Puchar Federacji. Polska – Rosja. Rewanż nowego pokolenia

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: PZT

W pociągu o nazwie ,,Puchar Federacji” ponownie znaleźliśmy się w jednym przedziale z Rosją. Cztery lata temu spotkanie odbyło się jednak w Pendolino, a obecnie siedzimy ściśnięci w drugiej klasie pośpiesznego. Tyle właśnie kosztowało obie ekipy przeprowadzenie bolesnego, lecz koniecznego odmłodzenia kadry.

Cóż to się działo cztery lata temu… Mieliśmy niemal wszystko. Radość z pobytu w Grupie Światowej była ogromna, w końcu dopiero co do niej awansowaliśmy. Los nas nie oszczędzał i w pierwszej rundzie przydzielił Rosję. Początkowo opinie były różne, ale kiedy kapitan Anastazja Myskina odkryła karty, okazało się, że to najlepsze możliwe losowanie. Do Polski przyjechały dawno niewidziane nad Wisłą wielkie postaci białego sportu, Maria Szarapowa i Swietłana Kuzniecowa. Z naszej strony w pełnej gotowości były siostry Radwańskiej, więc kibice wiedzieli, czego się spodziewać i w liczbie kilkunastu tysięcy pojawili się w krakowskiej Tauron Arenie. Atmosfera była wspaniała, a wiara wśród fanów ubranych w biało-czerwone barwy tak duża, że aż chyba niespójna z rzeczywistymi możliwościami. Zabrakło tylko jednego. Zwycięstwa. Przegraliśmy 0:4.

Po liderkach zostały wspomnienia

W lutym 2015 roku było piekielnie trudno o zwycięstwo. Kilka słów w tym miejscu należy się Marii Szarapowej. Rosjanka przyjechała do Krakowa jako świeżo upieczona finalistka Australian Open i aktualna mistrzyni Rolanda Garrosa. Na korcie radziła sobie równie dobrze, co w biznesie – słodycze spod szyldu ,,Sugarpovej” wyprzedano w mgnieniu oka. Warto pamiętać, że wówczas była to jeszcze nieskazitelna Maria Szarapowa… My mieliśmy przygotowaną odpowiedź w postaci Agnieszki Radwańskiej. Liderki z prawdziwego zdarzenia. Była ,,ona” – czyli Agnieszka, i ,,reszta” – czyli Urszula Radwańska, Alicja Rosolska i Klaudia Jans-Ignacik. Mecz z Rosją był dla tej drużyny nagrodą za wcześniejsze lata ciężkiej i – co ważne – owocnej pracy, ale jednocześnie przededniem jej zmierzchu. Nasze reprezentantki ze szczytu schodziły osobno, w różnym tempie i okolicznościach. W drużynie narodowej ostała się jedynie Rosolska.

Tak się złożyło, że zarówno dla reprezentacji Polski, jak i dla reprezentacji Rosji rok 2015 był ostatnim na najwyższym poziomie. Co prawda sąsiadki ze wschodu, w przeciwieństwie do naszych reprezentantek, pozostały w Grupie Światowej na kolejny sezon, ale ich postawa była daleka od optymalnej. Spotkania z Holandią i Białorusią kończyły się dla ,,Sbornej” już po meczach singlowych. Później było jeszcze gorzej. W sezonach 2016-2018 reprezentantki Rosji wygrały jeden mecz, notując przy tym pięć porażek. Bilans Polek w tym okresie jest o wiele lepszy, jednak należy pamiętać, że rywalizowaliśmy na niższym poziomie. Wyciąganie wniosków na podstawie ostatnich zwycięstw i porażek obu zespołów wydaje się się więc kiepskim pomysłem.

Warto natomiast zajrzeć głębiej. Spróbować doszukać się przyczyn załamania u jednych i drugich. Wpadka dopingowa Szarapowej oraz problemy zdrowotne Radwańskiej i Kuzniecowej zmusiły kapitanów obydwu ekip do zmian w składzie, a dokładniej: odmłodzenia. W dwóch poprzednich sezonach żadnej z wymienionych zawodniczek nie widzieliśmy już w narodowych barwach. Ich miejsca zajęły młodsze: Magda Linette, Magdalena Fręch, Daria Kasatkina, Natalia Wichlancewa czy Anastazja Pawluczenkowa (w Krakowie zagrała tylko w deblu). Wydaje się jednak, że był to okres przejściowy, a nadzieje na lepsze jutro dopiero nadchodzą. Nazywają się…

Iga Świątek i Anastazja Potapowa

Obie z rocznika 2001. Obie wygrały juniorski Wimbledon. W obu płynie sportowa krew. Ojciec Igi to były wioślarz, olimpijczyk z Seulu. Z kolei babcia Potapowej to dawna trenerka kadry tenisowej Rosji. Na tym podobieństwa się nie kończą. Podczas ostatniego Australian Open obie poznały smak zwycięstwa w turnieju głównym Wielkiego Szlema. Eksperci wróżą nastolatkom wielkie kariery, a one co chwila im przytakują i jeszcze bardziej rozbudzają apetyty, pokonując coraz lepsze rywalki.

Pierwsze zwycięstwa w narodowych barwach mają już za sobą, teraz chcą stać się ważnymi punktami swoich drużyn. Pytanie brzmi: czy kapitanom starczy odwagi? Czy Dawid Celt i Igor Andriejew powierzą losy drużyn narodowych 17-latkom? Który z nich będzie mógł powiedzieć ,,kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”, a który weźmie winę na siebie i powie, że ,,pośpiech jest złym doradcą”? Dobrze życzymy jednemu i drugiemu, ale mamy nadzieję, że to nasz szkoleniowiec ma lepszy pomysł na wprowadzenie wschodzącej gwiazdy do drużyny.

Wreszcie w domu

Jeśli marzymy o zwycięstwie nad Rosją, nie możemy jednak polegać wyłącznie na Idze Świątek. To banał, ale każda zawodniczka musi dać coś od siebie. Ważną funkcję będą pełnić najbardziej doświadczone w naszej drużynie Alicja Rosolska i Magda Linette. Jeśli one nie wytrzymają presji, złe emocje niemal na pewno udzielą się też młodszej części naszego zespołu.

Skorzystajmy z tego, że jesteśmy gospodarzami starcia. W Pucharze Federacji ma to wyjątkowe znaczenie. Gdy w zeszłym roku doszło do reformy Pucharu Davisa, znaczna część kibiców nie mogła uwierzyć, że ITF zabiera im wyjątkową otoczkę spotkań reprezentacyjnych. Żywo dopingująca publiczność to skrzydła, które potrafią unieść zespół wyjątkowo wysoko. – Nie ukrywam, że mnie i moim koleżankom z reprezentacji brakowało tego. Puchar Federacji pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych rozgrywany był w różnych, pięknych miastach na świecie, ale nie w Polsce – mówiła w wywiadzie dla naszego magazynu Katarzyna Nowak, prekursorka zawodowego tenisa w Polsce.

XXI wiek pod tym względem przyniósł zmiany na lepsze, ale do sytuacji wymarzonej wciąż daleko. W ostatnich dziesięciu latach Polki rozegrały tylko sześć meczów przed własną publicznością. Głód tenisa wśród kibiców powinien być więc wystarczająco duży. W Zielonej Górze wreszcie może zostać zaspokojony.

Z nadzieją i pokorą

Spotkanie z Rosją będzie istotne z jeszcze jednego powodu. Jak już zostało wspomniane, oba zespoły znajdują się w bardzo podobnym położeniu. Celt i Andriejew próbują otrząsnąć drużyny po serii niepowodzeń i z pomocą nowych nazwisk przywrócić je na szlak powrotny do Grupy Światowej. Kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia, dostanie jasny sygnał, że zła karta może się za chwilę odwrócić.

Określenie naszego położenia to dla nas poczucie nadziei, ale też lekcja pokory. Tylko naiwni mogą wierzyć, że mając w składzie niesamowicie utalentowaną, ale wciąż jeszcze niedoświadczoną dziewczynę i kilka innych solidnych tenisistek, tenisowa elita kłania się przed nami w pas i zaprasza w swoje progi. Składowych, które prowadzą do końcowego sukcesu, jest o wiele więcej.

Zarówno ja, jak i Agnieszka Radwańska kilka lat pracowałyśmy ze swoimi drużynami, by grać w Grupie Światowej. Pokonywałyśmy kolejne etapy, aby móc zagrać w ćwierćfinałach. Do tego potrzebna jest duża cierpliwość, determinacja, wiara w siebie oraz bardzo dobra atmosfera w drużynie – wylicza Katarzyna Nowak.

Wydaje się, że swoisty ,,starter pack" już posiadamy. Czas postawić pierwszy krok i wyruszyć w daleką podróż. Przez Rosję do Grupy Światowej!

Kolejna zmiana w kalendarzu imprez. Adelajda zastąpi Sydney

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Ostatnie dni obifitują w informacje dotyczące roszad w kalendarzach turniejów ATP i WTA. Jak się okazało, zmiany nie ominą również ,,australijskiej" części sezonu. Najlepsi zawodnicy i zawodniczki przeniosą się z Sydney do Adelajdy. 

Przenosiny turnieju do Adeljady mają ścisły związek z nowością od władz męskiego tenisa – turniejem ATP Cup. Zawody dla 24 reprezentacji rozgrywane będą na samym początku sezonu w trzech australijskich miejscowościach. Jednym z miast-gospodarzy będzie właśnie Sydney, dlatego podjęto decyzję o przeniesieniu imprez ATP i WTA w inne miejsce. Wybór padł na Adelajdę, rodzinne miasto Lleytona Hewitta. 

W latach 1974-2008 w Adelajdzie odbywał się turniej ATP. Na liście jego triumfatorów nie brakuje znanych nazwisk. Trofeum wznosili m.in. Novak Dżoković, Jim Courier czy Goran Ivanisević. Jeszcze bardziej imponująco wygląda lista zwycięzców imprezy w Sydney. Jej historia sięga bowiem 1885 roku. 

Co ciekawe, to już drugi turniej usunięty z kalendarza w ostatnim czasie, w którym triumfowała Agnieszka Radwańska. Tutaj informowaliśmy o końcu imprezy w New Haven. 

Natomiast w Cordobie toczy się aktualnie pierwsza edycja imprezy Cordoba Open, która zastąpiła w kalendarzu ATP Ecuador Open rozgrywaną w Quito. Więcej informacji na temat nowego turnieju znajdziecie w tym miejscu. 

ATP Montpellier. Matkowski i Oswald wyszli z opresji

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: Peter Figura

Marcin Matkowski i Philipp Oswald awansowali do ćwierćfinału turnieju gry podwójnej w Montpellier. Polsko-austriacki duet pokonał 2:6, 6:1, 10:2 Belgów Steve’a Darcisa i Davida Goffina.

Spotkanie pierwszej rundy turnieju na południu Francji nie rozpoczęło się dobrze dla Matkowskiego i Oswalda. W pierwszym secie to Darcis i Goffin wyraźnie dominowali. Belgowie skutecznie serwowali, podczas gdy Polak i Austriak mieli spore problemy w tym elemencie gry. Nie dziwi więc, że belgijski duet zwyciężył w secie otwarcia aż 6-2.

Druga odsłona meczu przebiegała już pod dyktando Matkowskiego i Oswalda. Choć mieli tylko 48% skuteczności pierwszego podania, nie pozwolili rywalom na przełamanie, gdyż skuteczny były ich drugie serwisy. Tymczasem Darcis i Goffin byli znacznie mniej skuteczni, niż w pierwszej partii. Tym razem Belgowie zdołali wygrać zaledwie jednego gema.

Decydujący super tie-break przypominał w swym przebiegu raczej drugą partię. Rozpędzeni Matkowski i Oswald oddali rywalom tylko dwa punkty, dzięki czemu mogli cieszyć się z awansu do ćwierćfinału.

O awans do półfinału polsko-austriacka para powalczy z turniejowymi ,,jedynkami", Ivanem Dodigiem i Edouardem Roger-Vasselinem lub Denisem Kudlą i Andreasem Miesem. 


Wyniki

Pierwsza runda debla
M. Matkowski, P. Oswald (Polska, Austria) – S. Darcis, D. Goffin (Belgia) 2-6, 6-1, 10-2

Montpellier. Gulbis za mocny dla Hurkacza

/ Maciej Pietrasik , źródło: własne, foto: AFP

Hubert Hurkacz w tym sezonie wciąż pozostaje bez zwycięstwa w turnieju głównego cyklu ATP. W Montpellier lepszy w dwóch setach okazał się Ernests Gulbis. Łotysz zwyciężył 6:4, 7:6(5).

Po zaskakująco krótkiej przygodzie z challengerem w Quimper, gdzie Hubert Hurkacz przegrał w singlu już w trzeciej rundzie, wrocławianin pozostał we Francji. Przeniósł się do Montpellier, gdzie tym razem rywalizował już w zawodach głównego cyklu ATP. W pierwszej rundzie trafił na Ernestsa Gulbisa.

Łotysz to tenisista, który od dawna świetne występy przeplata seriami porażek. W meczu z Hurkaczem dość szybko przejął jednak inicjatywę. Co prawda Polak miał break pointa już w drugim gemie, lecz Gulbis zażegnał niebezpieczeństwo, a przy stanie 2:2 sam wywalczył pierwsze przełamanie.

W ósmym gemie Łotyszowi przydarzył się słabszy moment i nasz tenisista odrobił straty. Niestety, po chwili znów Gulbis miał przewagę breaka – choć Hurkacz prowadził 30-0, to rywal zdobył kolejne cztery punkty, wykorzystując słabszy serwis wrocławianina. Niedługo później było już po secie, a Łotysz zwyciężył 6:4.

W drugiej odsłonie nie mieliśmy ani jednego przełamania, lecz to Gulbis był zdecydowanie bliższy zdobycia przewagi – miał cztery break pointy, ale w kluczowym momencie Hurkacza ratowało podanie. Przy serwisie rywala gra toczyła się czasem na przewagi, Polak nie miał jednak ani jednej szansy na przełamanie.

O wszystkim zdecydował więc tiebreak. Nasz tenisista lepiej rozpoczął tę rozgrywkę i prowadził już 4-1. Niestety, po zmianie stron Gulbis najpierw odrobił straty, a od stanu 4-5 wygrał trzy kolejne piłki i zwyciężył w całym meczu 6:4, 7:6(5). W drugiej rundzie Łotysza czeka mecz z Radu Albotem lub Philippem Kohlschreiberem.

Hurkacz przeniesie się natomiast do Rotterdamu. Aby zagrać w turnieju głównym, będzie musiał najpierw przejść przez dwustopniowe eliminacje.


Wyniki

Pierwsza runda singla:
Ernests Gulbis (Łotwa) – Hubert Hurkacz (Polska) 6:4, 7:6(5)