Diego Schwartzman: Rodzice nie pozwolili mi się wtedy poddać

/ Natalia Kupsik , źródło: własne/www.atptour.com, foto:

Podczas tegorocznej edycji turnieju w Rzymie Diego Schwartzman pozwolił wierzyć w to, że w tenisie dokona znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zanim jednak jego kariera nabrała rozpędu, musiał zmierzyć się poważnymi przeciwnościami i zadecydować czy pozwoli, by go one zatrzymały.

Spektakularne występy, mierzącego zaledwie 170 centymetrów wzrostu Argentyńczyka oczarowały widzów, śledzących toczone na Foro Italico zmagania . Wysokiej klasy tenisowe umiejętności  Diego Schwartzmana w połączeniu z jego imponującą walecznością, otworzyły przed nim drzwi do pierwszego w karierze triumfu w zawodach rangi Masters 1000.  O tak dużą stawkę, a także o debiutancki awans do czołowej dziesiątki rankingu zawodnik, który przedwczoraj sensacyjnie wyeliminował z gry Rafaela Nadala, powalczy dziś z Novakiem Dżokoviciem. Niezależnie od wyniku finałowego starcia, 28-latek niewątpliwie zasłużenie zaskarbił już sobie serca kibiców na całym świecie, ale jego losy nie zawsze układały się równie szczęśliwie.

Kariera Diego Schwartzmana już na bardzo wczesnym etapie stanęła pod dużym znakiem zapytania. Kiedy w 1990 roku argentyński rząd ograniczył import, zamożna dotychczas rodzina tenisisty zaczęła borykać się z poważnymi problemami finansowymi. Brak dostępu do towarów zza granicy dosłownie sparaliżował wtedy działalność prowadzonego przez nich sklepu odzieżowego i jubilerskiego. Tym samym pierwsze kroki w tenisowym świecie Diego stawiać musiał z bardzo ograniczonym budżetem.

– W pewnym momencie sprzedawaliśmy gumowe bransoletki, które pozostały po naszym rodzinnym biznesie. Robiliśmy co tylko się da, by pokryć koszty udziału w turniejach i podróży – wspomina Schwartzman – Oceniając to z perspektywy czasu, sytuacja było trudna. Czasami jednak bywało też zabawnie. Pomagałem mamie sprzedawać bransoletki, a niektórzy z pozostałych zawodników zaczęli robić to razem z nami. Pomiędzy meczami robiliśmy rundki z torbami pełnymi bransoletek i rywalizowaliśmy ze sobą o to, kto sprzeda ich więcej. Mama przekazywała kolegom 20% tak zarobionych pieniędzy. (…) Miałem w sobie wtedy dużo zrozumienia, ponieważ wiedziałem, że rodzice starają się pracować bardzo ciężko, abym tylko mógł skupić się na grze i podróżowaniu, podczas gdy oni martwili się o pieniądze.

Tak nieprzychylne okoliczności przesądziły wkrótce także o tym, że Schwartzman już w wieku 13 lat zmuszony był do samotnego podróżowania, aby brać udział w tenisowych turniejach. Jak przyznaje tęsknota za najbliższymi doskwierała mu wtedy do tego stopnia, że niejednokrotnie do samolotu wsiadał ze łzami w oczach. Wyjątkowo poważna próba charakteru młodego Argentyńczyka miała jednak dopiero nadejść.

– Kiedy byłem trzynastolatkiem lekarz powiedział mi, że nigdy nie będę mierzył więcej niż 170 centymetrów wzrostu. Wiem, że mówię dziś, że nie ma to dla mnie tak dużego znaczenia, ale wtedy byłem zrozpaczony – przyznał – Nie wiedziałem co mógłbym w takim razie robić w swoim życiu dobrze. Nie miałem pojęcia, czy chcę nadal grać w tenisa.

W tak trudnym momencie nieocenione wsparcie psychiczne początkującemu tenisiście zapewniła przede wszystkim rodzina. Dzięki niemu oraz pomocy kilku wierzących w jego potencjał ludzi z zewnątrz, wkrótce Argentyńczyk porzucił myśli o zawieszeniu rakiety na kołku.

– Rodzice nie pozwolili mi się wtedy poddać – wspomina zawodnik – Powiedzieli, że mój wzrost nie powinien mieć żadnego wpływu na moje marzenia. Na szczęście, kiedy miałem 15 albo 16 lat zaczęły pojawiać się wokół mnie także osoby, które próbowały wesprzeć mnie również finansowo. Tak zdobyłem środki na podróże, trenera i tak dalej. Od tego momentu mojej rodzinie i mnie było już znacznie łatwiej – dodaje.