Hiszpański tenisista walczy o prawo do rywalizacji

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: puntodebreak.com, foto:

Hiszpański tenisista Enrique Lopez Perez toczy sądowe batalie o swoje prawo do rywalizacji. Za zawodnikiem z Madrytu ciągną się oskarżenia o ustawianie spotkań. I choć Tennis Integrity Unit zawiesiła go na osiem lat, to liczy on na skuteczne odwrócenie tej decyzji. Na polu krajowym, póki co, się udało.

Enrique Lopez Perez to 29-letni tenisista z Madrytu, który w 2019 roku występował głównie w Challengerach. W bieżącym roku na kortach nie można było go oglądać, ze względu na toczące się postępowanie w sprawie ustawiania meczów. Hiszpan, który w rankingu ATP plasował się najwyżej na 154. miejscu jest oskarżony o trzy przypadki ustawiania spotkań w 2017 roku, kiedy to rywalizował przede wszystkim w Futuresach.

Na początku grudnia zajmujące się przypadkami korupcji Tennis Integrity Unit uznało zebrane dowody na wystarczające, aby ukarać zawodnika z Madrytu ośmioletnim zawieszeniem. Inną opinię na ten temat mają jednak hiszpańskie sądy. Hiszpańska federacja została zmuszona do odmrożenia licencji Lopeza Pereza. Lokalny wymiar sprawiedliwości już po raz drugi orzekł, że dowody na rzekomą winę tenisisty, są niewystarczające.

Z tego względu prawnicy zawodnika liczą również na odwrócenie decyzji TIU. Zarówno hiszpański sąd, jak i trybunał Trybunał Administracyjny Sportu ds. Obrony Prawnej twierdzi, że nałożona dyskwalifikacja jest atakiem na podstawowe prawa sportowca.

Kwarantanna, pięć testów i nowy termin – za kulisami Australian Open

/ Natalia Kupsik , źródło: własne/www.tennis.com, foto: AFP

W oczekiwaniu na początek tenisowego sezonu 2021 z Antypodów napływają do nas kolejne dotyczące organizacji przyszłorocznego Australian Open informacje. Niedawno wśród nich pojawiły się także te, mające pochodzić od samego dyrektora turnieju Craiga Tiley’a.

Organizacja następnej edycji Australian Open od kilku tygodni jest przedmiotem ożywionych dyskusji. Wszystko za sprawą związanych z pandemią koronawirusa obaw gospodarzy, którzy nie chcieliby, aby sportowe widowisko na szwank naraziło bezpieczeństwo mieszkańców Australii. Ich ostrożność jest szczególnie wzmożona ze względu na bardzo małą skalę zarażeń odnotowywanych aktualnie w tej części świata. Organizatorzy jednej z czterech największych tenisowych imprez w roku zamierzają więc zrobić wszystko, by nie doprowadzić do odwrócenia panującej tendencji.

Już jakiś czas temu docierać zaczęły do nas informacje o tym, że wbrew pierwotnym założeniom Australian Open nie rozpocznie się 18 stycznia. Aktualnie najbardziej prawdopodobnym terminem startu zawodów wydaje się być 8 lutego. To właśnie ta data zdaniem dziennikarzy australijskiego „The Age” wskazana została w notatce przesłanej zawodnikom i zawodniczkom przez Craiga Tiley’a. Dyrektor turnieju poinformować miał w niej także o podstawowych zasadach planowanej rywalizacji. Wśród nich wymienia się między innymi przylot tenisistek i tenisistów do Melbourne już między 15 a 17 stycznia. Transfer miałby odbyć się na koszt organizatorów zawodów. Każdemu z uczestników towarzyszyć mógłby jednak tylko jeden trener. W chwili, gdy na miejsce dotrze ostatni zawodnik rozpoczęłaby się natomiast 14-dniowa kwarantanna zgromadzonych.

Australijskie media przekonują także, że gospodarze uwzględnili część zgłaszanych przez zawodników postulatów. Wielu spośród nich protestowało na myśl o wielkoszlemowym występie bezpośrednio po 14-dniowej przerwie w treningach. Organizatorzy postanowili więc, że po uzyskaniu w drugim dniu kwarantanny negatywnego wyniku na obecność wirusa COVID-19 możliwe będzie uczestnictwo w dwuosobowych treningach. Trzeci natomiast negatywny rezultat testu miałby stać się przepustką do trenowania w czteroosobowym gronie. Podczas pobytu tenisistów w Melbourne przewiduje się pięciokrotne przeprowadzanie testów kontrolujących czy żaden z uczestników nie został zakażony. Wspomina się także o maksymalnie pięciu godzinach dziennie spędzanych przez nich poza hotelowymi pokojami. Czas ten służyć miałby wizytom na kortach, siłowni oraz spożywaniu posiłków. Śladem Roland Garros czy US Open, australijski szlem także rozegrać miałby się w warunkach ścisłej izolacji, a turniejowa „bańka” obejmowałaby obszar Melbourne Park oraz Albert Reserve Tennis Centre.

Federer zaatakowany. ,,Zmienił metodę naliczania punktów, żeby się chronić”

/ Szymon Adamski , źródło: własne / tennisnet.com / www.tennis365.com, foto: AFP

Dirk Hordorff zarzucił Rogerowi Federerowi, że z myślą o sobie zmienił sposób naliczania punktów do rankingu ATP. – Zrobił to, żeby się chronić. To nieodpowiedzialne! – powiedział w programie „Quiet, please – the tennisnet podcast” były trener Janko Tipsarevicia i Rainera Schuettlera, a obecnie wiceprezes Niemieckiej Federacji Tenisowej. 

Roger Federer, z reguły spotykający się z wyrazami podziwu ze strony środowiska tenisowego, tym razem został zaatakowany. Zarzuty w kierunku 20-krotnego mistrza wielkoszlemowego skierował Dirk Hordorff. Zdaniem wiceprezesa DTB to właśnie Federer stoi za zmianami, jakie wprowadzono w sposobie naliczania punktów do rankingu ATP. Przypomnijmy, że po zawieszeniu zawodowych rozgrywek na pięć miesięcy z powodu pandemii koronawirusa, ATP zdecydowało się zamrozić ranking do czasu powrotu zawodników na korty. Ponadto na ranking składa się obecnie 18 najlepszych wyników z ostatnich 22 miesięcy (z zastrzeżeniem, że nie można mieć dwóch zdobyczy z dwóch różnych edycji tego samego turnieju). Wcześniej punkty były odejmowane po upływie 12 miesięcy.

Ta zmiana niewątpliwie pomogła Federeowi, jednak nie tak dobitnie, jak próbuje wykazać Hordorff. – Bez zmiany systemu rankingowego Roger Federer nie znalazłby się w pierwszej 50 – grzmiał Niemiec. Matematyka mówi jednak co innego. Gdyby obowiązywały dawne zasady, Federer byłby aktualnie 29. zawodnikiem w rankingu ATP. Z jednej strony jest to pozycja dużo niższa od tej, którą aktualnie zajmuje Szwajcar (5.), z drugiej – dużo wyższa od prognozowanej przez wiceprezesa niemieckiej federacji.

Innymi tenisistami, którzy skorzystali na zmianie są m.in. Rafael Nadal, Gael Monfils czy Roberto Bautista Agut. Oni również spadliby w rankingu, gdyby obowiązywały dawne zasady. Natomiast poszkodowany jest chociażby Casper Ruud. Norweg, aktualnie 27. rakieta świata, byłby notowany aż o 16 pozycji wyżej niż obecnie.

Zdaniem Hordorffa za zmiany odpowiedzialność bierze Federer. – Moim zdaniem wykorzystuje swoją pozycję w Radzie Zawodników ATP – zarzucał Szwajcarowi. – Federer po prostu zmienił metodę punktów do rankingu, aby się chronić. To nieodpowiedzialne i niepoprawne działanie.

Sabalenka podpisała list poparcia dla Łukaszenki?!

/ Szymon Adamski , źródło: własne / ubitennis.com / TVN 24, foto: AFP

Białoruski wiceminister sportu i turystyki Alaksandr Baraulia twierdzi, że list poparcia dla prezydenta Aleksandra Łukaszenki podpisało dwa i pół tysiąca sportowców. Wśród nich znajduje się między innymi nazwisko Aryny Sabalenki – aktualnie najwyżej notowanej białoruskiej tenisistki. Nie należy jednak wyciągać z tego pochopnych wniosków. Część sportowców nie kryje oburzenia z powodu własnej obecności na liście podpisanych. 

List poparcia został opublikowany w środę i od razu wzbudził dużo kontrowersji. Pierwsza dotyczyła liczby sygnatariuszy. Przedstawiciele Ministerstwa Sportu zapowiadali, że poparcie dla Łukaszenki przekazało dwa i pół tysiąca sportowców, tymczasem na opublikowanej liście było podpisanych tylko 55 osób. Później sytuacja się zmieniała, raz podpisów było więcej, raz mniej, aż w końcu udało się przekroczyć granicę dwóch tysięcy. Oprócz Aryny Sabalenki znalazł się na niej m.in. trener reprezentacji Białorusi w hokeju na lodzie Michaił Zacharow czy prezes Białoruskiego Związku Piłki Nożnej Władimir Bazanow.

Poparcie dla Łukaszenki zadeklarowali więc czołowi przedstawiciele najpopularniejszych dyscyplin za naszą wschodnią granicą. Szybko się jednak okazało, że obecność na liście nie idzie w parze z poglądami politycznymi sportowców. Część z nich bardzo szybko zareagowała, odcinając się od rządowej propagandy.

– Takie uczciwe podpisy, jak i wybory! – skomentował jeden z piłkarzy Dnipra Mohylew, który również rzekomo podpisał list. Nie wiadomo też skąd podpisy wzięły się poszczególne podpisy. – Nikt nie wie, jak nazwiska naszych piłkarzy pojawiły się na tej stronie, to dobre pytanie – powiedział rzecznik drużyny z Mohylewa.

Na tym nie koniec. Lista jest tym mniej wiarygodna, że nawet białoruskim dziennikarzom nie udało się zidentyfikować wszystkich podpisanych osób. Media wspierające białoruską opozycje są przekonane, że lista została sfałszowana i nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi poglądami politycznymi sportowców.

Aryna Sabalenka, aktualnie 10. zawodniczka w rankingu WTA, nie odniosła się jeszcze do tej sprawy. Białoruska tenisistka w przeszłości apelowała o zaprzestanie przemocy, gdy protesty opozycji nabrały na sile, a władza brutalnie je tłumiła. Nigdy nie deklarowała jednak poparcia dla żadnej stron. Aż do teraz. Do listy poparcia dla Łukaszenki należy jednak podchodzić z dużym dystansem.