Urodzinowa laurka dla Agnieszki.
Jedna z najlepszych tenisistek w polskiej historii kończy dzisiaj 34 lata. Patrząc na jej równolatki. mogłaby jeszcze czarować na światowych kortach, ale karierę zakończyła już ponad cztery lata temu.
Zdania na temat kariery Agnieszki Radwańskiej są podzielone. Krytycy zarzucali brak tytułu wielkoszlemowego, niedzielni „kibice” – brak zaangażowania, gdy walka toczyła się z orzełkiem na piersi. Fachowcy zawsze doceniali umiejętność rywalizacji ze znacznie silniejszymi rywalkami.
Agnieszki Radwańskiej w turniejach ogromnie brakuje. Wprowadzała na korty odrobinę magii i udowadniała, że muskulatura i siła uderzeń to nie wszystko.
Karierę oficjalnie zakończyła pod koniec 2018 roku. Wcześnie, ale i nie było to specjalnie duże zaskoczenie. Szwankowało zdrowie, chyba też chciała poświęcić się rodzinnemu życiu. Na sportową emeryturę przeszła z 20 tytułami na koncie, w tym z triumfem w WTA Finals w Singapurze w 2015r. Brakowało jej wisienki na torcie w postali tytułu wielkoszlemowego. W pamięci zostaną finał Wimbledonu 2012 z Sereną Williams i przegrane marzenia o tytule w 2013 roku.
Każdy ma prawo do własnych opinii. Moim zdaniem Agnieszki Radwańskiej bardzo brakuje w tourze. Na palcach jednej ręki można policzyć zawodniczki grające tak inteligentnie, które zamiast na siłę – stawiają na spryt i kontrę. Tenisistek z takim czuciem piłki na próżno obecnie szukać. Podczas naszej ostatniej rozmowy spytałam, czy nie żałuje że nie urodziła się kilka lat później. Faktem jest, że trafiła na bardzo mocny okres WTA. Z siostrami Williams, Wiktorią Azarenką, Marią Szarapową, Petrą Kwitową, czy Garbine Muguruzą w najwyższej formie. Obecnie czołówka zmienia się co chwila (z chlubnym wyjątkiem kilku dziewczyn). Agnieszka tylko się zaśmiała i stwierdziła, że zawsze myślała że urodziła się trochę za późno, a większe szanse na największe sukcesy miałaby w latach triumfów Martiny Hingis.
Czy kiedykolwiek zdobyłaby upragniony tytuł wielkoszlemowy? Teraz to już tylko gdybanie. Nikt nie dałby gwarancji, że w innych czasach, z innymi rywalkami, byłoby lepiej. Można za to żałować, że dwie wybitne polskie tenisistki – Agnieszka i Iga nie rywalizują w tym samym czasie w największych imprezach. Dywagacje, która byłaby lepsza są bezsensowne. Ciekawie byłoby jednak zobaczyć, jak „Ninja” radziłaby sobie z np. Sabalenką, czy Rybakiną. Agnieszka miała niebywały talent do wytrącania rywalkom największej broni z ręki. Potrafiła rozregulować te, które słynęły z mocnej gry. Siły nie pozwalały na ogrywanie sióstr Williams, Azarenki, czy Szarapowej (choć te wygrane akurat dobrze się pamięta), ale potrafiła doprowadzić niemal do łez tenisistki z szerokiej czołówki. Nie ma też już teraz zawodniczki, która potrafiłaby tak czarować na korcie, a odporności psychicznej niejedna z obecnej czołowej dziesiątki mogłaby się od niej uczyć.
Ilu kibiców, tyle opinii o Isi. Można jednak żałować, że jej tenisowe czary można teraz podziwiać już tylko w turniejach charytatywnych, czy imprezach legend. Sto lat, Agnieszko!
Maria Kuźniar