Hua Hin. Krótka przygoda Magdy Linette

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Na pierwszej rundzie swój występ w imprezie WTA 250 w Hua Hin zakończyła Magda Linette. Polka w meczu otwarcia imprezy w trzech setach uległa Dianie Sznaider.

Trudno początek roku ma trzecia rakieta naszego kraju. Poznanianka, która podczas Australian Open musiała oddać mecz pierwszej rundy przeciwko Caroline Wozniacki ze względu na kontuzję. Dwa tygodnie później Polka powróciła do rywalizacji, ale nie był to udany powrót.

Magda Linette podczas imprezy w Huan Hin była najwyżej rozstawiona. Jednak już w meczu otwarcia musiała uznać wyższość niżej notowanej rywalki – Diany Sznaider.

Poniedziałkowe spotkanie lepiej rozpoczęła rywalka Polki, która jako pierwsza wypracowała sobie szanse na odebranie podania Linette. Poznanianka wyszła z opresji obronną ręką, a następnie sama miała okazje do przełamania, których też nie wykorzystała. Ostatecznie do odebrania serwisu doszło w siódmym gemie i Sznaider wyszła na prowadzenie 4:3. Wypracowaną przewagę utrzymała do końca i wyszła na prowadzenie w całym spotkaniu.

Druga odsłona rozpoczęła się bardzo dobrze dla Polki, która raz przełamała serwis Sznaider i wyszła na prowadzenie 3:0. Co prawda rywalka wygrała jeszcze gema, ale na więcej w tej części meczu już jej nie było stać i na tablicy wyników pojawił się wynik 1:1 w setach.

Decydująca odsłona rozpoczęła się od prowadzenia 2:0 Sznaider. Po chwili Linette odrobiła stratę. Jednak od tego momentu to już tylko rywalka polskiej tenisistki zapisywała na swe konto gemy. I to ona ostatecznie zapewniła sobie awans do drugiej rundy.

Tym samym Magda Linette nie powtórzy swego najlepszego wyniku, uzyskanego w Hua Hin w 2020. Przed czterema laty Polka zdobyła w Tajlandii tytuł mistrzowski.

 


Wyniki

Pierwsza runda:

Diana Sznaider – Magda Linette (Polska, 1) 6:4, 1:6, 6:1

Ranking WTA. Światek wciąż na czele, nowa druga rakieta Polski i nowicjuszka w top 10

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Iga Świątek wciąż jest liderką rankingu WTA. Polka co prawda pożegnała się z rywalizacją po meczu trzeciej rundy, a Aryna Sabalenka obroniła tytuł. Jednak to raszynianka pozostaje na czele zestawienia najlepszych tenisistek świata. W top 10 notowania doszło do wielu zmian. Nowa jest również druga rakieta naszego kraju.

Za nami pierwszy w sezonie turniej Wielkiego Szlema. Wśród pań triumfowała Aryna Sabalenka, która w finale pokonała Qinwen Zheng. Białorusinka utrzymała pozycję wiceliderki rankingu, a jej obecna strata do Świątek wynosi 865 punktów. Z kolei tenisistka z Tajwanu to nowa siódma tenisistka notowania. Jest to jej najlepszy wynik w karierze.

Największy spadek w czołowej dziesiątce zaliczyła Jelena Rybakina, która nie obroniła punktów za zeszłoroczny finał i spadła na piątą lokatę. Trzecie miejsce zajmuje półfinalistka imprezy w Melbourne – Coco Gauff – a tuż za podium znalazła się Jessica Pegula.

Zmiany mamy również jeżeli chodzi o inne reprezentantki Polski. Od pierwszego notowania po zakończeniu Australian Open drugą rakietą naszego kraju w zestawieniu jest Magdalena Fręch. Łodzianka, która w Australii doszła do rekordowej w Wielkim Szlemie czwartej rundy, zajmuje miejsce 51. Co jest zmianą o osiemnaście lokat w porównaniu do poprzedniego notowania. Z kolei Magda Linette z racji nie obronienia punktów za zeszłoroczny półfinał spadła z 24. na 56. pozycję.

Ranking ATP. Dżoković wciąż pierwszy, życiowy sukces Hurkacza

/ Łukasz Duraj , źródło: https://www.atptour.com/, własne, foto: AFP

W niedzielę zakończyło się Australian Open. Wyniki pierwszego turnieju wielkoszlemowego w tym sezonie zmieniły aktualny ranking ATP. Z nowego wyglądu klasyfikacji z pewnością cieszy się Hubert Hurkacz. 

Na czele zestawienia najlepszych tenisistów wciąż znajduje się Novak Dżoković. Serb nie obronił tytułu zdobytego przed rokiem, ale utrzymał pozycję lidera. Jednocześnie różnicę do doświadczonego zawodnika zmniejszył Carlos Alcaraz. Hiszpan, który odpadł w Australii na etapie ćwierćfinału, traci do swojego wielkiego rywala 600 punktów.

Za jego plecami znajdują się finaliści z Antypodów, czyli Daniił Miedwiediew i Jannik Sinner. W meczu o tytuł Rosjanin musiał uznać wyższość Włocha, ale sam udział w tym pojedynku wystarczył mu do zachowania trzeciej lokaty.

W pierwszej dziesiątce zaszły też drobne, ale ważne dla polskich kibiców, zmiany. Na ósme – najwyższe w karierze – miejsce w rankingu awansował Hubert Hurkacz, zaś na siódmej pozycji zameldował się Holger Rune. Obaj gracze skorzystali na potknięciu Stefanosa Tsitsipasa, który nie powtórzył swojego zeszłorocznego osiągnięcia, czyli finału. Grek jest obecnie dziesiąty, co oznacza, że wyprzedził go także Taylor Fritz.

Znaczące awanse zanotowali także mniej oczywiści bohaterowie turnieju w Melbourne. Sensacyjny pogromca Grigora Dimitrowa, czyli Nuno Borges, zyskał 22 pozycje i jest w tym tygodniu 47, zaś Arthur Cazaux zajmuje 83 miejsce. Francuz, który pokonał Holgera Rune, poprawił się aż o 39 lokat.

W kwestii spadków uwagę zwracają nowe miejsca Alexandra Szewchenki i J. J. Wolfa. Kazach stracił 11 „oczek” i jest 59, a Amerykanin spadł z 57 na 77 pozycję.

Inni reprezentanci Polski plasują się w dalszych rejonach zestawienia. Maks Kaśnikowski jest 271, a Daniel Michalski 286. W górę pnie się Kamil Majchrzak, który w tym tygodniu jest 807 zawodnikiem świata.

Australian Open. Co powiedzieli bohaterowie finału?

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: ausopen.com, foto: AFP

Za nami niezwykle emocjonujący męski finał Australian Open 2024. Jannik Sinner pokonał Daniiła Miedwiediewa, mimo że przegrywał już 0-2 w setach. Sprawdźmy, co po tym meczu mieli do powiedzenia obaj tenisiści.

W przypadku pokonanego nie sposób nie wracać do wydarzeń sprzed dwóch lat. Wtedy Miedwiediew również występował w finale Australian Open i również prowadził 2-0 w setach. Mecz ten zakończył się jednak, podobnie jak dzisiaj, jego porażką.

Inne uczucia, inne okoliczności. Teraz marzę więcej niż kiedykolwiek, prawdopodobnie nie dzisiaj, ale w ogóle w życiu. Ale powiedziałbym, że to już nie jest dziecko, które marzy. W tej chwili to ja, 27-latek, który marzy i robi wszystko, co w mojej mocy dla mojej teraźniejszości i przyszłości. Kocham to. Dzięki temu dostałem się do finału. Chciałem wygrać. Byłem blisko. Czy byłem naprawdę blisko czy nie? Trudno powiedzieć, ale nie byłem daleko. Tak, wynik jest podobny, ale myślę, że mecz był nieco inny — powiedział tenisista z Moskwy.

Walczyłem, biegałem. Byłem jak… jeśli jutro nie poczuję nóg, to nie ma znaczenia. Zrobiłem dzisiaj wszystko, co w mojej mocy, aż do ostatniego punktu. Byłem trochę zmęczony. Serwis funkcjonował trochę gorzej. Tempo się zmieniło i naprawdę próbowałem to zmienić — mówił Miedwiediew, który w całym turnieju spędził na korcie ponad dobę.

Udało mi się odnaleźć, podnieść poziom i stać się inną osobą, o innej mentalności. Naprawdę postaram się zrobić wszystko, co jest możliwe, z moim umysłem, aby ta porażka nie miała wpływu na moje przyszłe turnieje i przyszłe sezony, ponieważ jest to część sportu — zapowiedział trzykrotny finalista Australian Open.

Swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi meczu podzielił się także zwycięzca. – Mecz toczył się szybko przez pierwsze dwa sety. Nie miałem żadnych szans na grę na tym poziomie, ale nie mogłem się doczekać małych szans. Jakoś udało mi się go przełamać i próbowałem wygrać po jednym gemie. Spodziewałem się, że będzie (uderzał) piłkę mocniej, ale nie w ten sposób. Wyszedł, miażdżąc piłkę, rozrzucając mnie po korcie. Miałem swój plan na grę, ale nie wypalił. Próbowałem coś zmienić, ale on naciskał tak, jak nigdy wcześniej go nie widziałem — chwalił Sinner swojego przeciwnika.

22-latek komplementował także swoich rodziców. – Chciałbym, żeby każdy miał moich rodziców, ponieważ zawsze pozwalali mi wybierać, co chcę, nawet gdy byłem młodszy, uprawiałem inne sporty i nigdy nie wywierali na mnie presji. Chciałbym, żeby ta wolność była dostępna dla wszystkich — przyznał szczerze Włoch.

Linz. Fręch bez awansu do turnieju głównego

/ Jarosław Truchan , źródło: własne, foto: AFP

Magdalena Fręch zaliczyła nieudany powrót na kort po występie w Australii. Polka nie zagra w turnieju głównym w austriackim Linzu, po tym jak wyraźnie uległa Elli Seidel w meczu kwalifikacyjnym.

Tenisista urodzona w Łodzi uchodziła za wyraźną faworytkę spotkania. Fręch była rozstawiona w kwalifikacjach z „dwójką”, podczas gdy jej rywalka grała z dziką kartą. Niedzielny mecz rozpoczął się nerwowo. Polka błyskawicznie straciła serwis, lecz już w następnym gemie zdołała odrobić przełamanie. Niestety po wyrównaniu stanu rywalizacji tenisistka, która doszła do czwartej rundy podczas Australian Open, ponownie dała odebrać sobie podanie. W bardziej zaawansowanej fazie pojedynku mogliśmy obserwować wiele kolejnych break pointów. Pojawiały się jednak one w zdecydowanej większości przy nazwisku Niemki. Fręch skutecznie wychodziła z tarapatów, lecz nie mogła nawiązać rywalizacji z Seidel przy returnie. To sprawiło, że zawodniczka notowana na 173. miejscu w rankingu WTA bez problemów zakończyła seta.

Druga partia okazała się kompletną dominacją ze strony reprezentantki naszych zachodnich sąsiadów. Potrwała ona zaledwie pół godziny, a Fręch nie ugrała w niej ani jednego gema. Trzykrotne przełamanie Łodzianki pozwoliło Seidel na szybkie zakończenie meczu i skupieniu się na wejściu do głównej drabinki turnieju WTA 500 w Linzu. W finale kwalifikacji Niemka zmierzy się z rozstawioną z „ósemką” Włoszką Sarą Errani.


Wyniki

Półfinał kwalifikacji:

Ella Seidel (Niemcy, WC) – Magdalena Fręch (Polska, 2) 6:4, 6:0

Porto. Tytuł mistrzowski nie dla Mai Chwalińskiej

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Maja Chwalińska nie sięgnęła po tytuł mistrzowski w turnieju ITF o puli nagród 75 tysięcy dolarów, który w ostatnią niedzielę stycznia zakończył się na kortach w Porto. W meczu o tytuł Polka musiała uznać wyższość Jessici Bouzas Maneiro. Mimo porażki nasza reprezentantka może czuć radość po występie w drugim co do wielkości mieście Portugalii.

Piąta rakieta naszego kraju w rankingu WTA ma za sobą udany tydzień rywalizacji na kortach w Portugalii. Mimo, że w ostatnim meczu turnieju Chwalińska uległa rywalce z Hiszpanii. Tym samym to rywalka sięgnęła po dziesiąty tytuł mistrzowski, a nie Polka po szósty turniejowy triumf.

Pierwsza odsłona spotkania między Chwalińską i Bouzas Maneiro był niezwykle wyrównany do stanu 3:3. Od tego momentu to nasza zawodniczka wygrała trzy kolejne gemy i już tylko jeden set dzielił ją od turniejowego triumfu. Niestety słabsza końcówka pierwszego seta nie podłamała Hiszpanki, która w drugiej partii wygrała sześć gemów, nie dając Polce ani jednej szansy na przełamanie podania. Tym samym losy tytułu rozstrzygnął trzeci set.

W nim pierwsza szansę wygrania gema przy podaniu rywalki miała Polka, ale nie zdołała wykorzystać szansy i to tenisistka z Półwyspu Iberyjskiego wyszła na prowadzenie, którego jednak nie utrzymała i tablicy wyników pojawił się rezultat 3:3 w decydującej partii. Od tego momentu Bouzas wygrała trzy z czterech rozegranych gemów i po nieco ponad dwóch godzinach gry mogła się cieszyć z turniejowego triumfu.

Występ Mai Chwalińskiej nie przyniósł Polce kolejnego tytułu. Jednak w najnowszym notowaniu rankingu tenisistka trenująca w Bielsku-Białej może się przesunąć o pięćdziesiąt pozycji w górę i powrócić do top 300 rankingu WTA. W nadchodzącym tygodniu piąta rakieta naszego kraju pozostaje w Porto, gdzie weźmie udział w imprezie z pulą nagród 50 tysięcy dolarów.


Wyniki

Finał:

Jessica Bouzas Maneiro (Hiszpania) – Maja Chwalińska (Polska) 3:6, 6:0, 6:4

 

Rozpoczyna się turniej rangi WTA 500 w Linz!

/ Nikodem Nokiel , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

 

W austriackim Linz, mieście położonym nad Dunajem, od niedzieli rywalizują tenisistki z całego świata. Obsada „Upper Austria Ladies Linz” prezentuje się całkiem solidnie. O tytuł w Austrii powalczą między innymi Jelena Ostapenko, Donna Vekić, Ekaterina Alexandrova czy Marketa Vondrousova. W imprezie nie zabraknie także polskiego akcentu w postaci Magdaleny Fręch. Aby zagrać w turnieju głównego, Polka będzie musiała przejść kwalifikacje do odbywającej się na kortach twardych imprezy.

GRANIE ROZPOCZĘLIŚMY JUŻ 28 STYCZNIA

Bo to właśnie w niedzielę, o godzinie 10:00 czasu polskiego w Linz rozpoczęły się kwalifikacje. Bierze w nich udział kilka dobrze znanych fanom tenisa zawodniczek. Wśród nich znajduje się Amerykanka Alycia Parks, która doszła do 1/16 finału tegorocznego Australian Open. Są także Belgijka Greet Minnen (WTA 67.), od stycznia poszukująca formy w singlowej rywalizacji, Rumunka Jaqueline Cristian (WTA 83.), Hiszpanka Rebeka Masarova (WTA 91.), czy wcześniej wspomniana Magdalena Fręch (WTA 69.). Jak zapewne fani tenisistki z Lodzi szybko zauważą wszystkie rankingi tu podane, pochodzą jeszcze sprzed Australian Open.

Polka, aby zbliżyć się do gry w turnieju głównym w Linz, musi pokonać w niedzielę Niemkę Ellę Seidel. O 18-letniej zawodniczce było dużo słychać podczas pierwszego dnia Australian Open, gdy na Rod Laver Arena wyraźnie uległa Arynie Sabalence po 53 minutach gry, 6:0, 6:1. Młoda tenisistka bardzo emocjonalnie podeszła do spotkania przeciwko drugiej rakiecie świata. W zaawansowanym fragmencie drugiego seta na jej oczach pojawiły się łzy. Było blisko, aby Seidel przegrała z Sabalenką bez wygrania jakiegokolwiek gema, ale urodzonej w Hamburgu dziewczynie udało się wywalczyć przy stanie 0:6, 0:5. Jej nieustępliwa walka do końca wywołała żywiołową reakcję fanów zgromadzonych na trybunach oraz olbrzymią radością Niemki, którą można było zaobserwować na jej twarzy.

Zdecydowaną faworytką do wygrania meczu między Fręch a Siedel jest Polka. Magdalena przeżywa wspaniały okres w swojej karierze, o czym świadczy fantastyczny występ 26-latki w Australian Open, podczas którego doszła do 1/8 finału. Jeżeli Fręch w Austrii zaprezentuje się równie dobrze jak na Antypodach, może dojść w Linz naprawdę daleko.

ZMIANA RANGI IMPREZY

Warto podkreślić, że ranga „Upper Austria Ladies Linz” uległa zwiększeniu względem 2023 roku. Wówczas za zwycięstwo w turnieju można było otrzymać maksymalnie 250 punktów, teraz dwa razy więcej. Zmieniono również tradycyjny termin rozgrywania turnieju, który przez lata odbywał się w końcowej fazie sezonu. Teraz tenisistki rywalizują tuż po imprezie wielkoszlemowej w Melbourne.

Dzięki temu, mimo dość niekorzystnego terminu, do Austrii przyjechało, jak wcześniej wspominaliśmy, sporo gwiazd. W Linz ponownie zagra Anastazja Potapowa, triumfatorka poprzedniej edycji turnieju. Wówczas Rosjanka pokonała w finale imprezy Petrę Martić 6:3, 6:1. Był to jak na razie jeden z dwóch tytułów rangi WTA wywalczonych przez urodzoną w Moskwie zawodniczkę. O jego obronę będzie 22-latce jednak bardzo ciężko.

W Linz fani będą mogli śledzić także rywalizację deblową. Jej drabinka została już ogłoszona. Na austriackich kortach zamelduje się na przykład para Nicole Melichar Martinez / Ellen Perez, czyli duet, któremu kompletnie nie wyszedł występ na Australian Open. Poważnie w walce o tytuł w grze podwójnej będzie się również liczył duet japoński – Eri Hozumi / Makoto Ninomiya. Siły ze swoją rodaczką Asią Muhammad połączy zaś Alycia Parks, i te dziewczyny także zasługują na naszą uwagę.

KTO ZWYCIĘŻY W AUSTRIACKIM TURNIEJU?

Ciężko wskazać faworytkę do zwycięstwa w imprezie odbywającej się na charakterystycznych fioletowych kortach. W najlepszej dyspozycji spośród znanych nazwisk, które w najbliższym tygodniu będą rywalizowały w Austrii jest Jelena Ostapenko. Łotyszka wygrała turniej „Adelaide International” poprzedzający Australian Open. W Melbourne zaś doszła do 1/16 finału w singlu. W grze podwójnej, w parze z Liudmillą Kichenok, awansowała aż do finału, w którym panie przegrały z Su-Wei Hsieh oraz Elise Mertens. To akurat nie pomoże Ostapenko w Austrii, bo Łotyszce może towarzyszyć zmęczenie spowodowane intensywną grą w ostatnich tygodniach oraz ,,jet lag”, wywołany nagłą zmianą strefy czasowej.

DAJANA JASTREMSKA ZAGRA W LINZ

W Linz oczy wielu fanów tenisa będą zwrócone również na Dajanę Jastremską. Ukrainka zaprezentowała się wyśmienicie w tegorocznej edycji Australian Open. W Melbourne imponowała fizyczną i twardą grą, która dała jej awans do półfinału imprezy. Ten niebywały sukces spotkał się z ciepłym odzewem ze strony rodaków 23-latki. Przed Jastremską stoi teraz niezwykle trudne zadanie w postaci udowodnienia, że jej wspaniały występ w Australii nie był jednorazowym sukcesem. W najbliższym czasie dowiemy się, czy Dajana będzie w stanie zawojować świat kobiecego tenisa.

Rywalizacja podczas turnieju w Linz zapowiada się interesująco. Dobra obsada, ale przede wszystkim godziny rozgrywania meczów, dużo korzystniejsze dla europejskich kibiców, który w końcu nie będą musieli zarywać nocy, może spowodować, że rywalizacja przez najbliższy tydzień w Linzu będzie śledzona z dużym zainteresowaniem. Zapowiada się ciekawy tydzień w Austrii.

Australian Open. Hsieh podwójną mistrzynią!

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: własne/ausopen.com, foto: AFP

Su-Wei Hsieh zdobyła swój drugi tytuł na tegorocznym Australian Open! Po wygraniu turnieju w mikście została też mistrzynią deblową z Elise Mertens.

Hsieh najpierw wygrała Australian Open 2024 w grze mieszanej w parze z Polakiem Janem Zielińskim. Lubiana przez kibiców na całym świecie Tajwanka występowała w tym roku jeszcze w jednym finale — deblowym. Tym razem 38-latka grała w duecie z Belgijką Elise Mertens.

Ich rywalkami była Ukraina Ludmiła Kiczenok i Łotyszka Jelena Ostapenko. W pierwszym secie wielkiego finału całkowicie dominowały Hsieh i Mertens. Po przegranym pierwszym gemie tego meczu pozostałe w partii otwarcia zapisały na swoim koncie.

Drugi set optymistycznie zaczęły Kiczenok i Ostapenko, które od razu przełamały swoje rywalki. Zwiastowało to większe emocje. Tak właśnie się stało. Reprezentantkom Ukrainy i Łotwy nie udało się jednak utrzymać przewagi. Mimo ambitnej walki i zwrotów akcji przegrały ten finał.

Su-Wei Hsieh i Elise Mertens zwyciężyły zatem 6:1, 7:5 i zostały mistrzyniami Australian Open 2024 w grze podwójnej. Nie sposób jednak szczególnie nie wyróżnić Tajwanki, dla której to drugi tytuł w Melbourne w jednym turnieju.


Wyniki

Finał gry podwójnej kobiet:
Su-Wei Hsieh, Elise Mertens (Tajwan, Belgia, 2) – Ludmiła Kiczenok, Jelena Ostapenko (Ukraina, Łotwa, 11) 6:1, 7:5

Australian Open. Jannik Sinner odwraca losy spotkania i sięga po mistrzostwo

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.ausopen.com, foto: AFP

Jannik Sinner pokonał Danił Miedwiediewa i sięgnął po pierwszy w karierze tytuł mistrzowski w imprezie wielkoszlemowej. Włoch przegrywał już 0:2 w setach, ale zdołał odrobić straty i odwrócić losy spotkania. Tym samym Danił Miedwiediew w trzecim australijskim finale doznał trzeciej porażki.

Rozstawiony z numerem czwartym tenisista miał teoretycznie łatwiejszą drogą do niedzielnego finału niż jego oponent. Włoch w sześciu spotkaniach stracił tylko dwa sety. A nastąpiło to w meczu nie z byle kim, bo z Novakiem Dżokoviciem w 1/2 finału. Z kolei Danił Miedwiediew już w drugiej rundzie był niezwykle blisko porażki, gdy Emil Ruusuvuori prowadził 2:0 w setach. Ostatecznie w trzecim najpóźniej zakończonym spotkaniu w historii Australian Open moskwianin odwrócił losy spotkania i grał dalej. Jednak co nie zdołał zrobić Fin, tego dokonał Włoch.

Niedzielne spotkanie było dziesiątym pojedynkiem obu tenisistów. I po raz czwarty zwycięsko z tej rywalizacji wyszedł Jannik Sinner, który wygrał również trzy poprzednie spotkania między oboma zawodnikami.

W premierowej odsłonie niedzielnego finału to jedynie Miedwiediew miał szanse na odebranie podania przeciwnikowi. I wykorzystał dwie takie okazje z pięciu. Jedną w trzecim gemie, a następnie na zakończenie partii zakończonej wynikiem 6:3. Podobny przebieg miała druga odsłona. W niej trzykrotny finalista imprezy po dwóch przełamaniach wyszedł na prowadzenie 5:1. Co prawda Sinner odrobił stratę jednego przełamania, a następnie wygrał jeszcze gema przy swoim podaniu. Na więcej już Miedwiediew nie pozwolił i tylko set dzielił moskwianina od zdobycia pierwszego w Australii tytułu mistrzowskiego.

Kolejne trzy sety miały podobny przebieg. W trzeciej i czwartej odsłony losy decydowały się jednym przełamaniem, które nastąpiło w ostatnim – odpowiednio dziewiątym i dziesiątym – gemie. Z kolei w piątej partii Sinner wyszedł na prowadzenie 4:2 z przewagą „breaka” i wypracowanej przewagi nie oddał do końca spotkania.

Tym samym Daniił Miedwiediew po tym jak w latach 2021-2022 ulegał odpowiednio Novakowi Dżokovciowi i Rafaelowi Nadalowi, w pierwszym finale od dziewiętnastu lat bez udziału tenisisty z Wielkiej Trójki (Serba, Hiszpana i Rogera Federera) przegrał trzeci australijski finał wielkoszlemowy. Z kolei Jannik Sinner w swym pierwszym wielkoszlemowym finale sięgnął po premierowy tytuł mistrzowski. Tym samym Włosi po 48 latach doczekali się mistrza wielkoszlemowego w singlowej rywalizacji mężczyzn. Poprzednim tenisistą z Półwyspu Iberyjskiego z wygraną w imprezie Wielkiego Szlema był Adriano Panatta, który w 1976 roku nie miał sobie równych podczas rywalizacji na kortach Rolanda Garrosa.


Wyniki

Finał:

Jannik Sinner (Włochy, 4) – Daniił Miedwiediew (3) 3:6, 3:6, 6:4, 6:4, 6:3

Sabalenka: nie chciałam zostać zawodniczką, która zniknie po jednym zwycięstwie

/ Artur Kobryn , źródło: ubitennis.net, foto: AFP

Aryna Sabalenka obroniła zdobyty przed rokiem tytuł w turnieju Australian Open. Białorusinka po spotkaniu z Qinwen Zheng podzieliła się spostrzeżeniami ze swojego występu. Chinka z kolei nie kryła rozczarowania postawą w finale i wskazywała na aspekty, które musi poprawić we własnej grze.

25-latka z Mińska w imponującym stylu zdobyła swój drugi wielkoszlemowy tytuł. W przeciągu dwóch tygodni rywalizacji nie straciła ani jednego seta, a w meczu finałowym oddała rywalce zaledwie pięć gemów. – Jestem niesamowicie szczęśliwa i dumna ze wszystkiego, co byłam w stanie osiągnąć do tej pory. Cieszy mnie poziom, na którym zagrałam. Qinwen jest świetną tenisistką i trudną rywalką – powiedziała.

Sabalenka wyznała również, dlaczego ten triumf jest dla niej tak ważny – Nie chciałam zostać zawodniczką, która zniknie po jednym zwycięstwie. Zależało mi, by pokazać, iż potrafię być regularna i wygrać po raz kolejny. Teraz mam nadzieję, że wygranych będzie jeszcze więcej niż te dwie. Dlatego też, bez względu na rezultaty, zawsze z zespołem ciężko pracujemy i szukamy rzeczy, które można poprawić w mojej grze – dodała.

Wiceliderka rankingu WTA opowiedziała też o swoich ambicjach związanych z innymi turniejami, przywołując ubiegłoroczne występy w Wielkim Szlemie. – Myślę, że w ubiegłym roku udowodniłam, że potrafię grać na każdej nawierzchni. W półfinałach, które przegrałam byłam bardzo rozemocjonowana. Grałem z niesamowitymi tenisistkami, które pokazały znakomity poziom, ale czułam, że pozwoliłam, aby te mecze wyślizgnęły mi się z rąk. Zdecydowanie jednak uważam, że jeśli dalej będę pracować, tak jak dotychczas, to będę mogła osiągnąć to samo zarówno na mączce, jak i na trawie – oznajmiła.

Białorusinka otrzymała także pytanie o różnice między tegorocznym występem, a tym sprzed 12 miesięcy. – Tym razem było nieco inaczej. Na korcie nie czułam aż takich emocji, ale przed meczem wyglądało to tak samo. Gdy jednak pojedynek już się rozpoczyna, to mam wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą i jestem na niego gotowa pod względem mentalnym. Tak więc w porównaniu do ubiegłego roku, to zupełnie inna ja. […] Bardziej nad sobą panuję, nie pozwalam innym rzeczom na zaprzątanie mojej głowy i skupiam się tylko na tym, co robię – odpowiedziała.

Sabalenka odniosła się również do kwestii wykraczających poza sport. – Uważam, że to bardzo ważne, by być otwartą. Chcę mieć połączenie ze swoimi fanami, by znali moją historię, która być może kogoś zainspiruje i komuś pomoże. Teraz, mając dwa tytuły wielkoszlemowe, czuję się zdecydowanie pewniejsza i bardziej wierzę w siebie. Wiem, że całe moje życie nie było marnowaniem czasu i robiłam właściwe rzeczy. Jestem w miejscu, w którym chciałam się znaleźć i to jest dla mnie istotne – podsumowała.

Pokonana w finale Qinwen Zheng z kolei w następujący sposób skomentowała swój debiut w spotkaniu o wielkoszlemowym tytuł: – Zaczęłam ten pojedynek bardzo wolno. Nie grałam swojego tenisa. Myślę, że właśnie ten początek był kluczową różnicą. Nie potrafiłam utrzymać własnego serwisu. Później, gdy mogłam ją przełamać prowadząc 40:0, nie byłam w stanie tego zrobić. Jeśli gra się z Sabalenką na takim poziomie i nie wykorzystuje się szans, to mecz bardzo szybko ucieka – powiedziała 21-latka z Shiyan.

Chinka jest też świadoma aspektów, które powinna ulepszyć w swojej grze. – Muszę więcej pracować nad moim tenisem, ale też nad stroną mentalną. Jeśli się przegrywa, to jest tego jakaś przyczyna i wraz z zespołem musimy dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje i wrócić mocniejsi następnym razem. Generalnie jednak uważam, że stopniowo się poprawiam jako zawodniczka. Sabalenka jest jedną z najtrudniejszych przeciwniczek, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Potrzebuję udoskonalenia, by przy kolejnym podejściu stawić czoła takiemu wyzwaniu – zakończyła.