Trudno powiedzieć, co polskiemu dziennikarzowi może sprawić większą przyjemność: oglądanie Mai Chwalińskiej w debiucie w turnieju głównym Wielkiego Szlema czy słuchanie jej wypowiedzi podczas obowiązkowej konferencji prasowej.
Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub!
Zaczął Paul Newman. Nie kolega Roberta Redforda z „Butcha Cassidy’ego i Sundance Kida” czy „Żądła”, lecz dziennikarz „The Independent”. Anglik przepytał Maję bardziej o wrażenia niż forhendy i bekhendy. Słusznie zresztą, bo kto chciał, ten zobaczył próbkę tenisa bardzo miłego dla oka. Maja odpowiadała tak, że nasz kolega aż się uśmiechał na myśl o tym, co za chwilę napisze. „Trawa na Wimbledonie sprawia, że każdy tenisista czuje się szczęśliwy” – powiedziała. Oczywiście zapytał też o Igę Świątek, bo solidnie się przygotował i wiedział, że nasze dziewczyny odnosiły wspólne sukcesy w kategoriach młodzieżowych. „Chociaż jesteśmy przyjaciółkami, to Iga jest dla mnie także wielką inspiracją”. Na koniec Paul docenił angielszczyznę Mai i wcale nie była to kurtuazyjna pochwała.
Paul sobie poszedł, bo podczas polskiej części konferencji raczej by się nudził. My absolutnie nie. Są takie pytania, które zadane kilka minut później, przynoszą odpowiedź z innego zakamarka szczęśliwej duszy. Maja zapamiętała, że po meczu bardzo się ucieszyła, ale nie pamięta, co konkretnie z tej radości robiła. Prośba do kolegów z Polsatu, żeby zmontowali choćby kilkunastosekundowy klip i przesłali go Mai. Zasłużyła.
Ostatnich chwil na korcie nie pamięta, ale wie, że od początku do końca czuła motyle w brzuchu. Tego zwrotu używają zwykle na nowo zakochani, co w tym przypadku pasuje znakomicie – Maja całym ciałem krzyczała o swoim uczuciu do Wimbledonu. Uczuciu odrodzonym, bo towarzyszącym jej od pierwszych dni na korcie. Jej idolem z dzieciństwa był przecież Roger Federer, w oczywisty sposób kojarzący się z The Championships.
I jak to z wielką miłością bywa – uczuciu trudnym, wystawionym na próbę czasu. Rok temu Maja przerwała karierę sportową, przygnieciona ciężarem depresji, z której jeszcze wielu lubi dowcipkować. Przez jakiś czas w ogóle nie myślała o sporcie, nie zastanawiała się, czy i kiedy wróci na kort. Tym większe szczęście dziś. I nawet świadomość, że awans do drugiej rundy ukochanego turnieju nie przełoży się na awans w rankingu, nie uwiera tak bardzo. Dla kogoś, kto czuje motyle w brzuchu, nie ma rzeczy niemożliwych.
Ostatni w kolejce do rozmowy z Mają był Ben Rothenberg z „New York Timesa”. To też wiele mówi o rozmiarze wydarzenia.
Partnerem relacji medialnych „Tenisklubu” jest PZU, oficjalny sponsor Igi Świątek.
