Był taki mecz, czyli jak Iga Świątek sięgnęła po pierwszy tytuł na Roland Garros

Jakub Karbownik , foto: AFP

Jakub Karbownik

„Iga Świątek mistrzynią Rolanda Garrosa!” – wykrzyczeli Marek Furjan i Tomasz Wiktorowski po ostatniej piłce meczu Polki z Amerykanką Sofią Kenin w finale paryskiego turnieju w 2020 roku. Dokładnie 10 października mijają cztery lata od tego wyjątkowego dla polskich sportu dnia. 

Październik jest ważnym czasem w historii polskiego sportu. To właśnie wtedy, a dokładnie 17-stego października 1973 roku, polscy piłkarze pod wodzą Kazimierza Górskiego uzyskali „zwycięski remis” na Wembley, awansując pierwszy raz po wojnie na mistrzostwa świata. Rok później, w Niemczech, wywalczyli tytuł trzeciej drużyny globu. Z kolei 28 października 1974 roku drużyna siatkarzy prowadzona przez Huberta Jerzego Wagnera pokonała reprezentację Japonii i została mistrzem świata. Ale wróćmy do tenisa…

Siódmego lipca 2012 roku w finale Wimbledonu kobiet stanęły naprzeciwko siebie Agnieszka Radwańska i Serena Williams. Krakowianka była pierwszą Polką, która dotarła do finału imprezy wielkoszlemowej od Roland Garros 1939, gdy o tytuł mistrzowski rywalizowała w Jadwiga Jędrzejowska. To jednak były inne czasy.

Stawką londyńskiego spotkania był nie tylko tytuł wielkoszlemowy, ale również pozycja liderki światowego rankingu. Ostatecznie w przerywanym przez deszcz spotkaniu, górą była Amerykanka. Polscy kibice musieli dalej czekać.

Edycja Roland Garros 2020 była niezwykła, nietypowa, niepowtarzalna. Gdy w marcu rozpoczynała się pandemia COVID-19 i cały nie tylko tenisowy świat zapadał w pandemiczny sen, niewielu myślało o tym, że może to być przełomowy rok dla polskiego tenisa. Raczej zajmowano się kontrowersyjną decyzją prezesa Francuskiej Federacji Tenisa (FFT), o przełożeniu Rolanda Garrosa z przełomu maja i czerwca na październik.

Iga Świątek rozpoczynając start w tym nietypowym „Rolandzie” była sklasyfikowana na 54. pozycji w światowym rankingu. Nie była zaliczana do faworytek, ale po cichu wygrywała kolejne mecze, nie tracąc nawet seta. Dużym wyzwaniem dla Świątek miał być mecz czwartej rundy z Simoną Halep. Kibice polskiej tenisistki nie mogli mieć zbyt dużych oczekiwań po tym co wydarzyło się rok wcześniej. Też w czwartej rundzie Rumunka oddala młodej Polce zaledwie jednego gema.

Ku zaskoczeniu wielu, Iga Świątek zrewanżowała się byłej liderce rankingu i to w imponującym stylu. Oddała jej zaledwie trzy gemy.

W kolejnych pojedynkach ani Włoszka Martina Trevisan (w 1/4 finału), ani Argentynka Nadia Podoroska (w półfinale) nie znalazły sposobu na Polkę. W efekcie Iga Świątek została trzecią Polką, po Jędrzejowskiej i Radwańskiej, w finale wielkoszlemowego turnieju.

Finałową rywalką Igi Świątek była aktualna mistrzyni Australian Open, Sofia Kenin. Było to ich pierwsze spotkanie. Sam finał nie był spektakularny. Obu tenisistkom trudno było utrzymać swój serwis, czego efektem było aż pięć przełamań. Lepiej z tą sytuacją poradziła sobie Świątek, która okazała się o to jedno przełamanie lepsza.

Drugi set zaczął się tak, jak skończył pierwszy, czyli od przełamania. Kolejny raz dokonała tego Amerykanka. Jednak był to jedyny gem w tej części meczu, który wygrała. Kolejne wygrywała już tylko Iga Świątek. Po 81 minutach gry Tomasz Wiktorowski oraz Marek Furjan mogli powiedzieć – Iga Świątek mistrzynią Rolanda Garrosa – a polscy kibice mogli świętować to czego w 2012 roku nie udało się dokonać Agnieszce Radwańskiej, a przed wojną w trzech podejściach legendarnej Jadwidze Jędrzejowskiej.