Teneryfa. Trzy mecze i trzy porażki Polek

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: Olimpia Dudek

Turniej WTA 250 na Teneryfie będzie toczyć się dalej bez udziału Polek. Na Wyspy Kanaryjskie poleciały aż trzy nasze tenisistki, jednak żadnej z nich nie udało się odnieść choćby jednego zwycięstwa. 

Do zawodów debiutujących w kalendarzu WTA zgłosiły się trzy Polki: Alicja Rosolska, Katarzyna Piter i Urszula Radwańska. Dwie pierwsze próbowały swoich sił w grze podwójnej, natomiast ostatnia z wymienionych uczestniczyła w kwalifikacjach do turnieju gry pojedynczej. We wszystkich przypadkach koniec był taki sam – porażka w pierwszym meczu.

Najbliżej sukcesu była Piter, która połączyła siły z Renatą Voraczovą. Polsko-czeska para wygrała pierwszego seta 7:5 z turniejowymi czwórkami, Ulrikke Eikeri i Ellen Perez. Jak się na koniec okazało, były to miłe złego początki. Gdy wyżej notowane przeciwniczki doszły do głosu, sprawy nabrały niekorzystnego obrotu. Ostatecznie Eikeri i Perez zwyciężyły 5:7, 6:3, 10-3.

W ćwierćfinale Norweżka i Australijka zagrają z Vivian Heisen i Andreeą Mitu, które pokonały drugą z naszych deblistek, Alicję Rosolską i partnerującą jej Ingrid Neel. To spotkanie było bardziej jednostronne. Zakończyło się wynikiem 6:1, 6:3.

Już w sobotę udział w turnieju zakończyła natomiast Urszula Radwańska. Celująca w powrót do pierwszej setki Polka przegrała 4:6, 4:6 z Lesley Pattinamą Kerkhove.


Wyniki

Pierwsza runda debla:

U. Eikeri, E. Perez (Norwegia, Australia, 4) – K. Piter, R. Voraczova (Polska, Czechy) 5:7, 6:3, 10-3

Nie ma szczepienia, nie będzie startu w Australii?

/ Adam Romer , źródło: własne / Tennis Magazin DE, foto: AFP

Pod znakiem zapytania stoi udział Novaka Dżokovicia w styczniowym Australian Open. Serb w udzielonym serbskiej bulwarówce Blic wywiadzie nie chciał zdradzić czy do Melbourne poleci. Nie ujawnia również czy jest zaszczepiony.

Kontrowersje wokół postawy Dżokovicia w sprawie szczepień przeciw koronawirusowi pojawiły się już dawno. Serb był w ubiegłym roku organizatorem kontrowersyjnego cyklu Adria Tour, gdzie zarzucono większość środków bezpieczeństwa, a do tego znane są jego poddające w wątpliwość pandemię wypowiedzi.

Teraz, gdy władze australijskiego stanu Wiktoria ogłosiły, że do Melbourne będą mogli przylecieć tylko zaszczepieni tenisiści, Serb zaskoczył po raz kolejny. – Nie wiem, czy polecę do Melbourne – powiedział w wywiadzie.

To wyraźna riposta na wypowiedź Dana Andrewsa, premiera rządu Wiktorii, który powiedział niedawno: „Myślę, że żaden niezaszczepiony zawodnik nie dostanie wizy wjazdowej. Wirusowi jest obojętne na którym miejscu jesteś w rankingu i ile Wielkich Szlemów już wygrałeś”.

Dżoković spodziewa się najwyraźniej kłopotów ze strony władz australijskich. A przecież dla niego kompleks Melbourne Park, gdzie rozgrywany jest turniej Australian Open, jest jak Roland Garros dla Rafaela Nadala czy Wimbledon dla Rogera Federera. Serb startuje tam nieprzerwanie od 2005 roku i odniósł już dziewięć zwycięstw, co stanowi niemal 50% jego 20 tytułów wielkoszlemowych.

Najdziwniejsze, że Dżoković nie chce także ujawnić jaki jest jego status w kwestii szczepienia. – Jestem rozczarowany, jak nie tylko w sporcie, ale w całym naszym świecie, ludzie dzieleni są na zaszczepionych i niezaszczepionych – mówi Serb rozczarowany dyskryminacją, jaka spotyka ludzi za ich wybory. Winą za taką sytuację obarcza media, które w jego opinii rozsiewają „strach i panikę”. Między innymi dlatego nie zamierza zdradzić czy przyjął szczepionkę czy nie. Nawet jeśli będzie go to kosztowało konieczność opuszczenia ulubionego turnieju wielkoszlemowego.

Australia jest jednym z państw, które wprowadziły najsurowsze przepisy wjazdowe i praktycznie dostęp do niego jest niemal niemożliwy. Już w tym roku Australian Open rozgrywany był przy zachowaniu niezwykle surowych przepisów sanitarnych, a wszyscy tenisiści musieli przechodzić restrykcyjną kwarantannę.

Według pojawiających się z kręgów zawodowego tenisa informacji, temat szczepień przed nadchodzącym w styczniu Australian Open jest głównym tematem dyskusji między tenisistami, a reprezentującymi ich organizacjami ATP i WTA. Według nieoficjalnych danych podawanych przez ATP około 65% zawodowych tenisistów jest już zaszczepionych. Są jednak tacy jak Dżoković, którzy nie podają takiej informacji. Z czołówki obok Serba takiej informacji nie zamierza udzielać Stefanos Tsitsipas. Dla odmiany Dominic Thiem zamierza zaszczepić się w zimowej przerwie między sezonami.

Tło sukcesu Camerona Norriego

/ Lena Hodorowicz , źródło: własne/www.theguardian.com, foto: AFP

Na początku sezonu kilku tenisistów zostało zapytanych o to, kto będzie miał przełomowy sezon. Cameron Norrie postawił na siebie i, jak się okazało, nie pomylił się. Po niedzielnym trumfie 26-latka brytyjski dziennik The Guardian postanowił przybliżyć czytelnikom jego historię.

Po sukcesie w Indian Wells Norrie awansował do czołowej dwudziestki rankingu ATP i został nową rakietą numer „1” Wielkiej Brytanii. Choć wielu nie wierzyło w potencjał 26-latka urodzonego w Johannesburgu, teraz już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że triumfatora BNP Paribas Open stać na wiele. Wielokrotnie zapewniał, że celuje w bycie liderem klasyfikacji i obecnie dzieli go od tej pozycji jedynie piętnaście miejsc.

Urodził się w Republice Południowej Afryki, dorastał w Nowej Zelandii, a od 2013 roku reprezentuje Wielką Brytanię. Początkowo pracował nad swoją grą biorąc udział w rozgrywkach uczelnianych, reprezentując Teksański Uniwersytet Chrześcijański. To tam poznał swojego obecnego trenera, Facundo Lugonesa. Ta współpraca jest dowodem na to, jak ważna jest więź na linii trener-zawodnik, lecz także pokazuje, jak bardzo może opłacić się szansa dana młodym, ambitnym szkoleniowcom.

– Staram się dawać z siebie wszystko, bo wiem, że muszę się poprawić w wielu kwestiach. Nie mam doświadczenia takiego, jak inni trenerzy, więc muszę ciężko pracować, aby dać Cameronowi to, czego potrzebuje – powiedział Lugones po niedzielnym triumfie swojego podopiecznego.

Zwycięstwo w Indian Wells było mieszanką doświadczenia zdobywanego przez lata przez reprezentanta Wielkiej Brytanii, jak i również postępu, który wykonał w ostatnim czasie. W tym sezonie 26-latek jest bardziej skuteczny na returnie, a we własnych gemach serwisowych o wiele częściej udaje mu się kończyć wymianę pierwszym uderzeniem po serwisie. Poprawę widać też na forhendzie, który, grany z dużą rotacją, pozwala mu dyktować punkt i sprawia rywalom jeszcze więcej trudności, zwłaszcza w parze z bardzo płaskim uderzeniem z bekhendu.

W aspekcie fizycznym również widać ogromny postęp. Jest to konsekwencja tygodni spędzonych na bieganiu w Nowej Zelandii podczas przerwy pandemicznej. Dowodem na to jest zwycięstwo w 4. rundzie w Indian Wells nad znanym z wytrzymałości fizycznej Roberto Bautistą Agutem.

Triumf w jednym z najbardziej prestiżowych turniejów w sezonie jest piękną nagrodą za lata ciężkiej pracy na i poza kortem. Jest też zwieńczeniem dobrego sezonu w wykonaniu Brytyjczyka. Zwycięstwo w Kalifornii poprawiło pozycję Camerona Norriego w walce o kończące sezon finały ATP. Jest on aktualnie na dziesiątej pozycji w wyścigu do Turynu, tuż za Hubertem Hurkaczem.

Moskwa. Jabeur skomplikowała sobie sytuację

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Wydłużyła się droga Ons Jabeur do WTA Finals. Tunezyjka przyleciała do Moskwy, by zagwarantować sobie udział w prestiżowych zawodach, a skończyło się na jednym wygranym gemie i kreczu. Na jej niedyspozycji najwięcej może ugrać Anett Kontaveit. 

Organizmy Ons Jabeur i Jeleny Ostapenko, półfinalistek zakończonego w niedzielę turnieju w Indian Wells, nie dały rady. Po długiej podróży samolotem i drastycznej zmianie klimatu oraz strefy czasowej nie były optymalnie przygotowane do rywalizacji. Obie tenisistki skreczowały w meczach pierwszej rundy Pucharu Kremla. Więcej może na tym stracić Jabeur, która do Moskwy przyleciała z celem przypieczętowania awansu do WTA Finals.

Tunezyjka w rankingu WTA Race zajmuje niewdzięczne dziewiąte miejsce. Teoretycznie musi więc wyprzedzić jedną z rywalek, by zakwalifikować się do zawodów dla najlepszej ósemki, które w tym roku zostaną rozegrana w Guadalajarze. Powszechnie znany jest jednak stosunek Ashleigh Barty do tego turnieju. Australijka i jej sztab są bardzo niezadowoleni z wyboru gospodarza imprezy i prawdopodobnie zrezygnują z udziału. Na razie to jednak tylko plotki.

Nawet dziewiąte miejsce może więc się okazać dla Jabeur wystarczające. Sytuacja znacznie się skomplikuje, gdy imprezę w Moskwie wygra będąca w dobrej formie Anett Kontavit. Estonka zacznie wtedy deptać po piętach Tunezyjce, a w przyszłym tygodniu będzie ją mogła nawet wyprzedzić. Historia tenisa zna już przypadki, gdy dzięki niesamowitemu finiszowi tenisiści zapewniali sobie miejsca w finałowych turniejach. Wystarczy przypomnieć rok 2017 i niezwykłą marszrutę Jacka Socka.

Na razie na niedyspozycji półfinalistek z Indian Wells skorzystały jednak przede wszystkim Jekaterina Aleksandrowa i Andrea Petkovic. Rosjanka i Niemka nie były faworytkami, ale przedostały się do drugiej rundy.

Z marzeniami o zwycięstwie pożegnała się też Jelena Rybakina, choć reprezentująca Kazachstan, to urodzona właśnie w Moskwie. Jako rozstawiona z numerem ,,7″ już w pierwszej rundzie uległa 4:6, 4:6 Markecie Vondrouszovej. Lepiej spisała się Simona Halep. Najbardziej utytułowana ze wszystkich uczestniczek turnieju wygrała na dzień dobry 6:1, 6:4 z Anastazją Potapową.


Wyniki

Wtorkowe mecze pierwszej rundy:

Jekaterina Aleksandrowa (Rosja) – Ons Jabeur (Tunezja, 5) 6:1, 1:0 i krecz Tunezyjki
Weronika Kudermetowa (Rosja) – Oksana Selechmietewa (Rosja) 4:6, 7:6(3), 6:4
Simona Halep (Rumunia, 8) – Anastazja Potapowa (Rosja) 6:1, 6:4
Marketa Vondrouszova (Czechy) – Jelena Rybakina (Kazachstan, 7) 6:4, 6:4
Anett Kontaveit (Estonia, 9) – Katerinia Siniakova (Czechy) 6:3, 6:3
Andrea Petkovic (Niemcy) – Jelena Ostapenko (Łotwa) 2:6, 6:0, 2:0 i krecz Łotyszki
Tereza Martincova (Czechy) – Irina Maria Bara (Rumunia) 6:0, 7:5

Gabaszwili: era ,,Wielkiej Trójki” trwa za długo

/ Szymon Adamski , źródło: własne / Punto de break , foto: AFP

Jeszcze pięć lat temu Tejmuraz Gabaszwili był najwyżej notowanym rosyjskim tenisistą. W wywiadzie dla Punto de break podsumował dobiegającą końca karierę i podzielił się opiniami na temat ,,Wielkiej Trójki” oraz swojego rodaka, Daniiła Miedwiediewa.

Na przykładzie Gabaszwiliego widać, jak rozkwitł w ostatnich latach męski tenis w Rosji. Pięć lat temu to właśnie urodzony w Gruzji zawodnik stał na jego czele wespół z Andriej Kuzniecowem. Dziś obaj rywalizują głównie w rozgrywkach challengerowych. Przez wiele lat grali jednak w głównym cyklu, lecz łącznie odnieśli zaledwie sześć zwycięstw w meczach z zawodnikami z pierwszej dziesiątki. Dziś Rosjanie sami mają dwóch tenisistów w tym elitarnym gronie, a Karen Chaczanow i Asłan Karacew znajdują się niewiele niżej.

Gabaszwili przewiduje, że po odejściu na emeryturę ,,Wielkiej Trójki” utworzy się grupa około dziesięciu graczy, którzy będą rywalizować o największe trofea. – Wróci Thiem, wróci Czorić, coraz lepsi będą Rublow i Auger-Aliassime – zaczął wymieniać 36-latek… Jednak na dłużej zatrzymał się przy Daniiłu Miedwiediewie. Jego zdaniem aktualny mistrz US Open ma wszystko, by stać się najlepszym tenisistą w historii Rosji. – Został mistrzem później niż Marat Safin i nie był jeszcze liderem jak Marat czy Jewgienij Kafelnikow.  Myślę, że może to jednak wkrótce zrobić. A już na pewno, gdy Dżoković i Nadal przejdą na emeryturę. Różnica jest niewielka, ale Miedwiediew zaznaczył już swoją przewagę nad Zverevem, Rublowem czy Tsitsipasem. Jest od nich solidniejszy i regularniejszy. Musiałby wygrać jeszcze dwa Wielkie Szlemy, żeby być najlepszym Rosjaninem w historii i ja w to wierzę. W cztery lub pięć wygranych szlemów również – powiedział Gabaszwili.

W trakcie długiej kariery 36-latek potrafił nawiązać walkę z najlepszymi tenisistami, a nawet cieszył się ze zwycięstw nad Murray’em i Ferrerem. Opisując dominację w ostatnich 20-letach używa jednak zwrotu ,,Wielka Trójka”, a nie ,,Wielka Czwórka” jak niektórzy kibice. Co ciekawe, tak długi czas panowania Federera, Nadala i Dżokovicia nie uważa za dobry dla dyscypliny. Wręcz przeciwnie.

– Przez dwadzieścia lat mieliśmy tylko trzech zwycięzców – to bardzo źle. Popularność tenisa spada, gdy zawsze wygrywają ci sami ludzie, kibice są tym przytłoczeni, chcą czegoś nowego, ale tak się nie dzieje, bo tamci są zbyt dobrzy – przeanalizował Rosjanin. – Przy takiej dominacji wąskiej grupy problem polega na tym, że promowanie innych staje się trudniejsze, prawie niemożliwe. Dwadzieścia lat to po prostu za długi okres. Przecież Rafa mógłby być ojcem Alcaraza. To za dużo – dodał Gabaszwili z odrobiną humoru.

36-latek przyznał, że sam jest u schyłku kariery. Stan jego ciała, a także finansów nie pozwala mu marzyć o powrocie do grona najlepszych i rywalizacji w największych turniejach. Pozostają mu jedynie piękne wspomnienia. Za życiowy sukces uznaje zwycięstwo nad Fernando Gonzalezem w US Open, gdy wygrał pięciosetową batalię, mimo że grał ze złamanym palcem.

Wyniki w ostatnich latach nie są już powodem do dumy, lecz Gabaszwili nie traci dobrego humoru. Na pytanie, który mecz by skasował, żeby jego dzieci nigdy go nie obejrzały, rozbrajająco odpowiedział, że każdy z ostatnich trzech lat… Aktualnie zajmuje 267. miejsce w rankingu ATP. Najwyżej był na 43. pozycji.