Wimbledon: Stara śpiewka Dźokovicia

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP / East News

W niedzielnym finale The Championships Nick Kyrgios zmierzy się z Novakiem Dźokoviciem. Australijczyk awansował bez gry, ponieważ z turnieju wycofał się kontuzjowany Rafael Nadal, natomiast Serb – wynik 2:6, 6:3, 6:2, 6:4 nie mówi całej prawdy – bardzo łatwo pokonał Camerona Norriego.

Artur Rolak z Londynu

Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub!

W metrze, w gazetach, na bilbordach – wszędzie informacja, że „The stage awaits”. Wystarczy skojarzyć fakty – wimbledoński Kort Centralny przy Church Road został oddany do użytku dokładnie sto lat temu, więc wiadomo, że nie o Royal Albert Hall w tej reklamie chodzi.

Wydawało się, że plan piątkowego koncertu na głównej scenie All England Lawn Tennis Clubu został ułożony tak, aby nawet dyżurni krytycy nie mieli do czego się przyczepić. Ale jak to czasem bywa, najlepszy artysta – w tym przypadku wcale nie nagle – rozchorował się przed samym przedstawieniem i jego występ został w ostatniej chwili odwołany. No, przedostatniej, bo organizatorzy mieli jeszcze czas, aby z tych, którym początkowo wyznaczyli rolę jedynie supportu, uczynić gwóźdź programu.

Skoro nie doszło do meczu Rafaela Nadala z Nickiem Kyrgiosem, to całe zainteresowanie publiczności skupiło się na drugim półfinale singla mężczyzn. Niczego nie ujmując Barborze Krejczikovej i Katarzinie Siniakovej oraz Ludmile Kiczenok i Olenie Ostapenko, półfinał debla kobiet zainteresował jedynie najbardziej wyrobionych koneserów tenisa. Publiczność – powiedzmy, że bardziej egalitarna – czekała jedynie na Camerona Norriego i Novaka Dźokovicia.

Nie jest to już, niestety, publiczność, jaką tenis, a Wimbledon szczególnie, wychowywał sobie przez dziesięciolecia. Jeśli nie brać pod uwagę wybuchu radości po wygraniu przez Brytyjczyka pierwszego gema, i to po serwisie Serba, to najwięcej radości dawały trybunom błędy tenisisty niepokonanego tu od 2017 roku.

Fakt, że Dźoković – walczący o 21. tytuł wielkoszlemowy w karierze, w tym siódmy w ogóle i czwarty z rzędu na Wimbledonie – z początku niemiłosiernie fałszował. Grał niestarannie, może nawet niechlujnie, a być może chciał tylko sprawdzić – jak wybitny artysta na wspólnej próbie z mniej znanym muzykiem – czy i czym może mu zagrozić Norrie. Pierwszego seta dość szybko spisał na straty, ale gdy w drugim wreszcie zdołał dobrać się do serwisu rywala, wszystko potoczyło się jak w refrenie, który wszyscy fani tenisa mogą zanucić z pamięci.

Teraz „the stage awaits” na grajków, którzy mają dość talentu, aby dać taki koncert, o jakim będzie się mówiło znacznie dłużej niż do kolejnego Wimbledonu.

Partnerem relacji medialnych „Tenisklubu” jest PZU, oficjalny sponsor Igi Świątek