Korespondecja ze Szczecina. Mistrz Polski gra dalej, porażka turniejowej jedynki

/ Damian Kust , źródło: własne, foto: Olimpia Dudek

Zwycięzca 96. Narodowych Mistrzostw Polski, Daniel Michalski, przeszedł pierwszą rundę Pekao Szczecin Open, pokonując Facundo Diaza Acostę 5-7, 7-5, 6-3. Jest to zwycięstwo o tyle cenniejsze, że 22-latek ostatnio zmagał się z kontuzją nadgarstka i na zawodowych kortach nie pokazywał się aż od końcówki lipca.

Mimo to, Michalski praktycznie nie pokazywał oznak „zardzewienia” i od początku toczył z rywalem bardzo równy bój. Diaz Acosta ma znacznie większą łatwość kończenia piłek, szczególnie z leworęcznego forhendu, więc w wymianach raczej uzyskiwał przewagę.

Polak nie domknął pierwszego seta ze stanu 5-4 30-0 przy swoim podaniu, ale udało mu się odrobić stratę. Mimo nieaktywności Michalskiego w ostatnim czasie, to właśnie Polak lepiej wytrzymał trudy spotkania. Diaz Acosta wraz z przebiegiem meczu coraz więcej grał na jedno uderzenie, w dodatku nieskutecznie.

– Miałem bardzo dobre przygotowanie dzięki mojemu trenerowi motorycznemu, Paulinie Bromek, z którą trenuję już sześć czy siedem lat. Miałem 4-1 w trzecim secie, zrobiło się 4-3 i dwa break pointy dla niego, ale cały czas czułem, że to ja jestem z przodu – powiedział po spotkaniu Michalski.

Porażka turniejowej jedynki

Zaskoczeniem dnia była niewątpliwie porażka Federico Corii, który rozstawiony był w Szczecinie z numerem jeden. Argentyńczyk mierzył się z Raulem Brancaccio, 25-letnim Włochem, który ostatnio bardzo się rozwinął i wygrał swój pierwszy tytuł rangi ATP Challenger Tour w San Benedetto del Tronto.

Brancaccio oprócz świetnej głębokości piłek w ataku zaskakiwał też kapitalnym wytrzymywaniem wymian. Coria umiejętnie rozdzielał forhendy od narożnika do narożnika, ale Włoch wyższymi piłkami łatwo resetował punkty.

Wykończenie meczu stanowiło jednak dla niego spory problem, a Coria w dwóch gemach serwisowych Włocha z rzędu bronił po dwie piłki meczowe. Ostatecznie Brancaccio wygrał 6-3, 7-6 i zapisał na swoim koncie drugie zwycięstwo z zawodnikiem z pierwszej setki w karierze. 25-latek swoje ostatnie sukcesy przypisuje odnowieniu współpracy z Javierem Ferrerem (bratem finalisty Roland Garros 2013).

Polacy w kwalifikacjach, co we wtorek?

Końca dobiegł też turniej eliminacyjny, w którym wszystkich sześciu Polaków (Paweł Ciaś, Karol Drzewiecki, Szymon Kielan, Mateusz Kułakowski, Jasza Szajrych, Yann Wójcik) pożegnało się z rywalizacją w pierwszej rundzie. Do drabinki głównej awans wywalczyli min. mistrz juniorskiego French Open sprzed roku Luca van Assche, czy mówiący płynnie po polsku, ale reprezentujący Wielką Brytanię Jan Choiński (jego ojciec jest Polakiem).

We wtorek na fanów w Szczecinie czeka aż trzynaście spotkań, w tym wszystkie pozostałe mecze pierwszej rundy singla. Nie przed siedemnastą Jerzy Janowicz zmierzy się na korcie centralnym właśnie z Choińskim, a na godzinę dziewiętnastą zaplanowano „mecz dnia” – Maks Kaśnikowski kontra Flavio Cobolli.

Chennai. Dobry start Kawy

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: Andrzej Szkocki

Katarzyna Kawa udanie rozpoczęła turniej w Chennai. Na indyjskiej ziemi Polka pokonała w pierwszej rundzie Astrę Sharmę. Nasza reprezentantka nie straciła seta w starciu z rywalką z Australii.

Po raz pierwszy w kalendarzu WTA Tour zagościł turniej w Chennai. Stanowi on niejako kontynuację rozgrywanego niedyś Indian Open, które przez kilka lat odbywało się najpierw w Hyderabadzie, a później w Bangalore. Od ostatniej edycji, wygranej przez Serenę Williams, minęło jednak 14 lat. Na start w Azji zdecydowała się Katarzyna Kawa, która w pierwszej rundzie podejmowała Astrę Sharmę. Z Australijką mierzyła się po raz pierwszy i można ją było uznać za faworytkę tego spotkania. Tenisistka z Antypodów w ostatnim czasie prezentuje się bowiem bardzo przeciętnie i znajduje się w trzeciej setce rankingu WTA.

Rzeczywistość pozytywnie zweryfikowała oczekiwania. Kawa zaczęła mecz od przełamania i choć już w kolejnym gemie przewagę straciła, to widać było, że jest lepiej dysponowana. Szybko odzyskała prowadzenie i tym razem nie miała już problemów z jego utrzymaniem. Wygrała seta 6:4.

Początek drugiej partii przyniósł sporo emocji. Rozpoczęła się ona od serii aż pięciu przełamań. Korzystnie wyszła z niej na szczęście kryniczanka. Kawa skutecznie obroniła się przed wyrównaniem na 4:4, a po chwili zakończyła mecz przy podaniu rywalki. Rywalką Polki w kolejnej rundzie będzie rozstawiona z „7” Kanadyjka Rebecca Marino.


Wyniki

Katarzyna Kawa (Polska) – Astra Sharma (Australia) 6:4, 6:3

„Możliwości są nieograniczone” – legendy tenisa przewidują przyszłość Świątek

/ Anna Niemiec , źródło: eurosport.com/własne, foto: AFP

W sobotę Iga Świątek zwyciężyła w US Open i wygrała trzeci wielkoszlemowy turniej w karierze. Mats Wilander i John McEnroe uważają, że na koncie Polki już niedługo pojawi się zdecydowanie więcej takich tytułów.

Myślę, że zdobędzie ich co najmniej dziesięć – powiedział na antenie Eurosportu były szwedzki tenisista. – Jej styl gry różni się od pozostałych zawodniczek. Ona uderza szybciej od innych, rusza się szybciej, a gdy jej nie idzie potrafi zwolnić i przytrzymać piłkę w grze, dzięki świetnej grze w obronie. Gdy ona gra swój najlepszy tenis, nie widzę rywalki, która mogłaby ją pokonać. Z kolei gdy gra słabo, to i tak musisz pokazać kawał dobrego tenisa, żeby ją pokonać. Może nie na trawie, ale uważam, że tam również nauczy się grać. Obstawiam, że zdobędzie jeszcze minimum dziesięć tytułów wielkoszlemowych.

Myślę, że jej możliwości są nieograniczone – dodał McEnroe. – Widziałem, jak wygrywała dwa lata temu Roland Garros i bez wątpienia było widać, że może być dominatorką na kortach ziemnych. Przypomina mi Carlosa Alcaraza. Jeśli chodzi o bieganie od rogu do rogu po korcie, to nie wiem czy widziałem kogoś lepszego. Alcaraz jest jednym z najlepiej poruszających się zawodników na świecie, tak samo jak Świątek. W trakcie Wimbledonu grała pod dużą presją, tak samo jak na początku amerykańskiego lata. Wyglądała na spiętą również na początku US Open, ale w najważniejszych momentach dała sobie radę. Muszę zgodzić się z Matsem, że na pewno zdobędzie jeszcze sporo wielkoszlemowych tytułów. Czy dziesięć? Nie wiem, ale obstawiałbym, że między pięć a dziesięć na pewno – zakończył były lider światowego rankingu.

US Open. Vamos Alcaraz! Premierowy tytuł nastolatka!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Nowym mistrzem US Open został Carlos Alcaraz! Dziewiętnastoletni Hiszpan pokonał w finale Caspera Ruuda. Potrzebował na to czterech setów. Norweg ma czego żałować. W trzeciej partii nie wykorzystał piłek setowych, które mogły odmienić losy spotkania.

Finał tegorocznego US Open był trzecim spotkaniem Carlosa Alcaraza z Casperem Ruudem. Po raz pierwszy zmierzyli się jednak na dystansie do trzech wygranych setów. Jak dotąd dwukrotnie w dwóch partiach triumfował Hiszpan. Miało to miejsce w ubiegłym roku w Marbelli i w tym w Miami. W przeciwieństwie do Norwega Alcaraz debiutował jednak w Nowym Jorku w wielkoszlemowym finale. Ruud miał już okazję grać w takowym wiosną w Paryżu, gdzie łatwo uległ Rafaelowi Nadalowi.

Dziś od początku czuć było, że to spotkanie nie zakończy się szybko. Obydwaj zawodnicy wyszli na kort w dobrej dyspozycji, odpowiednio skoncentrowani i prezentowali tenis na najwyższym poziomie. W pierwszej partii w najważniejszych momentach dokładniejszy był jednak Hiszpan. Dzięki temu zdołał przełamać w trzecim gemie. Był to kluczowy break, bo utrzymany do końca partii. Alcaraz skutecznie obronił się przed Norwegiem i po 48 minutach gry przybliżył do tytułu.

Jednakże mało kto w męskim tourze tak dobrze wyciąga wnioski z niepowodzeń jak Casper Ruud. Norweg udowodnił to w drugim secie. Zmienił nieco taktykę. Częściej grał na środek kortu, co zaskakiwało Hiszpana, który oczekiwał, że będzie rozrzucany po korcie. U Alcaraza zaczęły pojawiać się błędy, a zawodnik ze Skandynawii przyzwyczaił nas do tego, że skrupulatnie wykorzystuje każdy przejaw słabości u rywala. Przy stanie 2:2 obronił się przed przełamaniem i dało mu to psychologiczną przewagę nad rywalem, któremu nie oddał już w tym secie żadnego gema.

Trzeba przyznać, że obaj zawodnicy nie mogli narzekać w niedzielę na poziom swojego serwisu, ale jednocześnie byli tak dobrze dysponowani i w innych elementach gry, że trudno im było zdobyć przewagę nad rywalem samym podaniem. Ruud rozkojarzył się nieco a początku trzeciej partii, dzięki czemu Alcaraz rozpoczął ją od przełamania. Znów pokazał jednak świetną odporność psychiczną. Hiszpan miał nawet piłkę na 3:0, ale nie wykorzystał jej, po czym Norweg potrafił doprowadzić do wyrównania. Po ponad godzinie pasjonującej i widowiskowej gry w tym secie okazało się, że do rozstrzygnięcia konieczny będzie tiebreak. Ruud miał dwie piłki setowe na 7:5, ale Alcaraz obronił się przy nich znakomitymi akcjami przy siatce. W karo serwisowe Hiszpan wchodził zresztą w tym meczu bardzo często i zwykle wychodził z tych sytuacji zwycięsko. Tymczasem z Norwega w tiebreaku wyszło rozgoryczenie niepowodzeniem w dwunastym gemie. Wygrał tylko jeden punkt i znów przegrywał.

Ruud opanował nerwy i od początku czwartego seta znów prezentował się tak dobrze jak wcześniej. Problemem dla niego było jednak to, że z biegiem czasu rósł w oczach Alcaraz. Hiszpan sprawiał wrażenie, jakby już witał się z wielkoszlemowym triumfem. Wychodziło mu niemal wszystko, grał jak natchniony i był niesamowicie skoncentrowany. Dzięki temu w szóstym gemie zdobył przewagę przełamania. Dziewiętnastolatkowi ręka nie zadrżała nawet w decydujących momentach meczu. Pewnie utrzymał przewagę i zdobył swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł! Został też pierwszym w historii nastoletnim liderem rankingu ATP!


Wyniki

Carlos Alcaraz (Hiszpania, 3) – Casper Ruud (Norwegia, 5) 6:4, 2:6, 7:6(1), 6:3