Tie-break Tenisklubu #31. Świątek wróciła do gry, Zverev z paryskim tytułem

Artur Kobryn , foto: AFP/grafika:Canva

Rozpoczęcie turnieju WTA Finals to znak, że zakończenie tenisowego sezonu nieubłaganie zbliża się wielkimi krokami. W kolejnej odsłonie naszego cyklu zajrzymy więc do Rijadu, ale nieco uwagi poświęcimy też imprezie panów w Paryżu. Ponadto, pochylimy się nad tytułem polskich deblistów wywalczonym w Ekwadorze oraz wrócimy do ważnej decyzji Kacpra Żuka.

Otwarcie w Rijadzie

Ósemka najlepszych tenisistek obecnego sezonu zainaugurowała zmagania WTA Finals w Rijadzie. Nas naturalnie najbardziej interesuje postawa Igi Świątek, dla której jest to pierwszy występ po dłuższej przerwie. Na dodatek jest to okazja do debiutu jej nowego szkoleniowca, Wima Fissette’a. Polka już na starcie turnieju miała ciężką przeprawę z mistrzynią Wimbledonu, Barborą Krejcikovą. Nasza reprezentantka przegrywała już bowiem 4:6, 0:3, ale zaprezentowała mistrzowską determinację oraz wolę walki, dzięki czemu odwróciła losy całej potyczki.

W pozostałych meczach rolę faworytki całych zawodów potwierdziła Aryna Sabalenka. Występ Jeleny Rybakiny pokazał z kolei, że po ostatnich miesiącach bez gry Kazaszka będzie potrzebować więcej czasu, by wrócić do swojej najlepszej dyspozycji i znów być kandydatką do walki o najważniejsze trofea. W porównaniu do ubiegłorocznych Finałów WTA pozytywnie można ocenić też nowy obiekt, a także warunki do gry oraz treningów, jakie otrzymały ich uczestniczki. Minusem z pewnością jest – niestety zgodnie z przewidywaniami – frekwencja na niektórych spotkaniach, gdyż kilkusetosobowa widownia z pewnością nie przystoi imprezie o takim prestiżu.

Krótka przygoda Hurkacza

Po kilku tygodniach przerwy od swojego ostatniego występu Hubert Hurkacz zdecydował się na start w turnieju ATP Masters 1000 w Paryżu. Niestety nie należał on do udanych i trwał nadzwyczaj krótko, bo zaledwie 53 minuty. Wrocławianin został odprawiony z czterema gemami przez Amerykanina Alexa Michelsena i był to niewątpliwie najsłabszy mecz Polaka w całym sezonie.

Obserwując pojedynek naszego reprezentanta, można było zastanawiać się nad celowością paryskiego startu w jego aktualnej dyspozycji. Być może chciał on sprawdzić się w rywalizacji meczowej po okresie rehabilitacji i treningów, a możliwe, że wolał uniknąć konsekwencji finansowych wynikających z opuszczenia obowiązkowego turnieju. Finalnie okazało się jednak, że jego droga do wysokiej formy jest jeszcze daleka i mamy nadzieję, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy będzie ją w stanie pokonać.

Polska radość w Ekwadorze

W ostatnich dniach doczekaliśmy się też jednak sukcesu w rozgrywkach panów. W challengerze w ekwadorskim Guayaquil najlepsi wśród deblistów okazali się Karol Drzewiecki oraz Piotr Matuszewski. Polacy znakomicie wywiązali się z roli najwyżej rozstawionej pary w całych zawodach, tracąc w nich zaledwie jednego seta. Zwieńczyli tym samym tytułem poprzednie tygodnie dobrej gry i jednocześnie powetowali sobie sześć poprzednio przegranych finałów z rzędu. Był to trzeci triumf na poziomie challengerów odniesiony przez ten duet. Dla samego Drzewieckiego to z kolei już dziesiąte takie zwycięstwo w całej karierze, zaś Matuszewski zdobył swój szósty tytuł.

Żuk wiesza rakietę na kołku

W minioną niedzielę polskie środowisko tenisowe zostało poruszone decyzją Kacpra Żuka o zawieszeniu profesjonalnej kariery. 25-latek z Nowego Dworu Mazowieckiego zamierza jednak pozostać związany z dyscypliną i skupić się na pracy trenerskiej. Żuk w rozmowie z TVP Sport przyznał, że o takim posunięciu myślał już od wielu miesięcy i przyczyniły się do niego niezadowalające rezultaty oraz utrata przyjemności z samej gry.

Polak w swoim dorobku zgromadził dwa tytuły w rozgrywkach challengerowych oraz jedenaście na szczeblu ITF. W rankingu ATP najwyżej dotarł na 162. miejsce – we wrześniu 2021 roku. Zasłynął również występem w turnieju ATP Cup rok wcześniej, w którym dał naszej reprezentacji punkt w pojedynku z Austrią. Żuk w swoich słowach zostawił furtkę do ewentualnego powrotu, ale jakie by nie były jego dalsze losy, życzymy mu na dalszej drodze odnalezienia szczęścia oraz poczucia spełnienia.

Zverev zgasił światło

Tegoroczna edycja halowego turnieju w Paryżu była bez wątpienia wyjątkowa. Najlepszym tenisistom po raz ostatni przyszło bowiem rozgrywać swoje mecze w Accor Arenie, znanej wcześniej jako Paris-Bercy. Po 39. odsłonach zmagań w tym legendarnym już obiekcie, od przyszłego roku panowie będą rywalizować w La Defense Arenie. Pożegnalna impreza długo układała się po myśli Francuzów, którzy po 13 latach znów doczekali się swojego przedstawiciela w finale. Ugo Humbert potwierdził, że nigdzie nie czuje się tak dobrze jak w rodzimych halach i potrafi uporać się w nich nawet z graczem kalibru Carlosa Alcaraza.

W finałowym pojedynku został jednak brutalnie sprowadzony na ziemię przez świetnie dysponowanego przez cały tydzień Alexandra Zvereva. Niemiec po bolesnej porażce w czerwcowym finale Rolanda Garrosa, wrócił do Paryża w wielkim stylu. Zdobył swój drugi tytuł Masters 1000 w bieżących rozgrywkach i już siódmy w karierze. Spiął również piękną klamrą niemiecką historię imprezy w tym obiekcie, gdyż pierwszym mistrzem tego turnieju w 1986 roku był Boris Becker. Wygrana w stolicy Francji pozwoliła też Zverevovi wrócić na fotel wicelidera rankingu ATP, a także stawia go w gronie trzech najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa w zbliżających się Finałach ATP w Turynie.

Turecka niespodzianka

Gdy najlepsze tenisistki rozpoczynały zmagania w Rijadzie, te niżej notowane walczyły o kolejne trofea w imprezach rangi WTA 250. Spośród nich, nasze największe zaciekawienie wzbudził przebieg turnieju w Meridzie. Panie w Meksyku nie miały jednak łatwo, bowiem zawody były torpedowane przez opady deszczu. Od początku także dochodziło do mniejszych bądź większych niespodzianek, i z gry były eliminowane rozstawione zawodniczki. Jedną z takich pogromczyń faworytek była Zeynep Sonmez.

Turczynka w ćwierćfinale pokonała po trzysetowej walce numer jeden całych zmagań i pierwszą rakietę Meksyku, Renatę Zarazuę. Następnie jednego dnia, już bez straty ani jednej partii, uporała się z Aliną Korniejewą oraz Ann Li. Tym samym 22-latka ze Stambułu osiągnęła największy sukces w dotychczasowej karierze i zdobyła pierwszy tytuł na głównym szczeblu rozgrywek WTA. Wygrana pozwoliła jej także zadebiutować w setce najlepszych tenisistek świata. Sonmez zajmuje obecnie 91. pozycję w światowym rankingu.

Rybakina pod nowymi skrzydłami

Jelena Rybakina, o której już wspomnieliśmy, kilka dni przed rozpoczęciem Finałów WTA podzieliła się zaskakującą wiadomością. Od okresu przygotowawczego do nowego sezonu jej trenerem zostanie Goran Ivanisević. Chorwat w ostatnich miesiącach pozostawał niezatrudniony, po tym, jak zakończył współpracę z Novakiem Dżokoviciem. Było to o tyle niespodziewane posunięcie ze strony Kazaszki z uwagi na to, że mistrz Wimbledonu z 2001 roku dotychczas był związany wyłącznie z rozgrywkami ATP. Przed Serbem opiekował się Tomaszem Berdychem, czy Marinem Ciliciem, którego doprowadził do zwycięstwa w US Open.

Po rozstaniu z Dżokoviciem uznał jednak, że potrzebuje dużej zmiany w karierze trenerskiej i zdecydował się dołączyć do zespołu Rybakiny. Ta z kolei ma za sobą burzliwy okres współpracy ze Stefano Vukovem, który według zakulisowych doniesień wywierał na nią dużą presję psychiczną. Wygląda więc na to, że urodzona w Moskwie reprezentantka Kazachstanu zaczyna zupełnie nowy rozdział kariery i z dużym zainteresowaniem będziemy przyglądać się wpływowi nowego szkoleniowca na jej postawę w kolejnym sezonie.