Tie-break Tenisklubu #34. Wyśniony tydzień Włochów, Dżoković zaszokował świat

Artur Kobryn , foto: AFP; grafika: Canva

W ostatnich dniach Włosi udowodnili, że są aktualnie najmocniejszą nacją w tenisowych rozgrywkach drużynowych. Zmagania o Puchar Davisa upłynęły także pod znakiem pożegnań wielkich postaci hiszpańskiego oraz holenderskiego tenisa. W naszym podsumowaniu wspomnimy też o zaskakującym posunięciu Novaka Dżokovicia.

Włoskie królowe

Rozstrzygnięcie rywalizacji o Puchar Billie Jean King nie przyniosło zaskoczenia, choć skład samego finału należy uznać za niespodziewany. O ile obecności Włoszek można było się w nim spodziewać, tak awans do decydującego pojedynku zawodniczek ze Słowacji był już sporego kalibru sensacją. Zawodniczki naszych południowych sąsiadów okazały się prawdziwą rewelacją turnieju w Maladze. Na drodze do meczu finałowego uporały się z Amerykankami, Australijkami oraz Brytyjkami.

Ostatniego dnia zawodów ich piękny sen jednak dobiegł końca. Lucia Bronzetti gładko ograła Viktorię Hruncakovą, zaś Jasmine Paolini jeszcze łatwiej Rebeccę Sramkovą. W efekcie po jedenastu latach przerwy i po raz piąty w historii, Włoszki sięgnęły po to trofeum. Zwieńczyło ono też najlepszy w karierze sezon Paolini, która wcześniej z Errani zdobyła złoty medal olimpijski, a w singlu dotarła do dwóch finałów wielkoszlemowych.

Włoscy królowie

Natchnieni przez swoje rodaczki panowie także przywieźli do kraju najważniejsze drużynowe trofeum w tenisie. Reprezentanci Italii tylko podczas swojego pierwszego meczu w Maladze z Argentyńczykami mogli być niepewni wyniku. Po singlowej porażce Lorenzo Musettiego, sprawy w swoje ręce wzięli Jannik Sinner i Matteo Berrettini. Lider rankingu ATP najpierw błyskawicznie wyrównał stan meczu, a potem obydwaj wystąpili w grze podwójnej. Zagrywka ta na pierwszy rzut oka mogła wydawać się zaskakująca, gdyż Włosi mieli w swoim składzie uznanych deblistów, Simone Bollellego oraz Andreę Vavassoriego. Ruch okazał się bezbłędny i zapewnił im awans do półfinału.

W kolejnych pojedynkach konieczności rozgrywania debli już nie było. Berrettini, który wszedł w miejsce Musettiego, spisał się znakomicie i pokonał zarówno Thanasiego Kokkinakisa, jak i Botika van de Zandschulpa. Sinner z kolei był wzorem lidera i zanotował pewne zwycięstwa bez straty seta. Dzięki temu Włosi obronili zdobyte przed rokiem trofeum. Sukces był szczególny przede wszystkim dla Berrettini, który powetował sobie miesiące leczenia kontuzji i brak obecności w zwycięskim składzie przed 12 miesiącami.

Polski półfinał

Po heroicznych bojach, o których wspominaliśmy przed tygodniem, nasze reprezentantki w Maladze dotarły do fazy półfinałowej. W niej trafiły na Włoszki i rozegrały kolejne starcie, które na długo zapadnie nam w pamięć. Niestety tym razem przegrane. Tak jak w rywalizacji z Czeszkami, tak i tu szybko znaleźliśmy się pod ścianą, po tym jak Lucia Bronzetti wygrała w dwóch setach z Magdą Linette. Sytuację ratowała Iga Świątek, która po trudniejszej niż zwykle przeprawie, pokonała Jasmine Paolini.

Decydujący znów okazał się debel, w którym Paolini wraz z Sarą Errani zademonstrowały dlaczego należą do grona czołowych par świata. Polki mogą jednak żałować straconych szans, szczególnie w drugiej partii, w której prowadziły już 5:1. Do kraju wracały więc z niedosytem i świadomością, że do końcowego sukcesu nie zabrakło im wcale tak wiele. To może być jednak znakomite paliwo do tego, by w podobnym składzie powalczyć o to trofeum w kolejnych latach.

Deblowe radości

Tenisowy zmierzch sezonu przyniósł nam też nieco radości na niższych szczeblach rozgrywek. Swój trzeci tytuł na przestrzeni ostatniego miesiąca wywalczyli Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski. Po udanych występach w Ameryce Południowej, nasi reprezentanci okazali się również bardzo skuteczni po powrocie do Europy. W hiszpańskim Montemar wygrana przyszła im jednak w nerwowych okolicznościach. Ich kumulacja nastąpiła w półfinale przeciwko serbskim bliźniakom Sabanov, kiedy to musieli bronić łącznie aż czterech piłek meczowych. Dokonali tego z pewną „pomocą” przeciwników, a w finale mieli już łatwiejszą przeprawę z Danielem Rinconem i Abdullahem Shelbayhem. W sumie był to ich czwarty tytuł w tegorocznych zmaganiach.

Pozytywne dla nas rozstrzygnięcie przyniósł też turniej ITF w Antalyi. Tam bezkonkurencyjni okazali się Szymon Kielan oraz Filip Pieczonka, którzy triumfowali w całych zawodach bez straty seta. Tym samym obydwaj już po raz siódmy w tym sezonie (a szósty wspólnie) mogli cieszyć się z mistrzowskiego tytułu na tym poziomie.

Ostatni taniec matadora

W Maladze wydarzeniem porównywalnym, jeśli nawet nie większym od samej rywalizacji o triumf w Pucharze Davisa, było zakończenie kariery przez Rafaela Nadala. Miało ono jednak nieco gorzki smak. 38-latek z Manacor został wyznaczony do meczu z Botikiem van de Zandschulpem, który przegrał w dwóch setach. Pojedynek był smutnym potwierdzeniem faktu, że decyzja Hiszpana nie mogła być inna. Rafa nie dostał drugiej szansy, bo koledzy z drużyny nie przedłużyli mu kariery o kilka dni, przegrywając decydującego debla z Holendrami.

Od razu po spotkaniu nastąpiła ceremonia pożegnalna 22-krotnego mistrza imprez wielkoszlemowych. Nie zabrakło w niej momentów wzruszenia i wielu ciepłych słów skierowanych do Hiszpana przez rywali z kortu, jak i gwiazdy hiszpańskiego sportu. Po raz ostatni jako profesjonalnego tenisistę zobaczyliśmy wyjątkową postać, która przez ponad 20 lat kariery zdobyła miliony serc kibiców na całym świecie.

Pomarańczowe pożegnanie

Nadal nie był jednak jedynym tenisistą, który w Maladze kończył swoją profesjonalną karierę. W jego cieniu ten rozdział życia zamknął również Wesley Koolhof. Holender, mimo iż jest od Hiszpana młodszy i wciąż wysoko notowany w rankingu deblistów, postanowił zawiesić rakietę na kołku będąc czołowym graczem. Jego pożegnanie nie miało jednak w pełni bajkowego scenariusza. W finale nie było mu bowiem dane otrzymać szansy wyjścia na kort po dwóch singlowych zwycięstwach Włochów. 35-latek z Zevenaar może jednak pochwalić się tym, że w swoim ostatnim występie dołożył dużą cegiełkę do triumfu w ćwierćfinale nad Hiszpanami.

Koolhof, który w ostatnich latach był podopiecznym Mariusza Fyrstenberga, w swoim dorobku zgromadził 21 tytułów deblowych. Najcenniejszym był Wimbledon wygrany przed rokiem w parze z Nealem Skupskim. Holender znajduję się również w gronie zawodników, którzy dostąpili zaszczytu zasiadania na fotelu lidera rankingu deblowego.

Od rywala do trenera

Tuż przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu, Novak Dżoković podzielił się ze światem informacją, której chyba nikt się nie spodziewał. Serb ogłosił bowiem, że na czas Australian Open postanowił dołączyć do swojego sztabu szkoleniowego Andy’ego Murraya. Okazało się, że Szkot, który zakończył karierę podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, nie wytrzymał długo na tenisowej emeryturze.

Panowie przez ostatnie kilkanaście lat byli rywalami na korcie, lecz ich znajomość sięga aż wieku dziecięcego. Teraz pierwszym, wspólnym celem będzie odzyskanie przez Serba mistrzowskiej korony w Melbourne. Ciekawym paradoksem jest fakt, że będzie mu w tym pomagał zawodnik, którego Novak aż czterokrotnie ogrywał w finale tych zmagań. Z drugiej strony, od dawna znane jest przecież powiedzenie „Jeśli nie możesz kogoś pokonać, to spraw, by się do niego przyłączyć”.