Serena Williams. Sztuka kopania

Krzysztof Rawa , foto: AFP

Krzysztof Rawa

Na zawsze pozostanie legendą sportu, ale to jej nie wystarcza. Serena Williams kończy tenisową karierę z przesłaniem: – Chciałabym myśleć, że dzięki mnie kobiety uprawiające sport mogą być sobą, że mogą być agresywne i zaciskać pięści. Mogą nosić to, co chcą, i mówić, co chcą. Mogą skopać komuś tyłki i być z tego dumne.

 

Tekst Krzysztof Rawa     Foto AFP / East News

 

Najważniejszym dokumentem końcowym sportowej epoki Sereny Williams stał się esej z wrześniowego wydania „Vogue’a”. Wybito w nim istotny przekaz sławy: – Nigdy nie lubiłam słowa emerytura. Nie wydaje mi się nowoczesne. Wolę słowo ewolucja.

Na pięknym okładkowym zdjęciu Serena ewoluuje na wieczornej plaży w jasnobłękitnej sukni od Balenciagi i kolczykach od Bulgariego. Czterometrowy tren trzyma córka Olympia, która w pierwszych zdaniach eseju także odgrywa zasadniczą rolę: po cichu przekazuje mamie (i głośno czytelnikom popularnego magazynu), że bardzo chce mieć młodszą siostrę.

Album ze zdjęciami

Serena pisze w „Vogue’u”, że nigdy nie chciała wybierać między tenisem a rodziną, że była jedną z tych kobiet, które uwielbiały być w ciąży i pracowały do dnia, w którym musiały zgłosić się do szpitala. To prawda – była w drugim miesiącu, gdy wygrywała ostatni z Wielkich Szlemów, Australian Open 2017.

Pisze także, że we wrześniu kończy 41 lat i jednak musi z czegoś zrezygnować. Niechętnie przyznaje, że musi odejść z tenisa. To właściwy czas. Podjęte z ulgą decyzje Ashleigh Barty lub bliskiej przyjaciółki Karoliny Woźniackiej rozumie, ale u niej jest inaczej. Tenis za mocno w nią wrósł, ona za bardzo wrosła w grę w tenisa. Nie chciała mówić o tym odejściu z rodzicami, nawet z mężem, jeśli już, to tylko z psychoterapeutką.

Odbijanie piłek przez siatkę, rozpoczęte z ojcem 38 lat temu na ogrodzonych wysoką siatką publicznych kortach w Compton, czyli dość ponurych przedmieściach Los Angeles, stało się dla małej czarnej dziewczynki najważniejszą sprawą na dekady, gdyż, mimo początkowych trudności, szybko wyzwoliło w niej wiele wspaniałych uczuć związanych z wygrywaniem, rywalizacją i zabawą.

Niezapomniany urok tenisa, według Sereny z 2022 roku, to wciąż odbieranie energii tłumu podczas oczekiwania na wejście ze słuchawkami na uszach na Rod Laver Arena w Melbourne, to nocne mecze na stadionie im. Arthura Ashe’a na Flushing Meadows, to nadal trafienie potężnym serwisem w wybrane miejsce kortu. Wszystko, co podnosi adrenalinę, wyzwala hormony szczęścia i niemało uzależnia.

Z wielu książek, artykułów, zdjęć i filmów o Serenie Williams pozostanie mnóstwo obrazów, które zapewne staną się po latach ikoniczne, jak zdjęcie jej starszej o kilkanaście miesięcy siostry Venus pchającej po korcie tenisowym wózek sklepowy z radosną, malutką Sereną w środku, jak szał podskoków po zwycięstwie na Wimbledonie, jak białe koraliki sypiące się z warkoczyków w Paryżu, jak wybuch wściekłości na osobę sędziującą na linii, która źle oceniła miejsce upadku piłki.

W podsumowaniach jej monumentalnej kariery znajdą się na pewno wyliczenia 23 singlowych zwycięstw wielkoszlemowych, 14 deblowych, także cztery złote medale olimpijskie, sukcesy w Pucharze Federacji i, dzięki 73 wygranym turniejom, setki tygodni na szczycie rankingu światowego. Zamknąć tej kariery jedynie w liczbach nie można, można tylko przypominać najważniejsze i najmocniej działające na serca i umysły chwile na kortach.

 

Niemożliwe nie istnieje

Może to być pierwszy wygrany mecz w WTA Tour w listopadowym turnieju Ameritech Cup w Chicago w 1997 roku. Miała 16 lat, grała z „dziką kartą”, wygrała wtedy z Jeleną Lichowcewą, potem jeszcze z Mary Pierce i Moniką Seles – obie były tenisistkami z pierwszej dziesiątki rankingu. Może być pierwsze z wielu głośnych zdjęć w „Vogue’u” z 1998 roku, gdy Annie Leibovitz sfotografowała ją i Venus w białym wnętrzu, siedzące na jasnej kanapie z czarnym siedziskiem, w sukniach w wielkie czarno-białe pasy i w białych koralikach wpiętych w warkoczyki. Zdjęcie krzyczało: oto jesteśmy i zmienimy klasyczny biały świat. Annie Leibovitz będzie potem fotografowała Serenę dla „Vogue’a” jeszcze nie raz, jako uosobienie nieposkromionej kobiecej siły i jako romantyczną królową stylu także.

Symbolem kariery Sereny może być pierwszy tytuł wielkoszlemowy, zdobyty rok później w Nowym Jorku, m. in. po zwycięstwach nad Seles, Lindsay Davenport i Martiną Hingis, ówczesną liderką klasyfikacji WTA. Dla wielu piszących o tenisie to był właściwy początek ery sióstr Williams.

Nie będzie łatwo zapomnieć o turnieju w Indian Wells w 2001 roku, gdy na trybunach krążyła plotka, że Venus wycofała się z półfinałowego meczu z Sereną, aby uniknąć konfrontacji z siostrą. Serena została wówczas bezlitośnie wygwizdana przez tłum w swoim rodzinnym stanie podczas finału z Kim Clijsters. Dla wielu ten incydent był początkiem walki Sereny z rasizmmem w sporcie. Pogodziła się z Indian Wells dopiero w 2015 roku.

Nigdy nie hamowała przesadnie języka podczas napięć na kortach, bywały z tym problemy, największe chyba podczas półfinału z Clijsters w US Open w 2009 roku, gdy usłyszała, że zrobiła błąd stóp. Zła energia kazała Serenie wykrzyczeć, że za tę ocenę wepchnie pani sędziującej na linii piłkę do gardła. Krytyka nie była łagodna, ale Serena pozostała sobą – dziewięć lat później na tym samym korcie weszła w głośny spór z sędzią stołkowym Carlosem Ramosem w przegranym z Naomi Osaką finale US Open. Padły oskarżenia o seksizm i nieuczciwość arbitra. Od tenisistki trudno było odkleić etykietę tej, która koncentrując się intensywnie na zwycięstwie, niekiedy zapomina o kontroli wybuchowego temperamentu.

Jednak pozostała sobą, tłumacząc po latach, że esencja bycia Sereną to oczekiwanie od siebie tego, co najlepsze, i udowadnianie, że ludzie się mylą. Budowała karierę tenisową, w dużej części świadomie, na przekształcaniu wewnętrznej złości w wygrane. Nie wierzyła w tej kwestii nawet starszej siostrze, która tłumaczyła, że jak ktoś mówi, że nie można czegoś zrobić, to nie można. Ona próbowała.

 

Dyplom od krawcowej

Nie zdobyła, jak Steffi Graf w 1988 roku, klasycznego Wielkiego Szlema, ale ma „Szlema Sereny” – cztery kolejne zwycięstwa poczynając od Paryża, Wimbledonu i Nowego Jorku w 2002 roku, do Melbourne w roku 2003. Po igrzyskach w Londynie w 2012 roku została jedyną tenisistką, która wygrała w karierze wszystkie turnieje wielkoszlemowe oraz rywalizację olimpijską zarówno w singlu, jak i w deblu. Rekordu 24 zwycięstw wielkoszlemowych Margaret Court nie dogoniła, ale tak naprawdę w niczym jej to nie zaszkodziło.

Chciała oczywiście poprawić ten wynik, kiedyś wspomniała, że powinna wygrać ponad 30 najważniejszych turniejów wielkiej czwórki, ale życie chciało inaczej. Dawało jej szanse na te sukcesy nawet po urodzeniu Olympii, czyli po cesarskim cięciu, groźnym zatorze płucnym, depresji poporodowej i podczas karmienia piersią. Nie wyszło, liczba 23 pozostanie niewzruszona i dziś Serena twierdzi, że całkowicie wystarczy, by czuć dumę i niezwykłość osiągnięcia.  Odchodzi z tenisa, mimo wewnętrznego rozdarcia, jednak z chłodną głową.

Zrobiła wystarczająco wiele i miała dużo czasu, by się przygotować. Skończyła studia, choć może nie tak, jak robi to większość amerykańskich nastolatek. Formalnie rzecz ujmując, najpierw ojciec Richard uczył obie tenisowe córki w domu z przerwą na dwa lata nauki połączonej z treningami w Rick Macci Tennis Academy na Florydzie. Szkołę średnią Serena skończyła w 1999 roku, chodząc do małego prywatnego liceum, Driftwood Academy, także w słonecznym stanie.

Ma dwa dyplomy wyższych uczelni. Pierwszy zdobyła w The Art Institute of Fort Lauderdale, studiując (głównie internetowo) modę. Drugi w University of Massachusetts Amherst, być może także dlatego, że wśród absolwentów są Richard Gere, Bill Cosby, Bridget Moynahan i Natalie Cole. Tam najpierw interesowały ją zajęcia z zarządzania biznesowego w Isenberg School of Management, ale w 2014 roku zmieniła kierunek na Pre-Med, czyli ścieżkę, jaką wybierają osoby z licencjatem, pragnące zostać studentami medycyny. Serena zajęła się głównie medycyną holistyczną i odżywianiem.

Serena Williams w roli inwestorki, dyrektorki zarządzającej lub szefowej rady nadzorczej to nie jest pieśń dalekiej przyszłości, ale codzienność wokół tenisistki od kilku lat. Punktem zwrotnym tej biznesowej opowieści było zapewne powołanie dziewięć lat temu do życia spółki kapitałowej Serena Ventures, dzięki której możliwe stały się inwestycje zgodne z widzeniem świata przez najmłodszą córkę pana Richarda Williamsa.

To było to mniej znane, ciche życie Sereny poza kortami: ranek, śniadanie i zejście do biura, w którym można łączyć się z przedstawicielkami firmy rozsianymi na Florydzie, w Teksasie i Kaliforni, szukać i oceniać pomysły, projekty i istniejące przedsiębiorstwa, w które warto włożyć pieniądze.

Magnes dla milionów

Czy jest w tym dobra, trudno wiarygodnie oceniać w tej fazie aktywności firmy, ale talent do zarabiania Serena chyba jednak ma. Jeden z pierwszych czeków mistrzyni rakiety podpisała dla firmy MasterClass – założonej przez byłych studentów Stanforda subskrypcyjnej platformy edukacyjnej, dającej dostęp do samouczków i wykładów nagranych przez ekspertów z różnych dziedzin. Rozpoczęta z kapitałem 4,5 mln dol. działalność, na którą z początku składała się praca trzech wykładowców w dwunastu klasach, przyniosła ogromny sukces. Po pięciu latach platforma miała przychód liczony w setkach milionów dolarów, w końcu stała się w jednorożcem (spółką o wartości powyżej 1 mld dolarów). Jej wartość w 2021 roku wyceniano na 2,75 mld, choć ostatnio koniunktura nieco się pogorszyła.

Serena Ventures to nie są wyłącznie dolary Sereny. W 2020 roku firma pozyskała 111 milionów finansowania z zewnątrz – od banków, osób prywatnych i rodzinnych interesów. 78 procent portfela inwestycyjnego SV to firmy założone przez kobiety i osoby kolorowe – przyczyn nie trzeba wyjaśniać, choć inwestorka dostrzega, że jej mąż jest biały, więc powinna uważać na wykluczenia i zauważać wszystkich godnych zauważenia. Może dlatego Serena Ventures, w chwili założenia firma wyłącznie kobieca, w końcu zatrudniła rok temu pierwszego mężczyznę – specjalistę ds. różnorodności. SV wspiera dziś ponad 30 startupów. Projekt znacząco pomógł Serenie zostać najbogatszą kobietą w rankingu Self-Made Woman magazynu „Forbes” w 2020 roku.

Przykłady dość wyraźnie pokazują drogę, jaką dalej chce iść Serena. Wsparła Parfait – wymyśloną przez czarne Amerykanki platformę internetową, która dzięki algorytmom sztucznej inteligencji twórczo („perfekcyjnie”) pomaga dopasować peruki do twarzy zainteresowanych konsumentek. W tle tej decyzji było nowatorstwo technologiczne pomysłu, ale także działanie na korzyść społeczeństwa kolorowych w USA – założycielka firmy Isoken Igbinedion, była dyrektorka w Amazonie, dostrzegła, że dotychczasowe komputerowe systemy rozpoznawania twarzy znacznie gorzej sprawdzały się w przypadku kobiet i osób kolorowych.

Serena wsparła również pomysł na Boss Beauties, czyli powołanie do życia firmy, której pierwszym dziełem stało się stworzenie kolekcji 10 tysięcy cyfrowych portretów kobiet na stanowiskach władzy, innowatorek i liderek odnoszących sukcesy w biznesie, nauce, sporcie lub sztuce. Wszystko w technologii NFT, co pozwoliło na dystrybuję cyfrową owych wirtualnych dzieł sztuki poświęconych wybitnym paniom.

Kolekcja Boss Beauties została stworzona w osiem tygodni, wyprzedała się w godzinę i stała się pierwszą kolekcją NFT, która pojawiła się na giełdzie nowojorskiej. Fundusze Sereny znalazły się także w projekcie sieci całodobowych, wygodnych i przystępnych cenowo ośrodków zdrowia Kiira Health, przeznaczonych przede wszystkim dla studentek i młodych amerykańskich kobiet. Pierwsza klinika została otworzona w czerwcu w Los Angeles.

Nie tylko dla ciała

Każdy, kto pyta o biznesową przyszłość Sereny, chyba dostaje w miarę jasną odpowiedź, chociaż można być niemal pewnym, że była tenisistka jeszcze nie raz zaskoczy świat. Dzień przed pierwszym meczem w Cincinnati (i ostatnim – przegrała z Emmą Raducanu), w przedostatnim turnieju WTA w którym wzięła udział, powiedziała w uprzejmej rozmowie z piosenkarką i aktorką Seleną Gomez dla portalu Wondermind.com, że od dawna interesuje ją problem ochrony własnego zdrowia psychicznego, że intuicyjnie dbała o nie jeszcze w czasach, gdy świata nie zajmowały głośne wyznania Naomi Osaki lub Simone Biles, że potrafiła zamykać się przed otoczeniem i stawiać mu granice, których nikt nie mógł przekroczyć. Powiedziała także, że w tej kwestii ma jeszcze sporo do nauki, bo przyszedł czas, by ustalić nowe, jasne priorytety i być zawsze dla siebie dobrym.

Kto odczytał ten przekaz jako istotny, miał rację, choć dobrze wiedzieć, że Wondermind to firmowany przez Selenę Gomez, jej mamę i inne panie startup, w który na wczesnym etapie rozwoju businesswoman Serena Williams zainwestowała 5 mln dolarów, więc aktywnie włącza się w działania platformy, promuje markę i angażuje się w tworzenie treści, które mają zmienić narrację tyczącą zdrowia psychicznego, zwłaszcza depresji, uzależnień, nawet samobójstw.

Wedle badań naukowców z University of Houston, współczynnik samobójstw wśród Afroamerykanów obojga płci ostatnimi laty w USA znacząco rośnie, więc problem istnieje i ma znaczenie. Wartość Wondermind.com jest obecnie wyceniana na 100 mln dol.

Serena działa także na innych polach. Jest w zarządach firm Poshmark (internetowy handel społecznościowy, wartość biznesu ok. 1,8 mld dol.) i SurveyMonkey (ankietowe zbieranie i opracowywanie głosów opinii publicznej na zadane tematy). Ma również własną linię biżuterii. Kiedyś z amerykańskim raperem Jayem Z zainwestowała w indonezyjską linię kawy Kopi Kenangan.

Od 2018 roku została właścicielką linii odzieżowej S by Serena. To kolejne przesięwzięcie z branży e-commerce, marka skierowana bezpośrednio do młodych kolorowych kobiet, którą wprowadziła po kilku wcześniejszych nieudanych próbach podbicia branży modowej. Swe pieniądze umieściła również w drużynie futbolu amerykańskiego Miami Dolphins, w UFC oraz w pierwszej kobiecej ekipie piłkarek nożnych Angel City w Los Angeles (wraz z Natalie Portman).

 

Siostrzyczka, a potem braciszek

Drugi powód, dla którego zdecydowała się kończyć z tenisem, to chęć rozwoju rodziny. Rozwoju w sensie ścisłym, czyli powiększenia. Było widać, że macierzyństwo było dla Sereny Williams jedynym w swoim rodzaju, zmieniającym życie doświadczeniem, którym z właściwą sobie otwartością, dzieliła się ze światem dość obficie.

Nie była to kolejna życiowa bajka. Trudny poród, wymuszone cesarskie cięcie, groźba zatoru płucnego, w końcu depresja poporodowa. – Myślę, że ludzie muszą o tym więcej mówić, ponieważ ta depresja to jak kolejny trudny kwartał zagrożonej ciąży. Pamiętam, że pewnego dnia nie mogłem znaleźć butelki Olympii, tak się zdenerwowałem, że zacząłem płakać, bo chciałam być dla niej idealna – wspominała.

Drugie dziecko to ma być znów dziewczynka, młodsza siostra – dobrze byłoby powielić sprawdzony pokolenie wcześniej przez Serenę i Venus schemat rodzinny. Dopiero potem może być chłopiec.

Jaką przyszłość wybierze Serena dla dzieci? – Nie znam tenisistki, która powiedziałaby, że chce, by dziecko grało zawodowo w tenisa. Znam poświęcenia, które się ponosi, by odnosić suckesy w tym sporcie – brzmi odpowiedź. Jeśli Olympia, a potem ewentualne kolejne dzieciaki państwa Ohanianów mogą się czegoś obawiać w kwestiach przyszłości, to tego, że muszą znać języki obce. – Oprócz nauczycieli mandaryńskiego i francuskiego, o których mówię naprawdę poważnie, i oczywiście baletu, nie mam dla potomków żadnych marzeń. Chcę pozwolić im robić to, na co mają ochotę, o ile jest są to pozytywne rzeczy. Mam dla nich zasadę: zawsze staraj się być pozytywnym dodatkiem do społeczeństwa, nie kimś, do kogo trzeba dokadać – mówiła w wywiadach.

Nie słychać, by firmy wspierające ją podczas kariery sportowej myślały o zakończeniu współpracy, gdy będzie „tylko” matką, businesswoman albo bywalczynią salonów. Serena wciąż podpisuje nowe kontrakty reklamowe (ostatnio z producentem dezodoratów Secret), nie słychać, by rezygnowała z wykładów motywacyjnych dla biznesu, udziału w radach przedsiębiorców, występów telewizyjnych i bywania w wielkim świecie, od ślubu księcia Harry’ego w Windsorze po gale wręczania Oscarów.

 

Właściwe miejsce

Była i jest bowiem osobą publiczną w wielu znaczeniach. Także w takim, że bywa aktorką, modelką, uczestniczką programów telewizyjnych oraz celebrytką nie byle jakiego formatu. Aktorstwo zajęło ją już ponad 20 lat temu, gdy w sitcomie „My Wife and Kids” zagrała w jednym z odcinków postać nauczycielki. Nie trzeba było wiele czasu, by w sprawach dotyczących kariery pozasportowej zaangażowała William Morris Agency – jedną z najmocniejszych w branży rozrywkowej. Dom niedaleko Hollywood też kupiła, w końcu lepiej nie omijać ścieżek sławy.

Dziś jej filmografia liczy niemało pozycji, najbardziej znane obrazy fabularne z jej udziałem to „Oceans’ 8”, „Piksele”, „Beyonce: Lemonade”, „Siedem dni w piekle” i „Hair Show”. Zagrała gościnnie w wielu serialach, od „Prawo i porządek: sekcja specjalna” i „Babski oddział” po „Życie ulicy”, „All of Us”, „Open Access”, „Ostry dyżur”, „Zasady gry”, „Jej szerokość Afrodyta” i „Legendę Korry”.

Pojawiła się dokumentach opisujących jej życie („Serena”, „Być jak Serena”), jak i kariery innych sław („Jestem Bolt”, „Naomi Osaka”, Woźniacki&Lee”). Gościła u Kardashianek i w niezliczonych talk-show z nawiększymi w tych programach: od Opray Winfrey (w jednym programów zrobiła jej na żywo pedicure) do Davida Lettermana i Jaya Leno.

Z jej talentem aktorskim może nie jest tak dobrze jak z tenisowym, ale ciągoty filmowe ma na pewno. Rok temu wystąpiła nawet w reklamie jako Wonder Woman (kostium i akcja ściśle nawiązywały do oryginału filmu z 1984 roku), ratująca małą dziewczynkę w centrum handlowym. Na Oscara w pewnym sensie zasłużyła, będąc (z Venus) producentką filmu „Król Richard” o swym ojcu. Obraz zdobył sześć nominacji, a Will Smith dostał statuetkę za rolę papy Williamsa.

Nawet jeśli jej modowe przesięwzięcia nie zawsze były chwalone, to od lat uczestniczyła, czasem z własnymi kolekcjami, w paryskich i nowojorskich Tygodniach Mody. Niekiedy sama chodzi po wybiegach, by pokazać, że moda ma wiele odmian i kształtów. W marcu tego roku podczas pokazu w Paryżu, poświęconego pamięci zmarłego parę miesięcy wcześniej przyjaciela, projektanta Virgila Abloha, pokazała się w jego kreacji obok Naomi Campbell, Kendall Jenner, Belli Hadid i Cindy Crawford. Tam też jest jej miejsce.

 

Gen równości

Na pierwszy mecz US Open 2022 wyszła w czarnym stroju, który można było odczytać jako modowy hołd dla sportowego dziedzictwa. Może z wysokości trybun Arthur Ashe Stadium niełatwo było zinterpretować wszystkie znaczenia ukryte w ubiorze, ale po meczu każdy się dowiedział, że sześć warstw lekko prześwitującej spódniczki honorowało sześć tytułów zdobytych w Nowym Jorku, że pokryta iskierkami góra w oczywisty sposób sygnalizowała, że tak błyszczy prawdziwa gwiazda. „Zainspirowane przez wdzięczne sukienki noszone w konkursach przez łyżwiarki figurowe, zdobiony stanik i spódnica stawiają Serenę w centrum uwagi i zapewniają jej swobodę ruchów” – przezornie dodała od siebie w specjalnym oświadczeniu firma Nike, od lat sponsorująca tenisistkę.

Buty były równie efektowne. Model NikeCourt Flare 2 dostał dodatkowo po 400 diamencików w piętach oraz inicjały Sereny wpisane w ozdobne logo. Mała Olympia Ohanian, już znana z wyrażania własnego stylu, dopasowała się do okazji, nosząc równie błyszczący czarny strój od Nike i koraliki we włosach, takie jak przed laty nosiła sławna mama.

Może to się podobać, może nie, ale taka właśnie jest Serena Williams – niepodrabialna, mocna, wyrazista i błyszcząca z każdej strony. Chciała, czy nie, została wzorem wielu kobiet o różnych kolorach skóry, wieku i pozycji, bo potrafiła, jak nikt inny, będąc sobą i inną od reszty, zademonstrować siłę i skuteczność. Wkroczyła z hałasem w świat tenisa, w którym wcale niełatwo było jej demonstrować niezależność poglądów, gustów i zachowań. Jeszcze niedawno kwestionowano jej wygląd i ubiory, słyszała, jak szef Rosyjskiej Federacji Tenisowej Szamil Tarpiszczew nazywał ją i Venus „braćmi Williams”, a Ion Tiriac namawiał do rezygnacji ze sportu w imię „przyzwoitości, wieku i wagi”.

Takie i podobne głosy przyjmowała z godnością, jaką dawały jej sukcesy, ciężka praca i geny. I od lat twardo mówiła o prawach i równości kobiet, o dyskryminacji w swoim sporcie, o podwójnych standardach, zróżnicowaniu wynagrodzenia ze względu na płeć i seksistowskich ocenach. Z tego względu wiele kobiet może jej śmiało dziękować, bo stała się ich głosem, nawet jeśli robiła to ostatnimi czasy w sukniach Calvina Kleina, Sergio Hudsona albo Grace Wales Bonner oraz w biżuterii Fernando Jorge, Lagos lub od Sary Beltran.

Kobiety odkneblowane

W tenisie będzie już na zawsze legendą. Dzisiejsza liderka rankingu światowego Iga Świątek dobrze oddała szacunek młodego pokolenia dla odchodzącej mistrzyni, mówiąc, że z racji pewnej nieśmiałości trudno jej nie tylko podejść i porozmawiać z Sereną, ale nawet powiedzieć jej zwykłe „Cześć!”.

– Trochę przy niej zapominam, że to ja jestem dziś najwyżej na świecie. Widząc ją, czuję się jak dzieciak z przedszkola, więc tylko patrzę i mówię sobie: o rety, to Serena! – stwierdziła Polka podczas jednego z ostatnich turniejów.

Nie trzeba jednak wymagać od Sereny, by już teraz myślała o swym wielkim dziedzictwie. Wciąż sporo działań przed nią. W paru rozmowach przyznała, że popełniła też wiele błędów, że daleko jej do ideału i solidna krytyka niekiedy mogła być słuszna. Wnioski z porażek sportowych i życiowych też jednak czerpie i ma nadzieję, że jej wcale niełatwa droga w tenisie zawodowym spowoduje, że następczynie będą miały łatwiej. I że z biegiem lat ludzie pomyślą o niej jako symbolu czegoś większego, niż tenis.

Może najbardziej trwałym przesłaniem Sereny Williams dla świata pozostaną słowa jednego z ostatnich wywiadów: – Chciałabym myśleć, że dzięki mnie kobiety uprawiające sport mogą być sobą, że mogą być agresywne i zaciskać pięści. Mogą nosić to, co chcą i mówić, co chcą. Mogą skopać komuś tyłki i być z tego dumne.

 

Tekst po raz pierwszy opublikowano 19 sierpnia 2022 r. w„Rzeczpospolitej” – magazynie „Plus Minus”