Piątek był przedostatnim dniem rywalizacji tenisistów podczas 96. Narodowych Mistrzostw Polski. Zostali wyłonieni finaliści imprezy w singlu, jak i również doszło do rozstrzygnięć w zmaganiach deblowych.
Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub.
W pierwszym meczu dnia na korcie centralnym doszło do imponującego odwrócenia losów spotkania w wykonaniu Martyny Kubki. Tenisistka rozstawiona w Bytomiu z numerem „3”, reprezentująca Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki, drugi raz z rzędu musiała podczas Narodowych Mistrzostw Polski wracać ze stanu 0-1 w setach. W ćwierćfinałowym starciu z Zuzanną Bednarz przegrała pierwszą partię 3:6, po czym dwa następne sety rozstrzygnęła na swoją korzyść. W piątkowym półfinale, w którym Kubka zmierzyła się z Weroniką Falkowską, było podobnie. Początek spotkania należał do, jak powiedziała po meczu sama Kubka, faworyzowanej w tym starciu Falkowskiej.
– Na pewno dzisiaj nie stawiano mnie w roli faworytki. Ostatnie moje wyniki nie były też najlepsze, więc to było stosowne, dlaczego nie byłam w ścisłym gronie faworytek. Cieszę się, że odnajdywałam swój rytm coraz bardziej i kumulacja formy nastąpiła w półfinale, ale dopiero od drugiego seta. Traciłam pewność siebie, bo w drugim secie było już 0:1 z przełamaniem, więc nie zaczęło się to dobrze dla mnie. Troszkę traciłam wiarę, ale pomyślałam, że jestem w półfinale nieprzypadkowo i muszę grać swoje piłka po piłce, nie będę kalkulować, po prostu zaczęłam grać pewniej i tak się narodziła walka. Grałam agresywniej, a Weronika też poczuła presję, jaką na nią nakładałam. Dlatego losy meczu się odwróciły – powiedziała po meczu Kubka.
– Znamy się z Werą bardzo długo. Przez pewien czas trenowałyśmy nawet ze sobą. Zdajemy sobie więc sprawę ze swoich mocnych i słabych stron. Nie jesteśmy się w stanie czymś bardzo zaskoczyć. Dlatego w takich meczach jest zawsze dużo nerwów, walka odbywa się też mentalnie. Cieszę się, że ją wygrałam, choć na pewno nie było łatwo. Nie nastawiałam się dzisiaj na awans do finału i nie stawiałam przed sobą szczególnych oczekiwań. Walczyłam, biegałam do każdej piłki. W takich meczach trzeba dawać z siebie wszystko i gryźć kort – dodała.
W sobotnim finale Kubka zmierzy się z Magdaleną Fręch. 86. tenisistka świata idzie przez turniej jak burza. W trzech pierwszych meczach straciła zaledwie trzy gemy. W piątek jej przeciwniczką była Anna Hertel, która do półfinału również nie przegrała w turnieju ani jednego seta. Fręch wygrała piątkowe spotkanie 6:3, 6:1, chociaż, jak sama przyznała, było to nieco bardziej wymagające spotkanie.
– Przede wszystkim stoczyłam walkę sama ze sobą. Na korcie męczyłam się z uderzeniami, z tym, co robiłam. Ciało nie współgrało z tym, co chciałam zrobić i z tym, jaki miałam plan. Ostatecznie przetrzymałam to spotkanie i z tego się cieszę, że zakończyło się to tak, a nie dużo większą stratą sił. Przejść z trawy na ziemię mi się w sumie udało nie najgorzej, jednak to zmęczenie wynikające z Wimbledonu i całej gry na trawie było tak duże, że trzy dni odpoczynku nie wystarczyły mi na to, by się w pełni zregenerować, więc to się gdzieś w pełni nawarstwia. Dlatego teraz będę starała się jak najlepiej zregenerować przed sobotnim finałem. Dużo wiem o Martynie, bo grałyśmy ze sobą już nie raz. Na pewno nie będzie łatwo, widziałam fragmenty jej spotkania z Weroniką Falkowską. Wygrała zasłużenie i na pewno postawi mi bardzo wysoko poprzeczkę w finale – powiedziała Fręch.
Finał pomiędzy Magdaleną Fręch a Martyną Kubką został zaplanowany na godzinę 10:30 w sobotę na korcie centralnym. Wtedy poznamy nazwisko Mistrzyni Polski w grze pojedynczej. W piątek doszło natomiast do rozstrzygnięcia w turnieju deblistek. Wiktoria Rutkowska i Marcelina Podlińska pokonały Zuzannę Bednarz i Zuzannę Pawlikowską 10-8 w decydującym o losach spotkania super tiebreaku.
U mężczyzn finałową parę singlistów stworzą Daniel Michalski i Jan Zieliński. Michalski wyszedł w piątek zwycięsko z trudnego starcia z Filipem Peliwo. Wprawdzie to 28-latek urodzony w Kanadzie jako pierwszy objął prowadzenie w pierwszym secie, lecz ostatecznie w tiebreaku ta partia padła łupem Michalskiego. Młodszy z tenisistów nie ukrywał po meczu, że sam czuł, jak wyrównane było to starcie, a wręcz przyznał, że fragmentami rywal prezentował się lepiej.
– To był bardzo trudny mecz. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Tak naprawdę uważam, że momentami to Filip grał w nim lepiej ode mnie, a nawet chwilami przeważał na korcie. Ja przejąłem inicjatywę dopiero w tie-breaku i dzięki swojemu forhendowi oraz serwisowi rozstrzygnąłem go na swoją korzyść. W drugiej partii, mimo że na początku zostałem przełamany, czułem się już mocniejszy i zdołałem zamknąć to spotkanie – powiedział po zwycięstwie Michalski.
– Pierwszy raz w finale mistrzostw kraju grałem trzy lata temu. Od tamtej pory mnóstwo się u mnie zmieniło. Wtedy byłem młody i niedoświadczony. Teraz wciąż jestem młody, ale już mam całkiem spore doświadczenie, zdobyte w turniejach ITF, a także w challengerach ATP, w których zwłaszcza w tym roku rozegrałem dużo spotkań. Obecnie moja gra wygląda zupełnie inaczej. Jestem dużo mocniejszy pod względem fizycznym, lepiej serwuję, moje mentalne podejście też się zmieniło. Ja z 2019 roku i ja z dziś to dwie zupełnie inne osoby – dodał.
Bardzo ciekawym widowiskiem był pojedynek Jana Zielińskiego z Marcelem Zielińskim. Pomimo tego, że było to dwusetowe spotkanie, to stało ono na wysokim poziomie, trwało długo, a kibice zgromadzeni przy korcie numer „4”, niezależnie od sympatii, żałowali na koniec, że nie doszło do decydującej odsłony. Nie żałował Jan Zieliński, który już w trzecim gemie spotkania oznajmił, że nie da rady wytrzymać fizycznie tego meczu. Po jednej z bardziej wymagających wymian w drugim secie wdał się także w miłą wymianę zdań z jednym z kibiców, którą podsumował zdaniem: „Jest taka piosenka: To już jest koniec”. Po raz kolejny w tym tygodniu udowodnił jednak przede wszystkim sam sobie, że jest w stanie wytrzymać duże obciążenia. Warto przypomnieć, że gra, a właściwie grał on w Bytomiu również w deblu. Kilka godzin po półfinałowej wygranej, Jan, w parze z Kacprem Żukiem, sięgnęli po tytuł w grze podwójnej. Pokonali oni w finale Szymona Kielana i Filipa Peliwo.
– Sam nie wiem jak mi się udaje wytrzymywać kondycyjnie kolejne mecze. Dawno już nie grałem na takim poziomie intensywności, jednak na co dzień gram głównie w deblu, a tutaj jednocześnie w singlu i deblu. Dzisiaj wyszedłem na kort z taktyką, na którą w sumie nie miałem siły, a do tego Marcel zagrał lepiej niż się spodziewałem. Szacun dla niego, już wiem, jak się znalazł w półfinale. To był bardzo ciężki mecz, na tym poziomie zmęczenia nie byłem w stanie nawet analizować tego, co się dzieje na korcie. Ale najważniejsze, że przetrwałem i udało mi się wygrać – powiedział Jan Zieliński.
– Sam nie wiem, jak po dotychczasowych meczach tutaj udało mi się dzisiaj rano wstać z łóżka. Chyba pomogło mi w tym śniadanie, bo jak poczułem jego zapach, byłem w stanie się podnieść. Kolejne kroki były już jednak o wiele cięższe. To było też widać w meczu. Brakowało mi sił na atak, zejście do kortu, przyspieszenie. Chyba tylko adrenalina mnie jeszcze trzyma na nogach, gdyby nie to, to już leżałbym pewnie w domu na łóżku – dodał.
Daniel Michalski i Jan Zieliński wyjdą na kort po finale kobiet, nie przed godziną 12:30 w sobotę.
Wyniki
Półfinały singla kobiet:
Martyna Kubka – Weronika Falkowska 2:6, 6:2, 6:4
Magdalena Fręch – Anna Hertel 6:3, 6:1
Półfinały singla mężczyzn:
Daniel Michalski – Filip Peliwo 7:6, 6:3
Jan Zieliński – Marcel Zieliński 6:4, 7:5
Finał debla mężczyzn:
Jan Zieliński, Kacper Żuk – Szymon Kielan, Filip Peliwo 6:2, 6:1
Finał debla kobiet:
Marcelina Podlińska, Wiktoria Rutkowska – Zuzanna Bednarz, Zuzanna Pawlikowska 6:1, 3:6, 10-8