Tie-break Tenisklubu #32. Gauff najlepsza z najlepszych, mistrzowscy kwalifikanci

Artur Kobryn , foto: AFP; grafika: Canva

Miniony tydzień przyniósł rozstrzygnięcia w turnieju WTA Finals w Rijadzie. Trofeum nie zdołała obronić Iga Świątek, a jego nową właścicielką została Coco Gauff. W naszym podsumowaniu zajrzymy również m.in. do Metzu i Belgradu, gdzie furorę zrobili zawodnicy z eliminacji.

Świątek bez obrony tytułu

12 miesięcy po wygranej z Cancun raszynianka musiała pożegnać się z mianem mistrzyni WTA Finals. Jak można było przypuszczać, dyspozycja Polki po niemal dwumiesięcznej przerwie dość mocno odbiegała od optymalnej. W potyczce z Barborą Krejcikovą była jeszcze w stanie odwrócić losy rywalizacji, lecz starcie z Coco Gauff nie skończyło się dobrze. Świątek popełniała zbyt wiele niewymuszonych błędów i nie była w stanie wykorzystać problemów Amerykanki z własnym podaniem.

Później co prawda gładko rozprawiła się z rezerwową Darią Kasatkiną, lecz specyfika rywalizacji grupowej sprawiła, że mimo dwóch zwycięstw na koncie musiała pożegnać się z zawodami. Z Rijadu wyjechała więc z niedosytem. Trudno jednak mówić o rozczarowaniu, bo przerwa od US Open wpłynęła znacząco na jej dyspozycję. Najważniejsze dla Polki będzie teraz zakończenie sezonu pozytywnym akcentem. Ma na to szansę podczas finałów rozgrywek o Puchar Billie Jean King w Maladze.

Gauff nie do przebicia

Triumf w Rijadzie odniosła pogromczyni Polki z fazy grupowej, Coco Gauff. Amerykanka zaczęła zmagania od dwusetowych zwycięstw z Jessiką Pegulą oraz Świątek właśnie. Później, będąc już pewna awansu do półfinału, przegrała z Barborą Krejcikovą. Porażką z Czeszką, która jednocześnie wyeliminowała raszyniankę z turnieju, naraziła się polskim kibicom, ale my nie posądzamy Amerykanki o uknucie misternego planu, mającego na celu pozbycie się Igi z imprezy.

W półfinale 20-latka z Delray Beach sprawiła niespodziankę, radząc sobie ze światową „jedynką”, Aryną Sabalenką. Wzięła tym samym rewanż na Białorusince za porażki odniesione w tym roku w Melbourne oraz Wuhan. Także i w finale Gauff poradziła sobie z inną inną mocno uderzającą rywalką – Chinką Quinwen Zheng. W meczu finałowym dwa razy wyszła z bardzo poważnych tarapatów. Zrobiła to przede wszystkim dzięki regularności i solidności swoich uderzeń. Tym samym została najmłodszą triumfatorką turnieju Masters od czasu Marii Szarapowej w 2004 roku. Jej konto zasiliła też największa wypłata w historii zawodowego tenisa kobiet, która wyniosła 4,8 mln dolarów.

Powtórka z rozrywki

Nieczęsto zdarza się, że tydzień po tygodniu podajemy podobne newsy, ale informacje o polskich sukcesach chyba nikomu z nas się nie nudzą. Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski kontynuowali bowiem swoje tournée po Ameryce Południowej. Z Ekwadoru przenieśli się do Peru i tam również nie mieli sobie równych. W Limie zanotowali trudny początek, lecz dwukrotnie pokonywali swoich rywali w super tie-breakach. Następnie, tak jak w Guayaquil, rozprawili się z braćmi Huertas del Pino, a w finale znów pokonali Luisa Britto, którym tym razem tworzył parę z Marcelo Zormannem. Polacy mają już więc na koncie osiem zwycięstw z rzędu oraz trzy wspólnie wywalczone tytuły w tym sezonie. To wcale nie musi być koniec sukcesów, ponieważ ich kolejnym przystankiem będzie Montevideo.

Życiowa forma Bonziego

Gdy najlepsi tenisiści mogli przygotowywać się do już Finałów ATP w Turynie, ci niżej notowani walczyli w ostatnich w sezonie imprezach rangi ATP 250. W Metzu wszystko ułożyło się po myśli gospodarzy. Swój pierwszy tytuł w karierze na tym szczeblu zmagań zdobył Benjamin Bonzi. Można to określić mianem niespodzianki, gdyż Francuz rozpoczynał zmagania od kwalifikacji, lecz biorąc pod uwagę jego ostatnie wyniki, to rozstrzygnięcie już aż tak nie szokuje.

28-latek z Nimes nigdzie nie czuje się tak dobrze, jak w rodzimych halach. Potwierdził to wygrywając challengery w Roanne oraz w Saint-Brieuc, a w Breście dochodząc do finału. Jego wysoka forma znalazła też przełożenie na wyższym poziomie rywalizacji i w Metzu zanotował siedem kolejnych zwycięstw. W całym turnieju stracił tylko jednego seta, którego odebrał mu w półfinale Alex Michelsen. W decydującym spotkaniu rozprawił się z Cameronem Norrie’em.

Może też poszczycić się absolutnie wyjątkową w skali swojej kariery statystyką, 21 wygranych w ostatnich 22 spotkaniach.

Długie wyczekiwanie Shapovalova

Impreza w Belgradzie również przyniosła zwycięstwo gracza z eliminacji. Tam z kolei szerszej publiczności przypomniał się Denis Shapovalov. Uchodzący niegdyś za wielki talent Kanadyjczyk, w ostatnim czasie za sprawą kontuzji i słabszej formy znacznie osunął się w rankingu ATP. W serbskiej stolicy odnalazł jednak świetną dyspozycję, prezentując niezwykle efektowny i efektywny tenis. Jedyną partię w całych zawodach stracił w pierwszej rundzie z Martonem Fucsovicsem. Później już był nieuchwytny dla swoich oponentów.

Także i w tym turnieju ważną rolę odegrał faworyt miejscowej publiczności. Był nim występujący z „dziką kartą” Hamad Medżedović, który dotarł aż do finału. W nim jednak Shapovalov okazał się wyraźnie lepszy, przez co zakończył swoją ponad pięcioletnią posuchę bez tytułu. 25-latek urodzony w Tel Awiwie zdobył drugie trofeum w karierze i dał sobie solidny zastrzyk nadziei na powrót do szerokiej czołówki rozgrywek w kolejnym sezonie. A jeszcze w tym, będzie mógł pomóc swojej reprezentacji w walce o odzyskanie Pucharu Davisa.

Rezygnacja Dżokovicia

Kiedy wydawało się, że w Metzu i Belgradzie rozegra się walka o ostatnie miejsce w Finałach ATP, z obrony tytułu w Turynie zrezygnował Novak Dżoković. Dało to „przedwczesną” kwalifikację Andriejowi Rublowowi, Casperowi Ruudowi oraz Alex’owi de Minaurowi.

Oficjalnym powodem rezygnacji była chęć całkowitego uporania się z bliżej nieokreślonym urazem, ale można chyba zakładać, iż Serb chciał przede wszystkim nabrać więcej sił przed następnym sezonem. W efekcie po raz pierwszy od 2001 roku w imprezie kończącej sezon zabrakło jakiegokolwiek przedstawiciela tzw. Wielkiej Trójki. Można mówić więc o końcu pewnej ery i miejmy nadzieję, że nowi bohaterowie staną na wysokości zadania i nie zawiodą widzów turnieju w Turynie.

Telewizyjna wpadka

Jeśli chodzi o pozakortowe wydarzenia w świecie tenisa, to w ostatnich dniach poruszenie wywołała sytuacji zza kulis stacji Tennis Channel. Przed meczem pomiędzy Barborą Krejcikovą a Quinwen Zheng w Finałach WTA, nieświadomy bycia na wizji dziennikarz Jon Wertheim, pozwolił sobie na niestosowny komentarz dotyczący wyglądu Czeszki. – Kim myślisz, że jestem? Barborą Krejcikovą? Spójrz na czoło kiedy z Zheng wyjdą na kort. Ogromne czoło – powiedział Amerykanin.

Po publikacji nagrania na portalu X szybko spotkało się to z krytyką, a swoje niezadowolenie całą sytuacją wyraziła również sama tenisistka. Wertheim wystosował oficjalnie, jak i osobiste przeprosiny w stosunku do zawodniczki, lecz nie uchroniło go to przed zawieszeniem przez swojego pracodawcę. Podobne sytuacje znane są też polskim kibicom tenisa, którzy mogli usłyszeć naszych komentatorów mówiących rzeczy nie nadające się na antenę. Jest to więc kolejny dowód na to, że w tego typu pracy zawsze trzeba mieć się na baczności, a milczenie czasami okazuje się złotem.