Simona Halep: gdy dorastałam, naśladowałam Justine Henin

/ Jakub Karbownik , źródło: Własne/www.wtatennis.com, foto: AFP

Justine Henin jest tenisową idolką Simony Halep. Rumuńska tenisistka opowiedziała za co podziwia siedmiokrotną mistrzynię turniejów Wielkiego Szlema.

Belgijka to czołowa zawodniczka pierwszej dekady XXI wieku. W latach 2003-2007 zdobyła cztery tytuły mistrzyni Roland Garros. Jedynie w 2004 roku mistrzynią na paryskich kortach została Anastazja Myszkina. Ponadto Henin raz wygrała rywalizację podczas Australian Open i dwukrotnie triumfowała na kortach Flushing Meadows. Przez 117 tygodni była liderką rankingu WTA, co jest siódmym wynikiem w historii.

Trzy pozycje niżej w tym zestawieniu znajduje się Simona Halep. Rumunka przyznała, że Henin to jej tenisowa idolka. – Gdy dorastałam, to naśladowałam Justine. Przede wszystkim jesteśmy tego samego wzrostu. Uwielbiam twój bekhend Justine, nawet jeśli mój nie jest jednoręczny – wyznała podczas rozmowy z Belgijką w programie Tennis Legends na Eurosporcie dwukrotna mistrzyni Wielkiego Szlema.

– Kopiowałam także jej poruszanie się po korcie, ponieważ ona zawsze miała mocne nogi i grała blisko linii końcowej. Nie wychodziło mi to perfekcyjnie, bo za bardzo się cofałam. Wiedziałam jednak, że to najlepsze rozwiązanie, gdy nie jest się zbyt wysokim – dodała była liderka rankingu WTA, która jak dotąd na czele listy spędziła 64 tygodnie.

Wygrana Sevastovej z Williams doceniona

/ Jakub Karbownik , źródło: Własne/www.fedcup.com, foto: AFP

Anastasija Sevastova, Anett Kontaveit, Sania Mirza i Fernanda Contreras Gomez znalazły się wśród laureatek dorocznej nagrody Fed Cup Heart Award. Zwyciężczynie zostały wyłonione drogą głosowania kibiców tenisowych z całego świata.

Hitem lutowych spotkań eliminacyjnych Grupy Światowej Pucharu Federacji było spotkanie między Łotwą a Stanami Zjednoczonymi. Ostatecznie tenisistki zza Oceanu odniosły zwycięstwo, ale godne uwagi była wygrana Sevastovej z Sereną Williams. Tym samym Łotyszka przerwała serię czternastu wygranych spotkań z rzędu w rozgrywkach Pucharu Federacji 23-krotnej mistrzyni Wielkiego Szlema. W pokonanym polu podczas głosowania Łotyszka pozostawiła Carlę Suarez Navarro, Aliaksandrę Sasnowicz i Leylah Fernandez. W nagrodę otrzymała czek na kwotę 3000 dolarów. Pieniądze Łotyszka przeznaczyła na rzecz Łotewskiego Banku Żywności – Paedusai Latvijai.

Tysiąc dolarów mniej otrzymały z kolei Anett Kontaveit, Fernanda Contreras Gomez i Sania Mirza. Była deblowa liderka światowego rankingu jest pierwszą reprezentantką swojego kraju, która została uhonorowana nagrodą Fed Cup Heart Award. W marcu Hinduska poprowadziła do zwycięstwa reprezentację w meczu przeciwko Indonezji. Mirza przekazała wygraną na walkę z pandemią koronawirusa w swojej ojczyźnie.

Również Anett Kontaveit i Fernanda Contreras Gomez przyczyniły się do wygranych swoich reprezentacji narodowych. Estonka przed własną publicznością pokonała między innymi Camilę Giorgi i Elinę Switolinę. Tym samym przedłużyła serię singlowych zwycięstw w rozgrywkach Pucharu Federacji do siedmiu. Z kolei Meksykanka wygrała trzy z czterech singlowych spotkań i przyczyniła się do awansu reprezentacji Meksyku do fazy Play off. W tej drużyna z Ameryki Północnej zmierzy się z reprezentacją Wielkiej Brytanii. Kontaveit kwotę 2000 dolarów przeznaczyła na stowarzyszenie pomagające bezdomnym zwierzętom w Estonii, a Meksykanka środki z nagrody przekazała na Meksykańskie Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom z Rakiem.

 

 

 

Dijana Dżoković o ubiegłorocznym Wimbledonie: Federer jest nieco arogancki

/ Natalia Kupsik , źródło: własne/www.essentiallysports.com, foto: AFP

Novak Dżoković i Roger Federer od lat toczą na korcie zaciekłe pojedynki, ale poza nim udaje im się utrzymywać koleżeńskie relacje. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku ich rodziców. Niedawno matka Serba ponownie dała wyraz swojej niechęci względem Szwajcara.

Już jakiś czas temu Dijana Dżoković skarżyła się na to, że jej syn z nieznanych jej względów nie może liczyć na podobnie szerokie co Federer czy Nadal grono fanów. Wystarczy jednak cofną się o kilka lat, by uświadomić sobie, że były to zaledwie refleksy tej wysoce konfliktowej relacji. Kiedy w 2008 roku Serb pokonał Federera w półfinale Australian Open z ust matki zwycięzcy popłynęło triumfalne „Umarł król, niech żyje król!”. Z kąśliwych uwag w kierunku Szwajcara znany jest także ojciec Dżokovicia, który jakiś czas temu w wywiadzie dla tennisnet.com posunął się do stwierdzenia, że „nikt nie lekceważył Novaka tak, jak Federer”. Tym razem do kolejnych słownych przepychanek doszło za sprawą rozmowy Dijany Dżoković z dziennikarzami serbskiego portalu Sport Blick.

– Widziałam wiele meczów, ale najtrudniejszym był ubiegłoroczny Wimbledon. Na stadionie, na którym niemal wszyscy dopingowali Rogera Federera nas, fanów Novaka była zaledwie garstka. To nie było miłe – podkreśla Serbka.

Dijana Dżoković przyznała także, że finałowy pojedynek syna z Federerem na All England Club przeżyła w szczególny sposób. Matka aktualnego lidera rankingu szczegółowo opowiedziała o towarzyszących jej tego dnia emocjach, zwracając uwagę na zachowanie Szwajcara. W jej opinii dalekie od ideału.

– Byłam poirytowana, ponieważ Federer jest nieco arogancki. Kiedy miał dwie piłki meczowe zacisnęłam dłoń na krzyżu z rzeki Don. Jestem osobą wierzącą i noszę go zawsze przy sobie. Ocalił mnie w wielu trudnych momentach. Powiedziałam sobie wtedy: „Nole, możesz to zrobić. Zrobiłeś to już dwa razy, teraz uda Ci się ponownie.” –  wspomina matka Serba – I zrobił to. Bóg mu pomógł. Novak także wierzy w Boga i czuje się przez niego wybrany. Nosi krzyż pochodzący z klasztoru Hilandar, który przynosi mu pokój i szczęście. Modli się rano i wieczorem.

Wielka nadzieja Austriaków wraca na kort

/ Anna Niemiec , źródło: tennisnet.com, foto: AFP

Po ponad rocznej przerwie na zawodowe korty spróbuje wrócić dwukrotna ćwierćfinalistka Wimbledonu Tamira Paszek. Austriaczka weźmie udział w turnieju Generali Austrian Pro Series.

29-latka była ogromną nadzieją austriackiego tenisa. W 2005 roku dotarła do finału juniorskiego Wimbledonu, w którym przegrała z Agnieszką Radwańską, a rok później zdobyła pierwszy tytuł rangi WTA. Jej karierę mocno przystopowały jednak kontuzje. Paszek kilka razy próbowała wrócić na zawodowe korty, ale zdrowie jej na to nie pozwalało.

To był naprawdę żmudny okres, chciałam wrócić trzy czy cztery razy – wyjaśniła reprezentantka Austrii, która obecnie trenuje w Dornbirn. – Trenuję najlepiej potrafię. Pod względem fizycznym przynosi to efekty, ale zobaczymy jak będzie to wyglądało w trakcie meczów.

Austriaczka bardzo się cieszy, że dostała okazję, żeby wziąć udział w Generali Austrian Pro Series. – To świetna inicjatywa, dzięki której będziemy mieli okazję rozegrać kilka pojedynków. Dla mnie to najważniejsze, że będę mogła wrócić na kort.

Z powrotu Tamiry Paszek bardzo zadowolony jest również były tenisista i współorganizator imprezy, Alex Antonitsch. – Po raz pierwszy zobaczyłem ją, gdy miałem dwanaście lat podczas Talents Forum, była niesamowicie zdolna. Ona zaczęła rywalizować potwornie wcześnie. Jestem zachwycony, że zdecydowała się wrócić.

Generali Austrian Pro Series rozpocznie się 25 maja w Sudstadt. Pula nagród wyniesie 151 750 euro.  W turnieju wezmą udział m.in. Dominic Thiem, Jurgen Melzer, Dennis Novak i Barbara Haas.

McEnroe: dzięki Johnowi pokonalibyśmy Murrayów

/ Anna Niemiec , źródło: www.tennisworldusa.org, foto: AFP

Patrick McEnroe jest pod wielkim wrażeniem tego, co Andy i Jamie Murrayowie osiągnęli w światowym tenisie. Były amerykański tenisista uważa jednak, że gdyby doszło do rodzinnego deblowego pojedynku, górą byliby bracia McEnroe.

Mecz byłby bardzo zacięty, bez względu na to czy gralibyśmy drewnianymi rakietami czy nie – wyjaśnił w rozmowie z BBC Sport były reprezentant Stanów Zjednoczonych. – Obaj bracia Murrayowie mają świetną rękę do gry, więc mogliby zagrać wszystkim. Mój brat również, ponieważ prawdopodobnie był najlepszy deblistą na świecie. Myślę, że ja i Jamie bylibyśmy spokojni. Z kolei John i Andy pewnie daliby się ponieść emocjom. Na pewno nie zabrakłoby ostrego języka i wysokiej intensywności. Byłoby dużo zabawy, ale również poważnej rywalizacji. Bracia McEnroe mieliby jednak lekką przewagę, głównie dzięki Johnowi oczywiście.

W tym samym wywiadzie zwycięzca Roland Garros 1989 w grze podwójnej stwierdził również, że Andy’ego Murraya stać na powrót do Top 20 światowego rankingu po wznowieniu zawodowych rozgrywek. – Myślę, że trudno będzie mu wrócić na poziom Federera, Nadala czy Dżokovicia, ale uważam, że stać go na powrót do czołowej dwudziestki czy nawet piętnastki. W zeszłym roku wygrał nawet turniej w Antwerpii, co było dobrym znakiem. Byłoby wspaniale dla tenisowego świata, gdyby udało mu się wrócić do czołówki na dłużej.

Na koniec młodszy z braci McEnroe przyznał, że bardzo docenia osiągnięcia Murrayów, ponieważ pochodzą oni ze Szkocji, która nie ma zbyt długich tradycji tenisowych. – To niesamowite, bo Szkocja to wspaniały kraj, który nie ma wspaniałej historii tenisa. Już to, że stali się zawodowcami, byłoby dużym osiągnięciem, więc fakt, że obaj byli liderami światowych rankingów jest niewiarygodne.

Pouille tworzy żel bezdotykowy i pomaga w walce z koronawirusem

/ Tomasz Górski , źródło: https://www.ubitennis.net, foto: AFP

Lucas Pouille stworzył bezdotykowy żel do mycia rąk. Wszystko to, ma na celu walkę z koronawirusem. Francuz jest kolejnym tenisistą, który dokłada cegiełkę od siebie w tym trudnym czasie.

Lucas Pouille stworzył markę żelu wodno-alkoholowego ze swoim przyjacielem Maxime Roussonem podczas przerwy spowodowanej pandemią koronawirusa. Francuski gracz założył linię bezdotykowych żeli do dezynfekcji rąk, aby dostosować swoją działalność biznesową do obecnych potrzeb bezpieczeństwa. Żele Pouille’a nie wymagaj kontaktu fizycznego, takiego jak naciśnięcie przycisku w celu wypuszczenia płynu.

Pouille wyjaśnił francuskiej gazecie Le Parisien, jak wpadł na pomysł stworzenia nowej marki dozowników żelowych.

– Firma mojego przyjaciela Maxime’a Roussona, która już specjalizuje się w interaktywnych mediach dotykowych, została całkowicie zablokowana. Powiedzieliśmy sobie, że świetnym pomysłem byłoby stworzenie nowej marki dozowników żelowych, których nie trzeba dotykać rękami w pracy – powiedział Pouille.

Część zysków została przeznaczona na cele charytatywne w walce z pandemią koronawirusa.

– Zasady zdrowotne będą inne. Każda firma, sklep lub restauracja będzie musiała być w stanie dostarczyć żel. Przed tym okresem prawie nigdy nie używałem żelu. Teraz zawsze mam przy sobie butelkę – powiedział Pouille.