Tim Henman ujawnił swoich faworytów do tytułów wielkoszlemowych w 2024 roku

/ Piotr Rutkowski , źródło: tennis365.com, oprac. własne, foto: AFP

Tim Henman wskazał trzech tenisistów, którzy jego zdaniem podzielą między sobą skalpy wielkoszlemowe w 2024 roku. – Umieściłbym Dżokovicia jako wyraźnego faworyta, nie mam co do tego wątpliwości. A na drugim miejscu postawiłbym Alcaraza i Sinnera – ocenił Brytyjczyk w rozmowie z Eurosportem.

Przypomnijmy, że w tym roku Dżoković wygrał aż trzy z czterech turniejów Wielkiego Szlema. Był najlepszy w Australian Open, Roland Garros i US Open. 36-latek przegrał jedynie na Wimbledonie z Alcarazem w pięciu imponujących setach. Hiszpan, oprócz triumfu na trawie w Londynie zdobył w tym sezonie m.in. tytuły Masters 1000 w Indian Wells i Madrycie.

Nie trzeci tenisista rankingu ATP Daniił Miedwiediew, a będący za nim Jannik Sinner uchodzi za kolejnego kandydata do wielkoszlemowego triumfu w przyszłym sezonie wg Henmana. Włoch w 2023 roku osiągnął swój najlepszy wielkoszlemowy rezultat docierając do półfinału na kortach All England Clubu. Do tego zdobył cztery tytuły, w tym największy w swojej karierze w Toronto w sierpniu. Wygrał także turnieje ATP 500 w Pekinie i Wiedniu.

Nie zdziwiłbym się, gdyby Dżoković zwyciężył dwa turnieje wielkoszlemowe, a Alcaraz i Sinner wygrali po jednym. Ale czas pokaże – stwierdził były półfinalista Wimbledonu w rozmowie z Eurosportem.

Z wymienionej trójki najbardziej utytułowany jest Serb, potem Hiszpan. Włoch jednak miał fantastyczną końcówkę minionego sezonu. – Sinner przez ostatnie kilka miesięcy 2023 roku grał na innym, nowym dla niego poziomie. Myślę, że ta jakość, ale także pewność siebie i wiara wynikająca z wygrania tych ważnych meczów i pokonania tak wielu graczy z czołowej dziesiątki pod rząd, były dla niego fantastyczne – podsumował były brytyjski tenisista.

Pierwszy wielkoszlemowy turniej w 2024 roku rozpocznie się już 14 stycznia w Melbourne. Tytułu bronić będzie Novak Dżoković, który nomen omen wygrywał Australian Open już dziesięciokrotnie.

Szarapowa i Kasatkina zgodnie krytykują władze WTA

/ Łukasz Duraj , źródło: , foto:

W ostatnich miesiącach sposób zarządzania kobiecymi rozgrywkami tenisowymi był obiektem wielowątkowej krytyki. Do głosów, wyrażających niezadowolenie z decyzji centrali WTA, dołączyły Daria Kasatkina i Maria Szarapowa.

Przypomnijmy, że konflikt między włodarzami WTA a zawodniczkami trwa od dawna. Wśród przyczyn napięć są zła komunikacja, lekceważenie zdania tenisistek przez dyrektorów oraz błędne wybory organizacyjne, których skutki mogliśmy oglądać podczas WTA Finals w Cancun. Sprawy te nie są jednak jedynymi, jakie niepokoją najlepsze przedstawicielki dyscypliny. Na ważny błąd WTA zwróciła niedawno uwagę Daria Kasatkina. Podczas wywiadu 26-latka powiedziała:

Na pewno nie porzuciłabym współpracy z Tennis TV. Teoretycznie WTA ma teraz swoją własną telewizję, ale ona jest po prostu najgorsza. Wyszukiwarki ją ignorują, a w tym samym czasie Tennis TV świetnie promuje nasz sport. W WTA tego brakuje. Mamy ogromny potencjał, a wygląda to tak, jakby ktoś celowo go marnował. To rozczarowujące. Nasz kanał na Tik-Toku jest martwy. Moim zdaniem mamy i fanów i narzędzia, ale potrzeba kogoś, kto to wszystko rozrusza. Trudno domyśleć się, czym kieruje się centrala. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie – podsumowała Daria.

Podobnie krytyczna była Maria Szarapowa. W rozmowie z redakcją Bloomberga wielokrotna mistrzyni wielkoszlemowa stwierdziła:

Po tym, gdy Coco Gauff wygrała US Open, szum trwał zaledwie dwa tygodnie. Nowy Jork ma wspaniałą otoczkę i fanów, a nie wykorzystano tej energii i nie podtrzymano zainteresowania ludzi. Wszystko wymarło bardzo szybko. Niewielu widzów wiedziało, że Coco występuje w China Open, a przecież to było miesiąc później. To duży problem.

WTA zapowiedziało niedawno zmiany w swojej strukturze. Na czele organizacji ma stanąć kobieta, ale jej dotychczasowy – krytykowany – szef Steve Simon również zachowa sporą część dawnych wpływów.