemy na korcie w ostatnim czasie. Po trzech latach dobiegła końca współpraca obfitująca w niespotykane dotąd w polskim tenisie osiągnięcia. Obie strony, bez wątpienia, zachowają z niej piękne wspomnienia. Prawdopodobne „zmęczenie materiału” oraz potrzeba nowego impulsu w karierze doprowadziły jednak do takiej, a nie innej decyzji.

Świątek zapowiedziała już, że jest gotowa na nowy rozdział tenisowego życia i zatrudnienie zagranicznego trenera. W związku z tym decyzja Polki o wycofaniu się z kolejnej imprezy, tym razem rozgrywanej w Wuhan, nie była już wielkim zaskoczeniem. Teraz z ogromnym zainteresowaniem czekamy na ogłoszenie nazwiska nowego szkoleniowca. A także, jak w zaistniałych okolicznościach Świątek wypadnie broniąc tytułu w Finałach WTA, które za niespełna miesiąc rozpoczną się w Rijadzie.

Majchrzak najlepszy w hiszpańskim słońcu

Po kilku miesiącach bez turniejowego zwycięstwa, Kamil Majchrzak powrócił do kolekcjonowania trofeów. Miejscem jego triumfu była tym razem hiszpańska Villena. Droga do tytułu była jednak momentami mocno wyboista. Już w drugiej rundzie Polak stoczył bowiem niezwykle zacięty i wyrównany pojedynek z Jirzim Veselym, zakończony na niemal pełnym dystansie gemowym. W następnym meczu z kolei odwracał losy rywalizacji z najwyżej rozstawionym w całych zawodach, Duje Ajdukoviciem. Wszystko to wzmocniło naszego reprezentanta, który dwa ostatnie mecze imprezy wygrał już bardzo pewnie i bez straty seta.

Tym samym piotrkowianin zapisał na swoim koncie trzecie zwycięstwo na poziomie challengerów w obecnym sezonie i siódme w całej karierze. Na wszystkich poziomach rozgrywkowych był to z kolei już jego szósty tytuł w tym roku. Pozwoli mu on na kolejny awans w rankingu ATP i przybliżenie się do pierwszej „setki”. Majchrzak z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i końcówka rozgrywek może mu przynieść to, co przed ich rozpoczęciem mogło znajdować się w sferze bardziej odważnych marzeń, czyli start w Australii.

Alcaraz przełamał kryzys

Hiszpan przeżył w Pekinie swoiste odrodzenie. Po tym jak wielkim niepowodzeniem zakończyły się jego starty w Stanach Zjednoczonych, w Azji znów przypominał zawodnika, który wygrywał zmagania wielkoszlemowe. Cztery pierwsze mecze wygrał w dwóch partiach i widać było po nim, że ponownie potrafi cieszyć się grą w tenisa. Finał z kolei przyniósł wymarzone przez większość kibiców starcie z Jannikiem Sinnerem.

Mecz spełnił wszelkie oczekiwania pod względem poziomu oraz dramaturgii. Bez wątpienia można zaliczyć go do grona jednego z najlepszych w całym sezonie. Alcaraz był w nim stroną bardziej aktywną na korcie, ale nie zawsze potrafił wykorzystywać wszystkie wypracowane okazje. Obróciło się to przeciwko niemu i przez dużą część spotkania to on musiał „gonić” wynik. Ostatecznie mu się to udało, a w tie-breaku decydującej odsłony pokazał tenis, który wprawiał w zachwyt. Dzięki tej wygranej Hiszpan został pierwszym graczem, który zdobył tytuły w imprezach rangi ATP 500 na trzech różnych nawierzchniach. I pokazał też, że po raz pierwszy w karierze jesień w rozgrywkach może być dla niego naprawdę owocna.

Fils nie do zdarcia

Wielu emocji dostarczył również finał drugiej z ubiegłotygodniowej z imprez, rozgrywanej w Tokio. Arthur Fils stoczył w nim pasjonujący pojedynek ze swoim rodakiem, Ugo Humbertem. W ponad trzygodzinnej batalii starszy z Francuzów miał już piłkę meczową, lecz ten młodszy obronił ją w spektakularny sposób. Po wygraniu tie-breaka drugiej partii zwyciężył tej w decydującej odsłonie i wywalczył już drugi tytuł rangi ATP 500 w tym sezonie. W postawie Francuza szczególnie mogła zwrócić uwagę jego odporność w najważniejszych momentach spotkań oraz prezentowania najlepszej gry wtedy, gdy było to najbardziej potrzebne. 20-latek po zaciętych rozgrywkach pokonywał m.in. Holgera Rune, Bena Sheltona oraz Taylora Fritza, co wyraźnie pokazuje jak zasłużone było jego zwycięstwo w stolicy Japonii.

Nowa „miotła” pomogła Gauff

Występ amerykanki w chińskiej stolicy mógł posłużyć za potwierdzenie starego powiedzenia o „efekcie nowej miotły”, czyli odniesienie sukcesu tuż po rozpoczęciu współpracy z nowym szkoleniowcem. Po rozstaniu z Bradem Gilbertem Amerykanka zdecydowała się bowiem na skorzystanie z usług Matta Dally’ego. I tak jak to było po zatrudnieniu Gilberta, Gauff od razu dołożyła trofeum do swojej gabloty. 20-latka z Atlanty przetrwała trudne pojedynki z Julią Starodubcewą, czy Paulą Badosą, by w finale zmierzyć się Karoliną Muchovą. Z Czeszką rozegrała z kolei swój najlepszy pojedynek w turnieju, jeśli nie nawet w ostatnich miesiącach. Potwierdziła również, że ma patent na tę zawodniczkę, wygrywając z nią już po raz trzeci w trzecim spotkaniu. Wygrana Amerykanki to wyraźny sygnał dla jej rywalek, że na finiszu sezonu, znów może być tenisistką rozdającą karty w najważniejszych imprezach.

Fręch i Linette na równi

Pod nieobecność Igi Świątek, o zapewnienie wrażeń polskim kibicom w Pekinie, musiały zadbać nasze rakiety numer dwa oraz trzy. I wywiązały się z tej roli co najmniej nieźle. Obydwie były w stanie zameldować się w najlepszej szesnastce tych prestiżowych zmagań. Fręch po trudnych pojedynkach uporała się z Alycią Parks oraz jedną z rewelacji tego sezonu, Dianą Sznajder. Z turniejem pożegnała się po meczu z przeżywającą w ostatnich dniach spektakularne i niespodziewane odrodzenie Shuai Zhang. Wynik ten pozwolił łodziance na złamanie kolejnej bariery w jej karierze i awans na rekordowe, 27. miejsce w rankingu WTA.

Linette z kolei uporała się z Moyuką Uchiyamą oraz wzięła rewanż na Jasmine Paolini za porażkę podczas niedawnych Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. W czwartej rundzie zbyt mocna okazała się dla niej Mirra Andriejewa. Przygodę z pekińskim turniejem zakończyła więc na tym samym etapie, co przed 12 miesiącami.

Zmian w turniejach drużynowych ciąg dalszy

Ostatnie lata mogły nas już przyzwyczaić do zmian w tenisowych rozgrywkach drużynowych, przede wszystkim w Pucharze Davisa. I były to zmiany, które miały zdecydowanie większe grono przeciwników niż zwolenników. W najważniejszych fazach rywalizacji zrezygnowano bowiem z gry w systemie dom-wyjazd i zastąpiono go formatem grupowym. Główną wadą tego rozwiązania były mecze reprezentacji grających na neutralnym terenie. Gromadziły one zazwyczaj niewielką liczbę widzów i były pozbawione charakterystycznej niegdyś dla tych zmagań atmosfery. Częściowo zostanie to teraz naprawione, gdyż już w 2025 roku, rozgrywany teraz w grupach wrześniowy etap zmagań, powróci do poprzedniego systemu. Wyłoniona w nich siódemka krajów wraz z gospodarzem wystąpi potem w turnieju finałowym.

Zmiany dosięgną także zawody o Puchar Billie Jean King. Tam z kolei pierwsza faza turnieju będzie w przyszłym roku rozgrywana w siedmiu grupach liczących po trzy zespoły. Ich zwycięzcy oraz gospodarz również trafią do finałowej fazy zmagań. Format ten ma jednak obowiązywać tylko przez rok, a następnie wrócić do obowiązującego obecnie, z tym, że o zwycięstwo będzie walczyć osiem ekip. Otrzymamy więc ujednolicone formaty rozgrywek, co zwiększy ich przejrzystość i miejmy nadzieję także zainteresowanie nimi.